Miesiąc: sierpień 2013
Haga Park
Mieszkam w sztokholmskiej gminie Solna.
To bardzo ciekawa i piękna okolica i podobno najlepsza gmina w całej Szwecji. Ja tego osobiście nie odczuwam, ale od siebie mogę powiedzieć, że mieszka mi się tu w miarę spokojnie, mam blisko do dwóch wielkich parków przy wodzie – Haga oraz Råstasjön, a także Brunnsviken, co dla mnie – wielbicielki roweru i natury jest na wagę złota.
Do Haga Parku mam bardzo blisko i odpoczywam tam tak często jak mogę. Najchętniej oczywiście na rowerze.
Albo na zwykłym nieśpiesznym spacerze… O każdej porze roku.
Dziś w Koppartälten (to ten niebieski wielki namiot), można było obejrzeć zabawną operetkę „Jak Król Gustaw III reżyseruje Wesele Figara”. Dowiedziałam się o tym przedstawieniu z kwartalnika „Kultura i wydarzenia w Solna” (na pewno każda gmina ma podobną książeczkę), którą biorę z naszej miejskiej biblioteki i dzięki której nie omijają mnie ciekawe rzeczy.
Nie żebym była taka dobra ze szwedzkiego, ale poszłam na to przedstawienie głównie po to, żeby posłuchać jak śpiewają. A śpiewali pięknie!
Sztukę z grubsza zrozumiałam i miałam naprawdę przyjemną muzyczną godzinkę.
W sztuce tej jednym z bohaterów był Carl Michael Bellman i o nim nie mogę nie wspomnieć, bo to jeden z najważniejszych poetów i kompozytorów szwedzkich, okresu klasycyzmu. Skomponował on pieśń dla króla Gustawa III i nadał jej tytuł Toast dla Gustava.
Na zdjęciu Pawilon Gustawa III, zdjęcie zrobiłam cztery lata temu.
W Haga Parku stoi również pałac księżniczki Victorii, następczyni tronu, która mieszka tam wraz ze swoim mężem Danielem i córeczką Estelle. Pałac jest gęsto otoczony krzewami i drzewami i nie sposób cokolwiek zobaczyć.
Haga Park to też Dom Motyli, do którego wybieram się co roku zimą.
Najbardziej podoba mi się jednak ten szmaragdowy pawilon. W tym pawilonie można posłuchać muzyki, od czasu do czasu ktoś bezinteresownie daje swój muzyczny koncert. Przyjemnie jest wtedy usiąść w pobliżu na kocu i pozwolić muzyce pieścić ucho.
Wiele przemiłych chwil spędziłam w tym parku i jestem szczęśliwa, że mam tak blisko do niego. Miło patrzeć na wypoczywających w nim ludzi, na drzewa, na wodę. Wierzcie mi, trudno usiedzieć w domu mając taki park niedaleko domu.
Taki zwykły niezwykły park.
:-*
Chciałabym Wam podziękować za życzenia urodzinowe pod wpisem 27 sierpnia oraz na fanpage’u Polki. Za wszystkie Wasze serdeczne, zarówno napisane jak i wypowiedziane, a nawet za te tylko pomyślane słowa ściskam Was mocno! Choć większości z Was nie znam osobiście, czuję od Was ciepło i sympatię. A to daje mi siłę do dalszego pisania.
Dziękuję!
fot. Jonna Jinton
Surströmming
Dziś w sąsiedzkim Sundbyberg odbyła się wielka uczta raków i kiszonych śledzi, kräft- i surströmmingsskiva.
Swoją prywatną raczą ucztę miałam dwa dni temu, w domu a tutaj przyjechałam spróbować słynnych kiszonych śledzi (surströmming).
Pierwszy raz usłyszałam o nich w szkole szwedzkiego, że kiedyś, aby zrobić zapasy na długą i surową zimę, między innymi kiszono bałtyckie śledzie. Ryby (których w Szwecji pod dostatkiem) kiszono bo sól, która ma właściwości konserwujące była kiedyś droga i używano jej oszczędnie. Fermentowały i kisły więc sobie te rybki w wielkich beczkach, lekko zasolone, wydając bulgoczące odgłosy…
Rok temu przypadek chciał, że znalazłam się w Sundbyberg właśnie, gdy zaczynał się festyn i byłam przekonana, że w mieście pękło szambo. Smród był taki, że musiałam zakryć nos chusteczką. Patrzyłam na zadowolonych ludzi, stojących w długich kolejkach po swoją porcję śledzi a moje oczy robiły się coraz większe ze zdumienia.
Dziś stanęłam w tej kolejce i ja.
Za całe 70 koron kupiłam sobie najbardziej śmierdzącą kolację mojego życia.
Te rybki to kiszone śledzie. Poddawane są przez 2 miesiące fermentacji a potem zamykane w puszkach, gdzie fermentują sobie dalej. Rok, a najlepiej dwa. Puszki takie otwiera się tylko na powietrzu, a jeżeli już w domu, to pod wodą, żeby ani kropla nie spadła na ubranie, bo będzie do wyrzucenia. Takie prosto z puszki muszą być straszne, dlatego jada się je z cebulą, śmietaną, ziemniaczkami albo z cienkim chlebem. Do tego pije się wódkę, można i piwo.
Do pierwszego kęsa przymierzałam się długo, panie na przeciwko przy stole wspierały mnie serdecznie, jedna z pań chciała mi dać swoje sztućce przyniesione z domu, bo plastikowe są za miękkie. Ze względów higienicznych nie skorzystałam. Rybkę trzeba „otworzyć”, wyskrobać wnętrzności, nabrać cebulki, umaczać w śmietanie i potem szybko pogryźć chlebem. Ach!
Smakowało lepiej niż „pachniało”. Ale nie wiem, czy będę te degustacje ponawiać co roku.
Dla zobrazowania smaku i zapachu polecam do obejrzenia filmik (klik) znaleziony w sieci. Chłopak mówi po angielsku, ale jest tak sugestywny, że znajomość angielskiego nie jest tu konieczna:-)
Czy próbowaliście tych śledzików? Macie to już za sobą?
Racza uczta – kräftskiva
Sierpień to w Szwecji miesiąc, w którym Szwedzi delektują się rakami, (znana w całej Szwecji kräftskiva).
Dawniej były racze premiery, (kräftprämier), 8 sierpnia, kiedy to oficjalnie ogłaszano, że można już prawnie odławiać raki. Łowiono więc je i raczono się nimi, przy dobrych trunkach i ze śpiewem na ustach, najchętniej w gronie rodziny lub znajomych.
Dziś data nie jest już taka istotna ale tradycja na szczęście pozostała.
Raki ze szwedzkich wód są bardzo drogie, więc sklepy pełne są raków importowanych, gotowych w zalewie, albo mrożonych. W Szwecji bardzo polubiłam te urocze przysmaki.
Tak więc w sierpniu o rakach zwykle mowa. Gdzie nie spojrzysz – raki. Wszyscy mówią o raczej uczcie. Małe dzieci wycinają w przedszkolach rakowe ozdoby. W magazynach kobiecych porady, jak się ubrać na racze przyjęcie… Bardzo fajne są wszelkie ozdoby z papieru, cała papierowa zastawa może być w raki i raczki. Najczęściej widuję takie kolorowe księżyce, kapelusiki na głowach, chorągiewki, które dla niektórych są wręcz nieodzowne przy tej okazji.
Ja jednak bez tej papierowej otoczki świetnie daję sobie radę.
Cudownie jest, jak pogoda dopisuje a jeszcze cudowniej jest, jak ma się ogród własny, w którym można się zebrać i razem z przyjaciółmi albo rodziną (jeśli ktoś ma szczęście i ma rodzinę blisko siebie) spędzić przyjemnie czas i pożegnać się z odchodzącym latem.
Do kräftskiva pasuje wyśmienicie znana wszystkim Szwedom sałatka pod nazwą skagenröra. Są to krewetki w śmietanie i majonezie z różnymi dodatkami , ale głównie z dodatkiem ikry rybnej. Pyszna!
Cała ta uczta jest wyborna, dużo w niej też zabawy, żeby wyłuskać z tych raczych kleszczy jak najwięcej smacznego i delikatnego mięsa. Czasem sok z takiego raka trafia prosto w starannie wymalowane oko. Kräftskiva to kolejna szwedzka tradycja, która przypadła mi do gustu (i smaku).
Odkąd tu mieszkam staram się, by to racze święto urządzić dokładnie 27 sierpnia, kiedy to wypadają moje urodziny. (Kończę dziś lat więcej niż 35, które brzmią jeszcze młodo, a mniej niż 40, które brzmią dużo poważniej).
Dziękuję Państwu za uwagę, a ja zaś wracam do stołu, żeby zdmuchnąć świeczkę na urodzinowym torciku, bo mam jedno pewne marzenie….
Zatrzymać lato
Czy Wam też potrzeba odpoczynku po urlopie? Czasu, żeby dojść do siebie i znów wskoczyć na tory codziennych zajęć? Czy Wy też tak jak ja, próbujecie zatrzymać na siłę ostatnie dni lata, odstawić wszystko na bok i wyjść na słońce ?
Wprawdzie walizki już rozpakowane i wciągnięte na pawlacz, to w domu panuje wciąż jeszcze powakacyjny rozgardiasz. Stos ubrań czeka na prasowanie, masa spraw czeka na załatwienie, parę ważnych telefonów czeka na wykonanie…. Ciało zmaga się z lenistwem, głowa walczy z wrażeniami ostatnich tygodni a dusza szuka spokoju.
Dziś, choć tyle do zrobienia, pojechaliśmy do Rezerwatu Przyrody na Gålö. Byliśmy sam na sam z naturą i wytęsknioną ciszą. Długi spacer przez las i odpoczynek na skałach dobrze nam zrobił. Wróciliśmy do domu szczęśliwi od tego słońca i powietrza. Jutro jedziemy znów, na inną wyspę, w inny las. Choćby na kawałek dnia.
Bo obowiązki nie uciekną, a lato tak.
Najnowsze komentarze