Miesiąc: maj 2014
Birka – pierwsze miasto w Szwecji
Na wyspie Björkö leżącej na jeziorze Mälaren znajduje się miasto Birka – średniowieczna osada, pierwsze miasto w Szwecji – odpowiednik polskiego Biskupina.
Wybraliśmy się samochodem na wyspę Adelsö zapoznać się z naszym przyszłym kotem i przy okazji postanowiliśmy zobaczyć blisko niej znajdującą się dużą atrakcję turystyczną jaką jest właśnie Birka. (MAPA)
Strömma organizuje wycieczki z wielu miast do Birka, w które wchodzą kurs statkiem tam i z powrotem, wejście do muzeum oraz przewodnik oprowadzający po okolicy i opowiadający historię osady i wikingów. Grupy po szwedzku i angielsku.
Ze Sztokholmu do Birka wypływa M/S Victoria ze Stadshusbron koło Ratusza (Stadshuset). Wycieczka trwa od 5,5 do 8 godz w zależności od dnia tygodnia i kosztuje 360 kr/ok 180 zł. Rozkład jazdy.
Z Hovgården do Birka ostatni odcinek popłyniemy tym samym statkiem, który płynie ze Sztokholmu ale koszt biletu to 250 kr/125 zł od osoby. Statkiem z Hovgården do Birka można popłynąć tylko w okresie od 10 maja do 10 sierpnia. Rozkład jazdy. Rekomenduję Wam zakup biletów dopiero po wejściu na statek, nie wcześniej, ponieważ Wasze plany lub pogoda mogą się zmienić.
Tutaj można zobaczyć skąd można wypłynąć, ile kosztują i kupić bilety. Do Hovgården (ok. 45 km), można dojechać ze Sztokholmu samochodem, tam zostawić go na duzym, bezpłatnym parkingu. Po drodze, do Adelsö mamy prom, który chodzi co pół godziny i jest za darmo. Możemy dojechać też autobusem 312 z Brommaplan o 8,40 (chodzi co 2 godz) za darmo jeśli posiadasz kartę SL na podróże lokalne lub Stockholms Card. Jadąc autobusem do Hovgården na Adelsö (nazwa przystanku autobusu Adelsö kyrka) będziecie mieli prawie 2 godziny czasu do odejścia statku.
W tym czasie można posiedzieć w ogrodzie w bardzo przyjemnej kawiarni tuż przy przystanku Hembygdsgården, jak również zwiedzić tam ruiny starego dworu Hovgården,
zobaczyć kamień runiczny,
i małe wzgórza, gdzie prawdopodobnie spoczywają dawni średniowieczni książęta jak również jeden z najstarszych kościołów Szwecji – Adelsö Kyrka z XII wieku. Jest tam oryginalna ambona z lat 1300,
oraz oryginalna chrzcielnica z lat 1100.
Uwaga! Brak strzałek i napisów do pomostu skąd odchodzi statek do Birka! Ale łatwo się tam dostać podążając drogą koło kościoła (zostawić go po prawej stronie) dojść do jeziora, otworzyć sobie furtkę (zdjęcie poniżej).
Teraz trzeba przejść przez łąkę około 200 m do betonowego pomostu. Tam już jest tablica informacyjna o statku i godz odejścia.
Do Birka płyniemy 15 minut, a tam wita nas przewodnik, który opowie nam historię osady.
Osadę założył jeden z pierwszych władców tych rejonów Szwecji, ok. 780 roku wg dokładnych planów prostokątnej zabudowy miasta i portu. Natomiast swoją siedzibę królewską (Hovgården) umieścił na sąsiedniej wyspie Adelsö. Birka wraz z Hovgården znajdują się na liście światowego dziedzictwa Unesco.
W pierwszej połowie IX w. pojawił się w Birce niemiecki misjonarz, benedyktyn Ansgar, który starał się zaszczepić chrześcijaństwo wśród pogańskich Szwedów. Sądząc po liczbie pogańskich grobów, dzieło Ansgara przyniosło marny skutek, religia chrześcijańska przyjęła się dopiero 200 lat później. Z dawnej osady do dnia dzisiejszego zachowało się niewiele, a prawie wszystko, co można tam zobaczyć, pochodzi z wykopalisk.
W 1834 roku w 1000 letnią rocznicę, na pamiątkę przybycia Ansgara do Birki wzniesiono ten krzyż i nazwano go Krzyżem Ansgara.
Birka była miastem handlu i rzemiosła.
Przy okazji trzeba wyjaśnić, że wikingowie duńscy i norwescy byli najeźdźcami, rabusiami i kolonizatorami, natomiast wikingowie szwedzcy zajmowali się głównie handlem, odbywali podróże do sąsiednich krajów bałtyckich ale również bardzo daleko na wschód. Spływali swoimi łodziami rzekami Rosji i nawet docierali dalej do Konstantynopola.
Wikingowie stanowili odrębną, mniejszą grupę społeczną ale i o wyższej randze. Byli to mężczyźni silni, odważni i odporni na trudne warunki podróży niekiedy w zimowym okresie. Byli mistrzami w żeglarstwie, nawigacji i prowadzenia handlu.
Przywozili z innych krain między innymi srebro, pszenicę, wino, ceramikę, jedwab i egzotyczne przyprawy a w zamian oferowali wyroby z drewna, żelaza a także skóry, futra i kły zwierząt. To typowy statek szwedzkich wikingów.
A teraz wejdźmy na chwilę do muzeum.
Są w nim makiety przedstawiające zwykłe, codzienne życie mieszkańców Birki.
W małych gablotach pokazano, co tamci ludzie jedli,
jakie używali ozdoby,
przedmioty codziennego użytku.
Zrekonstruowany fragment miasta Birka, przybliża nam i pomaga wyobrazić sobie jak żyli wikingowie, lokalni kupcy czy rzemieślnicy.
Typowa uliczka wyłożona balami drewna:
Tutaj zrekonstruowany ówczesny port.
W programie wycieczki mamy 3 godzinny pobyt na Birce. Po wędrówce z przewodnikiem pozostaje sporo czasu wolnego. Korzystamy z niego spacerując, można urządzić sobie piknik (polecam wziąć ze sobą przekąski, wodę i koc).
Dla dzieci jest tam wspaniały plac zabaw.
Wycieczka była bardzo przyjemna a poza tym pożyteczna, bo dowiedzieliśmy się wiele na temat wczesnej historii Szwecji, ówczesnych obyczajów oraz tak wielu ciekawych i nowych rzeczy o samych Wikingach.
Szwedzi są bardzo dumni ze swojej historii, czego nie ukrywają.
I tym sympatycznym akcentem kończę swoją dzisiejszą opowieść.
Pozdrawiam i do miłego zobaczenia!
Artipelag
Ja i mój mąż dostaliśmy zaproszenie na wycieczkę do ciekawego miejsca o nazwie Artipelag.
Artipelag usytuowany został na pięknym półwyspie około 20 km na wschód od Sztokholmu w sztokholmskich szkierach. Björn Jakobson, właściciel koncernu Babybjörn, projektującego i produkującego m.in. nosidełka dla niemowląt, wraz ze swoją żoną, znani z pasji do sztuki i umiłowania natury, postanowili stworzyć ośrodek, który łączyłby wystawy sztuki (w szerokim pojęciu – rzeźby, malarstwa fotografii jak również muzyki) i który byłby jednocześnie eleganckim miejscem spotkań. Ośrodek ten wkomponowano w piękną scenerię skał, lasu i otaczającej go wody.
Myślą przewodnią przy budowie Artipelagu było to, że budynek będzie całkowicie dopasowany do natury a nie odwrotnie. Najlepszym tego dowodem jest to, że najwyższa skała tego terenu znalazła się w budynku. Nie rozsadzono jej w celu uzyskania kilku dodatkowych metrów powierzchni.
To pieczołowite wkomponowanie tego olbrzymiego budynku w otaczającą go scenerię (ponad 10 400 m2 powierzchni) sprawia, że nie odnosi się wrażenia jego wielkości. Zewsząd docierają do nas piękne widoki natury i człowiek czuje, że właśnie tam jest.
W budynku tym mieszczą się miedzy innymi galerie sztuki, dwie restauracje, (również ze stolikami na zewnątrz), duża sala koncertowa oraz butik z wieloma wyrobami skandynawskich projektantów.
Po zwiedzeniu wielu sal i całej galerii sztuki, zaproszeni byliśmy na lunch – do wyboru były typowe skandynawskie przysmaki.
Po lunchu poszliśmy najpierw na dach (wysłany naturalnym podłożem leśnym) skąd rozciągał się piękny widok na skrzącą się w słońcu wodę, a potem w dole, na długi spacer po okolicy.
Bardzo ciekawa jest długa na kilometr trasa spacerowa wzdłuż brzegu wody, drewnianym pomostem, dostosowanym do wózków dziecięcych i inwalidzkich. Jestem przyzwyczajona do takich spacerów brzegiem wysp, ale nigdy nie szłam tu w Szwecji tak długim i wygodnym pomostem.
Artipelag – nie wiedziałam o nim nic. Teraz cieszę się, że mogłam go poznać i że dzięki niemu dzisiejszy dzień był tak udany.
Zainteresowanym podaję link do strony ośrodka Artipelag i mapę.
Plasterek
Moje marzenie się spełniło, mam kotka!
Nie było to łatwe zadanie, ale w końcu go znalazłam. Jest najprawdopodobniej kocurkiem, ma kolorki dokładnie takie jakie chciałam i będzie miał na imię Plaster. Ma dopiero 5 tygodni i będzie u mnie w domu na początku lipca.
Spędziłam z kociakiem mnóstwo czasu dzisiaj ale musiałam go oddać mamie i teraz muszę uzbroić się w cierpliwość i poczekać jeszcze 7 tygodni… Mam mnóstwo pytań związanych z opieką nad kotem, ale mam nadzieję, że wśród moich czytelników znajdują się właściciele kotów, którzy podzielą się ze mną swoim doświadczeniem.
Kotek mieszka w Adelsö, skąd niedaleko już do Birka, (Björkö), najstarszego miasta w Szwecji, które przy okazji zobaczyliśmy. O szwedzkim Biskupinie napiszę niebawem. A ja już dziś życzę Wam słonecznej niedzieli.
Do zobaczenia!
Moja cudowna grupa
Dziś zakończyłam studia.
Razem z nauczycielami urządziliśmy słodkie i radosne zakończenie roku.
To było nasze ostatnie uczelniane spotkanie ale mam ogromną nadzieję, że nie ostatnie w ogóle, bo…
No właśnie. Nadszedł czas, by napisać parę słów o mojej grupie. Początkowo było nas około 20 osób, do końca dotrwało 6. Emily, Ludvig, Emmelie, Verena, Astrid i ja. Od samego początku w naszej grupie panowała bardzo serdeczna atmosfera. Głównie dzięki Emily (tej w zielonej spódniczce), która wszystkich tuliła i o wszystkich dbała. Nauczyła nas wszystkich, że jesteśmy jak kochające się rodzeństwo. Mnie traktowano od początku bardzo ciepło. Pilnowali, żebym nie przegapiła żadnej lekcji, zadania, żebym nie zgubiła się w czeluściach naszej uczelni. W tym semestrze, w mniejszej grupie starali się spotykać, żeby się razem uczyć i nigdy nie zapomnieli powiadomić mnie o tym i zaprosić do wspólnego wyjścia. Mimo, że chodziłam z nimi bardzo rzadko. Przegadaliśmy wiele godzin, cierpliwie odpowiadali na moje pytania o szwedzką mentalność, mnie wypytywali o polską. Nauczyli się mówić po polsku Żaba Monika. Choć na co dzień byłam dla nich po prostu Poleczką (Lilla Polka).
To są ludzi młodzi, o wielkiej tolerancji. Nigdy nie dali mi odczuć, że jestem „obca”. Traktowali mnie jak swoją. Okazywali miłość i szacunek na każdym kroku. Płakali razem ze mną, gdy umierała moja Babcia. Cieszyli się z moich blogowych i innych sukcesów. Pokazywali Sztokholm. Nauczyli mnie także precyzyjnej punktualności. Wyjawili wiele szwedzkich tajemnic. Długo by wymieniać….
Zapowiedzieliśmy, że koniec studiów to nie koniec naszej grupy. Wkrótce spotykamy się u mnie na wspólne lepienie pierogów. Pojedziemy do Gröna Lund. Mam nadzieję, że uda nam się utrzymać ten kontakt, bo wiem, że druga tak grupa już mi się nie trafi. Miałam szczęście, że ich spotkałam.
Te studia to też przygoda ze wspaniałymi nauczycielami: Joelem, Åsą, Matsem, Eirą i Anniką. Nauczyli mnie nie tylko migać, ale i rozumieć świat ciszy. Będę za nimi tęsknić!
Nasze ostatnie wspólne zdjęcie…
Na koniec kilka słów do moich przyjaciół:
Jag vill tacka Er för den underbara tiden vi har haft tillsammans.
För den kärleken Ni gav mig varenda dag. Tack vare Er tror jag på att man kan bli helt och hållet accepterad som invandrare och att man kan ha riktiga svenska vänner. Det är osannolikt att träffa sådan grupp igen.
FÖR ATT NI ÄR SÅ UNDERBARA!
Just another Polish Day
Choć studia skończyłam, pobiegłam dziś na uczelnię.
Dowiedziałam się, że dziś będzie Polski Dzień (Polish Day) i byłam bardzo tego wydarzenia ciekawa. Przyjechały do Sztokholmu studentki Akademii Górniczo-Hutniczej z Krakowa.
W strojach krakowskich opowiadały o Polsce, o Krakowie w głównej mierze, o jego historii, o krakowskich legendach i wiecie co, wzruszyłam się na melodię hejnału z Wieży Mariackiej. Jednak tęsknię!
Opowiadały o polskiej kulturze i kuchni a nawet dały lekcję języka polskiego, co wywołało ogólną wesołość.
Jedna z Krakowianek, Martyna, powiedziała mi, że pomysł projektu jest w 100% autorski, stworzony przeze nią i przez Kasię, do którego namówiły potem pozostałe dziewczyny z Koła Językowego na AGH, Weronikę, Dominikę, Izę, Elę i Justynę. A Szwecja to pierwsze państwo, które odwiedziły i mają nadzieję, że ten projekt się rozwinie, a one (przy finansowym wsparciu uczelni) będą mogły odwiedzić jeszcze wiele państw, szerząc polską kulturę! 🙂
Po prezentacji był słodki poczęstunek z polskich słodkich smakołyków. Aaaa! Michałki!
Można było porozmawiać z Krakowiankami, co dla studentów z innych krajów uczących się polskiego było okazją do treningu. Swoją drogą, na mojej uczelni, na wydziale lingwistyki jest też Język Polski, a studenci wszystkich języków mają możliwość trenowania języka na tzw. kafejkach językowych. Byłam raz na takiej polskiej kafejce językowej i przyznam, że ludzie uczący się naszego języka z zamiłowania, mówiący po polsku niesamowicie mnie wzruszają. I imponują!
Żałuję, że na Polish Day nie przyszło więcej osób (jest czas egzaminów i pisania prac magisterskich), pomysł z promowaniem polskiej kultury i polskiego języka uważam za fantastyczny! Osobiście życzę, żeby spełniły się Wasze, związane z projektem plany.
W przyszłym roku zgłaszam się do roznoszenia ulotek z zaproszeniem!
Långholmen i początek wakacji
Dziś zaczęły się dla mnie wakacje.
Zdałam ostatnie egzaminy, ustne, przepraszam, ręczne, (studiuję język migowy), i jeśli nie będę musiała ich poprawiać, a mam nadzieję, że nie, to od dziś mogę cieszyć się czasem wolnym , aż do początku roku szkolnego, kiedy to pójdę do pracy.
Maj jest taki sobie jeśli patrzeć przez pryzmat pogody. Do tej pory było chłodno, chodniki ciągle mokre od deszczu. Ale było kilka bardzo ciepłych dni i zdążyłam poczuć lato. W minioną sobotę było wyjątkowo pięknie i tak ciepło, że nie trzeba było siłą mnie wyciągać na spacer. Pojechaliśmy więc na wyspę Långholmen.
Långholmen to niezwykła wyspa. Ma w sobie w sobie wszystko – cieniste i rozległe parki, dziko rosnącą naturę, skały i doliny, plaże i kąpieliska. Ma urok dzikiej wyspy i miasteczka portowego zarazem. Kryje w sobie takie perełki jak mały Dworek Karlhäll, przepiękne letnie wille z pocz. XIX., Muzeum Bellmana, amfiteatr, dawne więzienie, które dziś funkcjonuje jako bardzo atrakcyjny hotel (o więziennym hotelu pisałam tutaj); ogródki i domki działkowe, przeurocze zakamarki, gdzie można pobyć chwilę samemu i wsłuchać się w ptasie recitale.
Wędrując brzegiem widzimy w oddali Ratusz Sztokholmu i całą panoramę wyspy Kungsholmen. Dlatego będąc na tej półdzikiej wyspie trudno uwierzyć, że to w środku miasta!
Na wyspie tej nie ma tłumów, jest tak spokojnie, tak sielsko.
Z ciszy wypłoszy czasem wrzask młodzieży urządzającej sobie pierwsze letnie kąpiele. Krzyczą z zimna ale wchodzą do wody, oto skandynawska skrew!
Ten maluszek z kolei nie chciał z wody wychodzić. No nie wiem, czy ja pozwoliłabym dziecku do takiej lodowatej jeszcze, majowej wody w ogóle wejść… Podziwiam ich w tym, naprawdę.
Taki kuszący kawałek plaży z przycumowaną łódką aż się prosi, żeby przyjść z kawałkiem ręcznika i książką…
Wyspy Långholmen i Kungsholmen łączy imponujący wielki most Västerbron.
Są tutaj bardzo stare ale zadbane wille, niektóre są tylko domami letnimi, w których już zaczyna, po zimie na nowo tętnić życie,
tak jak w ogródkach działkowych, gdzie rodziny spędzają wolny czas, każdy weekend. W powietrzu unosi się zapach skoszonej trawy, rozpalanego grilla, zza żywopłotów dobiega czasem radosny śmiech i zażarte dyskusje o pogodzie…
Na zdjęciu poniżej wspomniany Dworek Karlhäll.
Funkcjonuje jako restauracja, zauważyłam, jak zajrzałam do środka przez wielkie okno.
Z okien restauracji jest widok na wodę, a po drugiej stronie jest wielki kamień, który utkwił między skałami.
Schodzimy dalej po drewnianych schodkach, powoli zataczając koło i wzdłuż Kanału Långholmen i zbliżamy się do końca naszej wycieczki. Trudno oddać cały urok wyspy a i też nie chciałabym tak wszystkiego Wam pokazać, tylko raczej zachęcić do wybrania się na wyspę. Chcę także i Wam zostawić tę przyjemność odkrywania.
Dodam jeszcze tylko szczyptę historii – w latach 1720 miasto kupiło Alstavik na Långholmen, gdzie otwarto areszt dla kobiet a zaraz potem zaczęto budować więzienie. Przez 250 lat Långholmen było wyspą więzienną! Kiedy w ok. 1970 r. wypuszczono ostatniego więźnia, wyspa stała się dostępna dla odwiedzających.
Trasa spacerowa po Långholmen może być wspaniałym relaksem i polecałabym ją wszystkim, którzy szukają ciekawego i przyjemnego odpoczynku, niezależnie, czy aktywnie, czy w pozycji lotosu. Do wyspy dostać się najłatwiej od stacji metra Hornstull, wyjście na górę w kierunku Långholmensgatan. Kierujemy się na północ, w kierunku Långholmen. Dla ułatwienia MAPA.
Już późno, a jeszcze widno! Czuję, jak opuszcza mnie stres, wreszcie wakacje. Oby tylko pogoda dopisała, a zapowiadają gorące lato. A my słyszymy się już jutro!
Dobrej nocy!
Nagroda od czytelnika
Wczoraj rano, po śniadaniu otworzyłam skrzynkę mailowa i przeczytałam list.
Sprawił mi on wielką radość, zrobiło mi się ciepło na sercu, oczy mi się zaszkliły. Dostaję dużo maili i wiadomości od Was, ogromna większość jest bardzo miła i serdeczna; dostaję zapytania, podpowiedzi, zwierzenia, konstruktywną krytykę. Komentarze, listy i okazywana mi sympatia bardzo mnie wspierają i dodają sił do prowadzenia tego bloga.
A ten list, od Magdy, jest szczególny i przypadł mi mocno do serca. Zrobił na mnie mocne wrażenie, bo poczułam się, jakbym dostała… nagrodę! Jakbym dostała premię uznaniową albo złoty medal. Z samego rana, na dobry dzień!
Otrzymałam od Magdy zgodę na opublikowanie jej listu i zdjęć.
Witaj Moniko,
od kilku tygodni śledzę Twojego bloga (jak go odkryłam to przeczytałam też wszystkie archiwalne wpisy!) i zbieram się, żeby napisać do Ciebie. Nie chcę tego robić w komentarzach, bo nie umiem ograniczyć się do kilku słów – to raz, a dwa, że moje wyznania są chyba zbyt osobiste i niekoniecznie interesujące dla innych.
Dlaczego właśnie dzisiaj? Skłonił mnie do tego Twój dzisiejszy post. Przy każdym innym już łapałam za klawiaturę, ale w ostatniej chwili rezygnowałam z napisania, ale dzisiaj – dzisiaj nie mogę się powstrzymać, żeby Ci nie podziękować.
Dzisiaj Moniko zaświeciło dla mnie słońce, choć za oknem pochmurno, bo pokazałaś moje najukochańsze miejsce w Sztokholmie, pokazałaś jak wygląda teraz i ledwie powstrzymuję łzy, że nie widziałam go już cztery lata. Dzięki Tobie na moment przeniosłam się Tam znowu. Piękne zdjęcia, tych tulipanów nie było tam ostatnim razem…
Miejsce to magiczne, odkryłam je kilka(naście?) lat temu i od tamtej pory kiedy tylko jestem w Sztokholmie wracam. Wracam i głaszczę „mojego” chłopczyka po głowie, zostawiam mu coś od siebie na pamiątkę i wiem, że wrócę znowu.
Musisz wiedzieć, że po włączeniu laptopa pierwsze kroki kieruję na Twojego bloga i jaka jestem zawiedziona, kiedy nie ma wpisu i jaka szczęśliwa, kiedy jest.
Dzięki Tobie na co dzień jestem w moim ukochanym Sztokholmie, w mojej Szwecji. Jesteś po niej cudowną przewodniczką.
(…)
Moniko, przepraszam za chaos, za patos, może się uśmiejesz z mojej egzaltacji, ten pomnik (pomniczek) robi na mnie wielkie wrażenie. Może nie uwierzysz, ale właśnie niedawno pomyślałam, że mogłabyś o nim napisać… I proszę – mam jak na zamówienie. I dziękuję stokrotnie.
Ściskam Cię bardzo serdecznie, jesteś mi bardzo bliska, choć się nie znamy, jesteś bardzo ciepłą, przesympatyczną osobą, to wszystko da się wyczytać z postów i ze zdjęć;)
Pozdrawiam,
Magda
Najmniejszy pomnik w Sztokholmie
Odkryłam coś fajnego na Starym Mieście.
Malutki pomnik. Pomniczek. Piętnastocentymetrowa figurka siedzącego chłopca, którego twarz zwrócona jest ku niebu. Figurka ma imię: Chłopiec, który patrzy na księżyc (Pojken som tittar på månen). Niektórzy znają go pod nazwą Żelazny Chłopiec (Järnpojke) a jego autorem i wykonawcą jest artystka Liss Eriksson.
Odkryłam go dwa tygodnie temu, dziś poszłam go zobaczyć jeszcze raz. Wzbogacił się nieco….
Ta sympatyczna i pełna uroku figurka to najmniejszy pomnik w Sztokholmie i najmniejszy, jaki w ogóle w życiu widziałam. Jego główka lśni jak wypolerowana, bo podobno potarcie głowy chłopca przynosi szczęście.
Zimą odwiedzający otulają chłopca szaliczkiem a większość chętnie zostawia przy chłopcu monetę, dzieci cukierka.
Pod pomnikiem, na ziemi jest tabliczka z imieniem autora. Próbowałam znaleźć potem coś na temat historii tego pomniczka, ale nie ma zbyt wiele informacji. Może ktoś z Was coś wie?
Dla porównania wielkości, usiadłam przy chłopcu, (sama jestem malutka).
Pomniczek ten mieści się na niewielkim dziedzińcu fińskiego kościoła (Finska Kyrkan). Widzicie go?
Niewiele osób tam zagląda, niewiele chyba wie, bo w środku dnia, w niedzielę, nie było tam nikogo. Nie widziałam go w żadnym przewodniku. Może jest strzeżony tajemnicą państwową?
Dowiedziałam się o nim przypadkiem i będąc już na Starym Mieście, zaczęłam o niego wypytywać ludzi. Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, ale prawie nikt, (nawet tubylcy) nie wiedział o tym mini monumencie, ale w końcu go znalazłam!
Ci, którzy też chcieliby chłopca zobaczyć, dojdą do niego od Zamku Królewskiego, w kierunku Kościoła Fińskiego, który stoi dosłownie obok zamku, Slottsbacken. Na zdjęciu powyżej widać i Zamek, i kawałek kościoła.
A tu wejście na dziedziniec. Na tabliczce widnieje Slottsbacken 2c.
A oto dziedziniec, z chłopcem w jego głębi. Proszę, oto MAPA.
Wydaje mi się, że Żelazny Chłopiec to najmniejszy pomnik w Europie. Jestem ciekawa, czy to prawda.
Myślałam, że nic nie przebije moich ukochanych wrocławskich Krasnali. One są bliskie mojemu sercu, ale nie ukrywam, że ta malutka figurka bardzo mi się spodobała!
Czym jeszcze zaskoczy mnie Sztokholm? Jedno jest pewne, czymkolwiek mnie nie zaskoczy, podzielę się tym w Wami.
Uściski!
List do czytelników
Moi drodzy i kochani czytelnicy!
Chcę Wam wszystkim podziękować za to ogromne zainteresowanie moim artykułem o „Kobiecie z brodą i tolerancji”. Jak również za wszystkie Wasze komentarze wpisane na blogu i fanpage’u.
Wszystkie Wasze wypowiedzi przeczytałam uważnie i wnikliwie. Po dwa, trzy razy, żeby móc dobrze Was zrozumieć. Lektura Waszych opinii była dla mnie niesamowicie interesująca i ciekawa! Poruszaliście tematy wartości, moralności i nawet religijne. Wiele słów czytałam przez łzy. Tolerancja w społeczeństwie rośnie, staramy się robić rozrachunek z samym sobą, staramy się najpierw zrozumieć, a potem oceniać.
To, co chciałam Wam przekazać w tym artykule, to przede wszystkim to, że powinniśmy się starać zaakceptować „odmienne” osoby. Każdy z nas jest inny, każdy jest jakiś i nic nam do tego. Konkurs konkursem, ale nie dajmy się ponieść nerwom. To, co jest na świecie złe to wojna, bieda, głód, przemoc, szczególnie wobec dzieci. Zła jest kradzież, nienawiść i chamstwo. Tym powinniśmy się martwić, jak powiedziała jedna z moich stałych czytelniczek, Czarna.
Niech sobie ta/ten Conchita będzie jaka/i chce. Póki człowiek nikogo nie krzywdzi, jest w porządku. Ma swój czas, potem przyjdą inni. ABBA też w 1974 wygrała i zszokowała świat. Dziś nikt się im nie dziwi.
Moje stanowisko podziela wiele, wiele osób, ale najbardziej podobały mi się słowa Czarnej:
Życzę wszystkim miłości, wiary i więcej wzajemnego szacunku.
Jest wiele innych poważniejszych i dużo gorszych rzeczy na świecie jak wojny, ciężkie choroby, krzywdzone dzieci… wiec skupmy tu ewentualnie naszą energię.
Zapomnijmy o tym brodatym zamieszaniu i cieszmy się naszą codziennością, słońcem, deszczem, życiem.
Ściskam Was wszystkich mocno.
Nie macie pojęcia, jak wiele dla mnie znaczycie!
Wszyscy!
Z wyrazami miłości,
Monika
Studencki karnawał – Quarnevalen
Karnawał w pierwszej chwili kojarzy się ze stolicą Brazylii, Rio de Janeiro.
Ale nie tylko Rio ma swój karnawał, ma go również Sztokholm. A właściwie mają go i od początku do końca organizują – skandynawscy studenci.
Quarnevalen jest największym w Skandynawii studenckim wydarzeniem z tysiącami uczestników (uczniów i studentów ze szkół wyższych z całej Szwecji) oraz jeszcze większą liczbą widzów.
Ten radosny barwny pochód organizowany jest co trzy lata przez stowarzyszenie studenckie Quarenevalen przy Królewskiej Wyższej Szkole Technicznej (Kungliga Tekniska Högskolan).
Celem i myślą przewodnią Quarnevalen jest zaprezentowanie Sztokholmu jako największego w Szwecji studenckiego miasta i jakby przyciągnięcie studentów z różnych uczelni i uniwersytetów do siebie nawzajem.
Korowód ciągnie się przez czterokilometrową trasę sztokholmskimi ulicami. I tradycyjnie już, od 1977 roku, trasa ta jest zawsze taka sama, sunie ulicami Valhallavägen, Odengatan, Sveavägen, Kungsgatan i Sturegatan.
Długie tygodnie przed tym wydarzeniem, chętni studenci bardzo pieczołowicie przygotowują się do niego, „budują” swoje pojazdy, szyją stroje, wymyślają mini happeningi. Przyjemniejsze to niż nauka, prawda?
Ten pan jednak obwieszcza, że kuł do kolokwium (Jag pluggade till tentan).
A tego pana (nie tylko homoseksualni) studenci nie lubią.
Pojechałam na karnawał, a jakże. Chociaż nie powinnam, bo też jestem w trakcie sesji egzaminacyjnej, no ale co ja poradzę, że takie atrakcje w mieście?
Całkiem dobrze się bawiłam, widziałam, że ludzie dookoła też. Mimo ponurej pogody i chłodu, który mógł „wpłynąć” negatywnie na odbiór, uważam, że korowód był całkiem sympatyczny.
Czasem przejechało coś wyjątkowego, świadczącego o twórczej inwencji…
A czasem coś śmiesznego, bo najważniejsze jest żeby było właśnie zabawnie i wesoło. Jak w karnawale!
Tradycja studenckiego karnawału ma już ponad 100 lat. Nie była ona ciągła, miała przerwy, ale od 1953 roku Quarnevalen jest pielęgnowany i bardzo przez uczniów i studentów wyczekiwany.
Poznajecie? Narodowa duma Szwedów, Zlatan.
Ten zaś element korowodu mówi o aktualnym problemie w Szwecji, problemie mieszkaniowym. Studenci mają pomysł, by rozwiązać ten problem tak:
Zdjęć zrobiłam mnóstwo i miałam dylemat, które wybrać. Wybrałam według mnie najciekawsze i…
… nagrałam dla Was dwa filmy. Jak klikniecie na to zdjęcie poniżej, zobaczycie pierwszy film:
A jak klikniecie na to, zobaczycie drugi:
Może filiżankę kawy?
To podobało mi się najbardziej: Beatlesi. Pamiętacie słynne zdjęcie Beatlesów przechodzących przez ulicę?
Dużo śmiechu wywoływał skaczący popcorn. Pomysłowe!
A to statek kosmiczny.
To z kolei gra słów: chodziło zapewne o energię węglową (kol) a tutaj studenci czerpią energię z kapusty (kål).
W Szwecji na domatorów, którym ciężko się ruszyć z sofy i z domu mówi się soffpotatis czyli takie ziemniaki na sofie.
I znów gra słów, zamiast konika z Dalarny (Dalahäst) jest Dala i lama. (Dalajlama).
Qurnavalen jest równie popularny w innych krajach skandynawskich, zauważyć można było akcenty fińskie:
I norweskie. W takich czerwonych spodniach świętują swój russ studenci w Norwegii.
Na koniec wszyscy zostali zaproszeni do pochodu, śpiewu i tańca, ale ja oczywiście popędziłam do domu, żeby Wam wszystko opowiedzieć.
Teraz już biorę się do nauki a Wam życzę miłego wieczoru.
Do usłyszenia!
Oto oficjalna strona imprezy: Quarnevalen
Najnowsze komentarze