Miesiąc: wrzesień 2013
Studentka w skowronkach
Nie macie pojęcia jaka ja jestem szczęśliwa! Ja sama też nie miałam pojęcia, że studiowanie daje mi tyle szczęścia!
Dziś zaczęłam (znów) studia i po prostu fruwam z radości! Czuję taki przypływ energii, że nosi mnie, śpiewam, tańczę i nie wiem, czy nie zarwę przez tą energię nocy.
Ale po kolei.
Jak zapewne wiecie, jestem nauczycielem. Z Polski wyniosłam znakomite wykształcenie – skończyłam pięcioletnie magisterskie studia na wydziale pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Te pięć lat to był wspaniały czas, mam cudowne wspomnienia, miałam świetnych profesorów i nauczycieli, wspaniałe i kochane koleżanki (bo to była głównie płcią żeńską wypełniona uczelnia), które oczywiście wciąż pamiętam i mile je wszystkie wspominam (tu westchnienie) a ze szkoły wyszłam z dyplomem w ręku i z przekonaniem, że teraz świat należy do mnie. Marzyłam o pracy nauczyciela i/lub pedagoga, w dobrej szkole podstawowej, ale los mój chciał inaczej. Posłał mnie w świat. Do Szwecji.
Mój piękny polski dyplom stanął wtedy pod znakiem zapytania. Ile jest warte moje wykształcenie ocenić miał Urząd Szkolnictwa Wyższego (Högskoleverket). Złożyłam więc ten dyplom i całe zestawienie zaliczonych przedmiotów wraz z punktacją (na którą w Polsce nie zwracałam uwagi) i zaczęło się nieznośne czekanie.
O pracy w szkole czy przedszkolu mogłam zapomnieć, co mnie zdołowało, bo mnie do życia potrzebna jest praca z dziećmi. Jak większość Polek zaczynałam od pracy przy sprzątaniu. Jeździłam po domach i willach i sprzątałam. Chciałam zatrudnić się jako opiekunka do dziecka, ale z racji tego, że w Szwecji rodzice mają długie i korzystne urlopy rodzicielskie a ponadto dzieci zaczynają przedszkole bardzo wcześnie, instytucja niani praktycznie nie istnieje albo nie jest popularna. Sprzątałam więc i starałam się to robić dobrze a nawet znaleźć w tym plusy. Przebywanie w szwedzkich domach i willach było dla mnie źródłem inspiracji urządzania wnętrz. Jednocześnie chodziłam, ma się rozumieć na lekcje szwedzkiego do szkoły dla obcokrajowców. Wiedziałam, że muszę ten szwedzki opanować, bo inaczej będę sprzątać do końca życia.
Któregoś dnia wisząc nad pewną muszlą klozetową krzyknęłam z rozpaczy: Nie! Jestem nauczycielem i nie będę myć kibli! Koniec! Nie po to zrobiłam takie piękne studia!
Popłakałam się, dokończyłam sprzątanie i nigdy już do tej pracy nie wróciłam. Ze swoim wciąż słabym szwedzkim, (słabym w mowie, bo w piśmie całkiem dobrze sobie radziłam), poszłam do pracy do przedszkola. Po roku pobytu w Szwecji. Pracę znalazłam bardzo szybko, bo jest ogromny niedosyt nauczycieli i opiekunów przedszkolnych. Praca była przy najmłodszych dzieciach, rocznych, więc mogę powiedzieć, ze pracowałam intuicyjnie. Nie potrzebowałam dużo mówić, najczęściej wypowiadałam sformułowania typu: zrobiłeś kupkę? Za to dużo słuchałam. Pracowałam ze Szwedkami (które, oprócz dwóch, bardzo źle mnie traktowały i przez które dużo płakałam) i dzięki temu ciągłemu przysłuchiwaniu się im mój szwedzki poszedł jak burza do przodu. Dużo się też nauczyłam o tym jacy są Szwedzi w środowisku pracy.
Po pół roku odeszłam stamtąd podskakując z radości bo znalazłam sobie nową pracę, tym razem jako nauczyciel zerówki. Jednocześnie dostałam się na studia kompletujące na Uniwersytecie Sztokholmskim. Właściwie to nie musiałam nic kompletować bo Urząd Szkół Wyższych uznał moje studia i zażądał tylko rocznego kursu przygotowawczego „Być nauczycielem w Szwecji” oraz praktyki w przedszkolu i szkole, co czyniłam pracując właśnie. Ja miałam zajęć najmniej, mój indywidualny kurs był okrojony, bo miałam z Polski bardzo dużo punktów. (Ha! Warto było!) I jako jedyna na tym kursie byłam jednocześnie i przedszkolanką i nauczycielem szkoły podstawowej i dzięki temu, jako jedyna robiłam dwie szwedzkie legitymacje nauczycielskie na raz. Dziś nauczyciel w Szwecji musi mieć tzw. legitymację i mnóstwo szwedzkich nauczycieli musi się dokształcać. Ja jedną legitymację – nauczyciela przedszkola już mam (zaliczyłam szwedzki teoretyczny i praktyczny egzamin nauczycielski) a dziś kontynuuję, żeby zdobyć drugą legitymację.
No więc walczę o swoją przyszłość dalej. Tegoroczny kurs to Nauczanie czytania i pisania. (Polka uczy szwedzkie dzieci czytać i pisać po szwedzku, do czego to doszło!) Na dodatek wzięłam na siebie również kurs języka migowego, który jest w Szwecji bardzo popularny. Czeka mnie mnóstwo nauki i zajęć, nowe znajomości i nowe przeżycia. Uwielbiam biegać na uczelnię, wydeptywać ścieżki między regałami ogromnej biblioteki, słuchać mądrych wykładów. Lubię ten dreszcz na skórze, gdy dowiaduję się czegoś nowego i fascynującego. Uwielbiam pisać i notować, rozwijać się i kwitnąć. Teraz atrakcyjnym dodatkiem do studiów jest szwedzkie towarzystwo. W zeszłym roku w mojej grupie byli sami obcokrajowcy a teraz połowa grupy to Szwedzi. To będzie bardzo dla mnie ciekawe doświadczenie!
Kończę moje wyznania i mam nadzieję, że dodadzą Wam one tej energii, której mam teraz tak dużo! Mam również nadzieję, że moja radość i motywacja się Wam udzieliła i byłabym jeszcze szczęśliwsza, gdyby się komuś z Was przydała.
Dobrej nocy!
Najnowsze komentarze