Pierwszy raz usłyszałam o kiszonych śledziach (surströmming) w szkole języka szwedzkiego, że Szwedzi kiedyś, dawno, dawno temu, aby zrobić zapasy na długą i surową zimę, między innymi kisili bałtyckie śledzie. Ryby (których w Szwecji wciąż pod dostatkiem) kiszono bo sól, która ma właściwości konserwujące była kiedyś droga i używano jej bardzo oszczędnie. Fermentowały i kisły więc sobie te rybki z odrobiną soli miesiącami w wielkich beczkach, bulgocząc nieprzyzwoicie.
Dziś, kiedy w sklepach jest jedzenia pod wielkim dostatkiem „moda” w Szwecji na kiszone śledzie nie przemija. Nie jest to dla Szwedów aż takie boskie w smaku ale jak powiedziała mi jedna starsza pani, kiszone śledzie to smak jej dzieciństwa. Śledzie poddaje się dzisiaj fermentacji (leżą lekko zasolone) w beczkach przez dwa miesiące a potem zamykane są w puszkach, gdzie fermentują sobie dalej. Rok, a najlepiej dwa.
Premiera kiszonych śledzi (surströmmingpremiär) od lat była w sierpniu, tak jak premiera raków. Do roku 1998 szwedzkie prawo dniem premiery ustanowiło dzień, w którym prawnie można było sprzedawać śledzie, argumentując to tym, że śledzie są wtedy dojrzałe i gotowe do kiszenia. Tym dniem był trzeci czwartek sierpnia. Potem zniesiono te sztywne reguły, ale wielu producentów stara się trzymać tej tak długo tradycyjnej daty i niepisana premiera także i dziś wypada w trzeci czwartek sierpnia, tak więc w tym roku 21 sierpnia.
Puszki ze śledziami śmierdziuchami otwiera się tylko na powietrzu, a jeżeli ktoś uprze się otworzyć je w domu, to musi to zrobić pod wodą, żeby ani kropla nie spadła na ubranie, bo będzie ono do wyrzucenia. Podejrzewam, że z mieszkania, w którym się taki sosik z puszki rozlał trzeba się potem wyprowadzić. Smród tego śledzia jest nie do opisania. Cały ten śledź ze swoim zapachem zjadany z uśmiechem na ustach przez Szwedów jest popularnym kuriozum za granicą.
Ale śledzie takie prosto z puszki nawet dla Szweda muszą być mniej smaczne, dlatego jada się je z cebulą, śmietaną, koperkiem,ziemniaczkami albo z cienkim chlebem. Zwykle zawija się je w rulonik doprawiając wg własnej fantazji. Na taki zawinięty w chlebek śledzik mówi się tutaj surströmmingsklämma. Do tego pije się wódkę ale można i piwo.
Tak podany smakuje lepiej niż „pachnie”. Ale ja mimo, że tego próbowałam i nawet przełknęłam to nie ponawiam tej degustacji w tym roku. I nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze ponowię.
Dla zobrazowania tego smaku i zapachu polecam do obejrzenia kapitalny filmik. Chłopak mówi po angielsku, ale jest tak w tym próbowaniu fantastyczny i tak sugestywny, że znajomość angielskiego nie jest tu konieczna. Ja oglądam to co roku i zawsze się śmieję z niego do łez.
http://www.youtube.com/watch?v=sRM9dm3wBXI
Czy próbowaliście już tego smrodliwego szwedzkiego przysmaku?
Probowalam dla zasady… raz. I za wiecej podziekuje. 😉
alez się obsmialam jak norka, jestem tu 11 lat ale się nie skusiłam a po obejrzeniu tego filmiku z pewnoscia mi to nie grozi hahahah
pozdrawiam i gratuluje lekkiego piora
Na szczęście smakuje o wiele lepiej niż „pachnie”, ale i tak jest to jedna z ohydniejszych rzeczy, jakie jadłam w życiu,… Trzęsie mnie na samo wspomnienie 🙂 Mój znajomy popijał to mlekiem, brrr… 😉
Film super,nawet nie moge sobie wyobrazic jak ten smakolyk smakuje.A za granicami sie smieja jak my mozemy jesc ogorki kiszone.Ogorki przy tych sledziach to nic.Pomyslalam o konkursie Masterchef,uczesnicy nieraz musza z zawiazanymi oczami probowac roznych produktow,jakby im podac takiego sledzika to by byl dopiero hardkor.
w Szwecji zawsze byly ogorki kiszone i w wielu innych panstwach :-O
Nie narzekajcie drogie panie. Norwegowie mają coś gorszego.To Lutefisk – ryba z ługu, znana też jako „ryba mydlana” – jedna z potraw, która może przyśnić się w nocnym koszmarze i której bodaj najtrafniejsza charakterystyka brzmi „ryba o wyglądzie i konsystencji zwłok, które zbyt długo leżały w wodzie”…
To prawda, lutefisk to bardzo niewdzięczna potrawa dla większości osób 😉 http://www.mojanorwegia.pl/rozrywka/smaki_norwegii_-_lutefisk_(danie_dla_odwaznych_lub_desperatow).html
Wydaje mi sie, że na wakacjach w jakiejś gazecie czytalam o tym szwedzkim przysmaku. Sprobowalabym 🙂
W Norwegii mamy lutefisk, czyli suszonego dorsza moczonego w ługu, ktorym straszy sie nowoprzybylych. Ja go lubie 🙂
Cóż, gusta są różne, jadłem i smakowało. Jeśli nadaży się okazja znów spróbuję.
Ten film jest debilny, porównywanie tego do g… jest dopiero niesmaczne:)
Nie wiem czy bym się odważył to zjeść,gratuluje odwagi tym którzy to jedzą ze smakiem