Kiedy mieszkałam w Warszawie byłam z kinem za pan brat.
Biegałam do kina nieprawdopodobnie często, zdarzało się, że widziałam już wszystko i musiałam czekać na kolejne filmy. Czytałam filmową prasę, znałam wszystkie recenzje, każde kino.
Po przeprowadzce do Szwecji kontakt z kinem zerwał się nagle głównie przez nieznajomość języka/języków. A filmów polskich nie grano. Nadrabiałam przywiezionymi z Polski filmami na płycie, ale oglądanie filmów w domu, to nie to samo, bo nic nie zastąpi atmosfery sali kinowej. Samo wejście do kina i ten przyjemny zapach popcornu i czegoś bliżej nieokreślonego działa na mnie kojąco i relaksująco…
Minęło dużo czasu zanim poszłam na pierwszy film do kina tutaj w Sztokholmie i teraz chodzę do kina rzadko – bilety są dość drogie a i moja kinowa pasja zelżała nieco. Polskiego filmu nie widziałam już parę lat, więc wieść o Festiwalu Polskich Filmów KINOTEKA przyjęłam z radością. Poprzednie festiwale przegapiłam (nie wiem jak to się stało!) a o tegorocznym dowiedziałam się z ulotki znalezionej na uczelni. Patronatem festiwalu jest Polska Institutet w Sztokholmie.
W tym roku, na festiwalu obejrzałam film „Bejbi blues” w reż. Katarzyny Rosłaniec. Film był dobry, podobał mi się i myślę, że bardzo potrzebny. Poza tym, poznałam nowych aktorów. Magda Berus zachwyciła mnie i z pewnością będę ciekawa jej kolejnych ról.
Na film „Imagine” nie załapałam się niestety, bo zabrakło biletów dlatego też, żeby kolejne filmy nie przeszły mi koło nosa, kupiłam od razu bilety na filmy krótkometrażowe i na „Mój rower”.
Z serii krótkich filmów podobały mi się filmy „Strażnicy” w reż. Krzysztofa Szota; animowany film „Co się dzieje, gdy dzieci nie chcą jeść zupy” Pawła Prewenckiego (niesamowicie budzi fantazje!) i „Vocuus” Patryka Jurka (ach jak miło było znów zobaczyć Macieja Stuhra!)
Na „Mój rower” Piotra Trzaskalskiego czekałam bardzo, bo słyszałam, że film jest piękny. Wiem, że do festiwalu wybierane są perełki filmowe, ale ten film to niemal arcydzieło! Oczarował mnie scenariusz, muzyka, doskonałe zdjęcia, gra aktorów. Warto było zobaczyć!
Warto było pójść na festiwal, zobaczyć znajome z ekranu twarze, przeżyć to, co polskie jeszcze raz i jeszcze raz przekonać się, że polskie filmy mogą być świetne. Ten festiwal dał mi jeszcze jedno – poczułam się jak za dawnych czasów w Warszawie…..
Zdjęcia do tego wpisu pochodzą z internetu.
W pierwszym roku po mojej przeprowadzce do Irlandii w lokalnej galerii odbył się festiwal polskich filmów. Od razu wykupiłam karnet dla siebie i męża. Najbardziej pamietam rozmowy z Irlandczykami po projekcjach – trochę byli zazdrośni, że na komediach Polacy śmiali się, zanim oni zdążyli doczytać napisy do końca 😉
Własnie trafiłam na Twój blog, pozwolisz, że będę zaglądać częściej 🙂
Witam Obie Panie!
Razem z żoną organizujemy już od dziesięciu lat Kinopolis, Festiwal Filmu Polskiego w Dublinie. Ciekawy byłem Pani Dagmaro, czy w 2013 roku była Pani może właśnie na naszym festiwalu? Jeżeli tak, zapraszamy ponownie od 3-go do 6-go grudnia.
Pani Moniko, bardzo przyjemnie było czytać Pani bloga! Przyznam, że trafiłem na niego przypadkiem. Mam rodzinę w Malmo, z którą właśnie poszukuję kontaktu. Mieszkamy w Gdańsku i mamy nadzieję pewnego dnia odwiedzić Szwecję z dzieciakami. Pani piękne fotografie i ciekawe teksty zaostrzyły nasz apetyt 🙂 Pozdrawiam serdecznie! Wojtek
Panie Wojtku,
niestety nie Dublin, a Sligo. Sezon zimowy 2006/2007 w The Model.
Dziękuję za zaproszenie, z pewnością bym skorzystała, gdybym mieszkała bliżej Dublina.
Pozdrowiam również, Dagmara.