Od jakiegoś czasu Szwecja boryka się z problemem narastającego żebractwa.
Jeszcze całkiem niedawno widok człowieka żebrzącego na ulicy był sporadyczny. Dawniej, gdy spotykałam na sztokholmskich ulicach osoby wołające o pieniądze, dawałam im drobne, pamiętając, jak kiedyś sama byłam bez grosza przy duszy. Dziś żebrzących jest dużo, dużo więcej, wydawać by się mogło, że są wszędzie i gdybym chciała każdemu dać datek, musiałabym wydać po drodze całą swoją pensję. Czasami pomagam, chociaż zdaję sobie sprawę, że dawanie pieniędzy jest drogą donikąd. Z zajęć z socjologii na studiach pamiętam, że branie jałmużny uczy człowieka, że żebranie się opłaca i niweluje chęć szukania innego sposobu na życie.
Najwięcej tutaj żebrzących jest z Rumunii i wydaje mi się, że są to niestety grupy zorganizowane. Bo przecież w innym przypadku najwięcej byłoby ich w samym centrum miasta. Widać ich jednak prawie wszędzie, nawet tam, gdzie zazwyczaj przechodniów jest niewielu. Siedzą w strategicznych miejscach przy wejściach do metra, kolejki podmiejskiej, przy wejściach do sklepów i wszędzie tam, gdzie mogą spodziewać się jałmużny.
Coraz więcej staje się natrętnymi i zaczynają wchodzić między ludzi na ulicach, zaglądać matkom do wózków; coraz częściej wchodzą do sklepów potrząsając swoimi kubkami z monetami przed uchem i odważają się łapać za ramię. Często w pociągach chodzą i kładą na siedzeniach kartki z opisem ich tragicznej sytuacji życiowej oraz prośbą o drobny datek. A mieszkańcy Sztokholmu coraz bardziej obojętnieją, nikt już tych kartek nie czyta a wielu udaje, że ich w ogóle nie widzi.
Myślę, że większość ludzi w Szwecji jest już zmęczona i zarazem coraz bardziej niechętna do tego masowego żebractwa. Widzę i obserwuję narastającą obojętność, ale i niekiedy zirytowanie ludzi na żebraków oraz na władze, które robią zbyt mało, żeby rozwiązać ten palący problem. A tłumiona obojętność i bezradność rośnie i pęcznieje pod skórą. Coraz częściej słyszy się o aktach przemocy skierowanych do żebrzących. Pod koniec lipca w Göteborgu starszy mężczyzna skopał młodą żebrzącą kobietę raniąc ją poważnie. O tym pisze dzisiejsze Metro.
Nie można jednak zapomnieć, że Szwecja, jako państwo pomaga bardzo dużo bezdomnym i żebrakom. Organizuje dla nich przytułki i myśli też o dodatkowych łóżkach w tych przytułkach oraz o postawieniu w mieście toalet dla żebrzących. Trzeba także przyznać, że Szwecja należy do czołówki narodów chętnie i hojnie pomagających ekonomicznie krajom dotkniętym biedą, katastrofami czy innymi nieszczęściami.
Myślę, że Szwedzi prawdopodobnie woleliby dawać datki dla jakiejś organizacji, która sensownie pomagałaby tym ludziom niż widzieć ich na ulicach i rzucać im drobne do kubeczka. Czytałam o propozycjach, by utworzyć specjalne konto bankowe dla przybyłych z Rumunii, po to, by nie stygmatyzować ludzi dawaniem jałmużny na ulicy.
Dla Szwedów było wygodne do tej pory, że spotykając się z nędzą i ubóstwem w wielu innych krajach, do których często podróżują nie musieli odczuwać tego problemu u siebie, w Szwecji. Tym bardziej problem żebractwa i nędzy na szwedzkich ulicach jest dla nich nowy, nieprzyjemny i bardzo kłopotliwy.
Dlaczego w Londynie, gdzie jest dużo więcej imigrantów nie widziałam tak wielu żebraków jak w Sztokholmie? I dlaczego, odwrotnie, w Paryżu problem ten jest tak zwielokrotniony? Na te, i wiele innych związanych z tą kwestią pytań nie potrafię znaleźć odpowiedzi i nie potrafię też przewiedzieć, jak to wszystko będzie wyglądało w przyszłości. Może tak długa nieobecność w Szwecji tych problemów oddali się na zawsze i taki stan rzeczy będzie się pogłębiał? Może sielankowy obraz ulic szwedzkich miast będzie powoli ulegał nieodwracalnym zmianom?
Należałoby pomyśleć też o drugiej stronie tego medalu. Reporter z Dagens Nyheter próbował rozpracować niepisane „prawa”, które panują w tym świecie żebraków i dowiedział się, że niektórzy muszą płacić haracz swojemu „szefowi” za swoje miejsce w danym rejonie, ile kosztuje „bilet” na upokarzającą podróż z Rumunii do Szwecji, w jakich podłych warunkach koczują w lasach, ile za taki „dach nad głową” muszą zapłacić itd.
Cała ta nabrzmiewająca sytuacja jest bardzo przykra. Nie wszystkim możemy pomóc. Nie wiem, jakie rozwiązanie byłoby najlepsze. Pracy w Szwecji także zaczyna brakować, nie mówiąc już o wielkim problemie mieszkaniowym. Dla nikogo nie jest przyjemnym widok śpiącego na ziemi człowieka. Ja mijając tych biednych ludzi myślę tylko, jakie upokarzające musi być tkwienie w takim miejscu i co oni zrobią tutaj podczas nadchodzącej srogiej i długiej szwedzkiej zimy.
Zastanawiam się też nad tym, jak będzie zmieniał się mój stosunek do tych ludzi, kiedy problem ten będzie narastał i nie zostanie rozwiązany. Czy wtedy moja empatia i chęć pomocy wygaśnie i czy nie będzie powoli przechodziła w zimną obojętność?
Dokładnie o tym ostatnio rozmawiałam i podobny wpis kiełkuje w mojej głowie. Zgadzam się z tym, że problem narasta. Niestety. Jest to chyba tendencja na całym świecie.
Byłam w ten weekend w Malmo i w Lundzie i też mijałam i byłam zaczepiana na każdym kroku. Jak rozmawiałam o tym z chłopakiem – gdy tam mieszkaliśmy w 2010/11, tych ludzi nie widywaliśmy. W Sztokholmie też jest ich pełno i jestem niemal pewna, że są to grupy zorganizowane, z żebractwa żyjące. Zresztą jak zauważył mój partner – pochodzący z kraju tzw. trzeciego świata i znający dobrze takie realia – większość z nich (szczególnie kobiet) jest lepiej ubranych niż przeciętne kobiety w jego kraju. Te kolorowe sukienki, brzęcząca biżuteria… i wmawiasz, że na jedzenie zbierasz? A już szczególnie jestem na nie, gdy widzę taką osobę, która codziennie siedzi w tym samym miejscu, w porze posiłku jedzącą jakieś kebaby czy inne fastfoody (a często się to zdarza)… Też myślałam o poruszeniu tego tematu na blogu i pewnie to zrobię niedługo, bo myślę, że jest to dość palący problem w całej Szwecji, nie tylko Sztokholmie…
Jedyny sposob to nie dawac pieniedzy, nie zarobia to nie bedzie interesu, sa instytucje ktore pomagaja takim ludziom wiec tam powinni skierowac swoje kroki, ale mysle ze z nimi jest jak z bezdomnymi ktorzy wola ulice od noclegowni bo tam nie mozna np. Pic alkoholu….ja nie daje, w ten sposob pomagam.
Niedawno słyszałam w szwedzkim radio audycję, w której jakaś zaproszona Szwedka mówiła, że gdyby była na ich miejscu i z ich kraju, to robiłaby dokładnie to samo. A ja sobie myślę: nie, nie robiłabym tego samego. Zabrałabym majdanek i szukała normalnej, nieupokarzającej pracy. Gęstość występowania żebraków na ulicach Sztokholmu wzrosła w zatrważającym tempie. Jeszcze przed wakacjami problem z nimi miał Karlstad, ale nie Sztokholm. Na jakiej podstawie ci ludzie tu są? Przecież jeśli ktoś nie ma środków do życia, to nie ma prawa tu być. Jeśli ktoś nie ma pracy, domu, to nie dostanie nic od państwa, np. personnummeru. Uważam, że pomagając/ dając im pieniądze, nic nie zmieniamy, jedynie zagłuszamy swoje sumienie, a oni żerują na tym, wykorzystują fakt, że każdy z nas na te pieniądze musiał pracować fizycznie czy umysłowo, a nie siedząc na ulicy. Nie podzielam litości nad żebrakami- mam ją dla tych, którzy rzeczywiście są pokrzywdzeni przez los, a nie „zorganizowaną grupę”. Dając pieniądze utrzymujemy te grupy, pozwalamy, by to się dalej działo, każdego dnia od nowa ktoś siadał na ulicy, każdej nocy od nowa ktoś na niej spał.
Co do zimy, takowa juz przyszla w polnocne strony, temperatury minusowe wiec na ulicy spac sie juz nie da.
Czytalam (bo juz tam nie mieszkam) ze czerwony krzyz zorganizowal ponownie „schronisko zimowe” dla bezdomnych. takie osoby dostaja cieply posilek i dach nad glowa. Z jednej strony dobrze ze sa instytucje, stowarzyszenia ktore chca i pomagaja, ale z drugiej strony tak jak piszesz nie da sie pomoc wszystkim,a owa pomoc nie zahamuje tego zjawiska. Ja osobiscie za owy nocleg zadalabym w zamian jakies pracy na rzecz np innej instytucji charytatywnej itp. Po prostu pomoc tym udziom uwierzyc ze sa potrzebni, ze moga pracowac i ze w zyciu niestety nic da darmo na dluzsza mete nie istnieje. W ten sposob maja kontakt z rzeczywistoscia, ucza sie pracy, rozwijaja rowniez kontakty itp.
Problem z Romami jest inni. Mnie sie wydaje ze oni zebractwa sa nauczeni od pokolen. To jest jakby wyssane z mlekiem matki. Poza tym nie maja dobrej opini: sa glosni, brudni, awanturniczy, nie pracuja, zebrza i jest ich wielu. Slyszy sie o matkach podajacym niemowlakom alkohol by te cicho spaly i nie plakaly przez wiele godzin kiedy one zarabiaja na zycie.
Ja tez juz nie wrzucam do kubka. Raz nawet jedna Rumunka ugryzla mnie w ramie, bo przeszlam obojetnie kolo niej. Takie zachowania nastawiaja tylko wrogo do tego zjawiska.
Kazdy kraj ma swoje „czarne owce”, temat rzeka wiec sie nie rozpisuje.
Nie tylko Szwedzi maja problem z zebractwem i chyba nie znam/nie slyszalam dobrego rozwiazania tego problemu.
Szkoda jest kazdego czlowieka, tyle ze czasem wydaje mi sie ze Romom w tym zebractwie jest po prostu wygodnie i dobrze.
Pozdrawiam
Sylwia
Jednego poranka wychodzac ze sklepu , pare minut po jego otwarciu, potknelam sie prawie o nogi kobiety siedzacej na kamiennej podlodze , miedzy wejsciem a obok stojaca duza donica . Cieplo ubrana patrzyla blagajaco na wychodzacych. Z wygladu oceniajac mogla pochodzic z kraju ktory wspominasz. Miala przed soba papierowy kubeczek, pusty.
Zapytalam po angielsku – dlaczego tu siedzisz, przeciez jest zimno. Odpowiedziala po angielsku-nie mam domu, nie mam mieszkania nie mam pracy. Zapytalam po szwedzku – a czego Ci potrzeba . Uzyskalam odpowiedz po szwedzku – pieniedzy, na jedzenie, dla rodziny. Uslyszalam jedno polskie slowo i zapytalam po polsku skad jest. Odpowiedziala lamana polszczyzna – aaa, w Polsce jest dobrze, dobrze …
Tak wiec mialam przed soba osobe, niewatpliwie uzdolniona jezykowo, ktora udzielila odpowiedzi w trzech roznych jezykach. Do kubeczka poleciala moneta, aby zabezpieczyc poranny posilek. Wielokrotne -dziekuje – brzmialo za mna jak echo. Zaskoczona cala konwersacja nie moglam sie oprzec wrazeniu ze to wszystko jest jednak przeprowadzane z planem i dobrze zorganizowane, moze sie myle …
Dobry i trudny temat.
Polecam dokument :
http://www.youtube.com/watch?v=EfFDACbHmVA
Ja osobiscie raczej juz nie wrzucam do kubeczka. Wole wplacic na konkretna fundacje,osobe, zwierzatko ( strona: Sie pomaga).
Super blog,zawsze czytam z wielkim zainteresowaniem.
Pozdrawiam-sorrki za brak polskiej trzcionki 🙂
Serce się kraje, gdy widzi się tych ludzi na ulicach. Ich sytuacja bije po oczach jeszcze bardziej tutaj, w kontraście do zamożnego szwedzkiego społeczeństwa. Tutaj takie rzeczy teoretycznie nie mają prawa się dziać. Zastanawiam się zawsze na ile tych ludzi do takiej desperacji doprowadziła bieda, czy rzeczywiście siedzenie w chłodzie i żebranie to jedyne co im pozostało. Czuję się strasznie, gdy przechodzę koło kolejnego żebraka i słyszę świdrujące „hej, hej”. Codziennie idąc do pracy mijam około 10 takich osób. Nawet gdybym chciała im coś wrzucić, jest ich tak wiele, że nie wystarczyłoby funduszy by ich wszystkich obdzielić. Dziwi mnie bierność opieki społecznej, policji i innych tego typu instytucji. Oni chyba też nie mają pomysłu co z tymi ludźmi zrobić.
Opieka spoleczna musi priorytowac legalnych mieszkancow Szwecji.
Tzw migranci z Unii nie maja tutaj zadnych praw jesli nie podejma pracy.
A do jakiej pracy oni sa zdolni?
Jesli opieka spoleczna zbuduje im wiecej schronisk, przyjedzie tu jeszcze wiecej socjalnych turystow.
Nie wiem czy ktos slyszal audycje w radio o pewnej romce ze Sztokholmu.
Zajela sie nia Szwedka , sama niebogata, podzielila swoimi pieniedzmi. Zaprosila do domu, Zorganizowala wyjazd do Rumuni z pomoca swoich znajomych. Tam na miejscu okazalo sie ze kobieta ma dziecko i meza.
Znaleziono szybko prace dla niego, zbudowano dom …
Nastepnej wiosny cyganka znow siedziala na ulicy zebrzac. Spytana przez Szwedke dlaczego to robi, ma przeciez zapenwiony byt powiedziala ze brak jej bylo zebrania…i inne argumenty , nie moglam tego sluchac , naiwnosc ludzka jest nieslychana albo moze ta Szwedka sie dowartosciowala pomagajac biedniejszej , zauwazylam ze Szwedzi lubia gdy ktos jest od nich w gorszym polozeniu. Czuja sie lepszymi czy cos w tym rodzaju.
Po wysluchaniu tego sluchowiska nic juz nie daje, Nie wiem co mam myslec.
Jest tez druga strona medalu dlaczego panstwo Szwedzkie na to przyzwala .
Poczytajcie sobie na necie moze do czegos dojdziecie , bo jest odpowiedz.
To wszystko jest polityka. Sa ludzie duzo biedniejsi od rumunskich romow i chetnie by pracowali gdyby mogli miec tyle pomocy ktora ci dostaja
Niestety jest to problem importowany z Rumunii oraz istnieje dzieki naiwnosci Szwedow oraz nieprzestrzeganiu regul ktore warunkuje wolne przemieszczanie sie ludzi w granicach Unii Europejskiej.
Rumunia dostala duzo pieniedzy z Unii Europejskiej na integracje Romow, ale te srodki tam sa nie wykorzystywane. Lepiej exportowaac ten problem do Szwecji.
W Rumunii zebranie na ulicy jest zabronione, dlatego Romowie jada do Szwecji pod pretekstem szukania pracy a tu zajmuja sie zebactwem, kradziezami i innymi oszustwami. Jest jednak tu sporo ludzi ktorym sie wydaje ze robia dobry uczynek dajac im pieniadze i pomagajac w inny sposob. Niestety, to nie pomaga, ale szkodzi na dluzsza mete.
Czasem co dobroczyncy gorzko sie pozniej przekonuja o swojej naiwnosci…
http://sverigesradio.se/sida/artikel.aspx?programid=110&artikel=5989199
Oni są tutaj, bo żebranie to ich zawód. W żadnym kraju nie będą robić nic innego jak długo życie ich do tego nie zmusi. Jeżeli opłaca im się żebrać to będa to robić a ty dając im pieniądze potwierdzasz tylko swoją naiwność.
Szwedzkie władze i organizacje dość dużo pod tym względem robią, ale się o tym dużo nie mówi. Chodzi przede wszystkim o naciskanie (polityczne) na władze Rumunii i rozwiązanie problemów u nich. Jednym z problemów jest, że trudno ludzi integrować na miejscu w Rumunii ze społeczeństwem, skoro ich tam nie ma, tylko siedzą w Szwecji.
Co do „zorganizowania”, to oni są zorganizowani w sensie, że jeżdżą grupami, rodzina, znajomi itd. Jeden ma samochód to innych podwozi, ktoś wie gdzie nocować to innym „nowym” powie, itd. Raczej nie jest to zorganizowanie w sensie wyzyskiwania czy handlu ludźmi (może jest w nielicznych przypadkach, ale nie potwierdzonych przez żadne władze ani niezależne organizacje). Kasa z takiego żebrania jest dość mała a kary za handel ludźmi wysokie, więc dla zorganizowanej przestępczości nieciekawy biznes.
Zupełnie jakbyś opisywała Warszawę z lat 90. Bardzo dobrze pamiętam ten problem. Ja widzę teraz to samo zjawisko w Holandii, może nie aż na tak dużą skalę, bo nie mieszkam w dużym mieście, ale nawet u nas przy stacji spotykam się z żebrakami z Rumunii. Ja po tym co widziałam w Warszawie mam do nich awersję i nigdy nie daję im pieniędzy. Zresztą ludzie się znieczulą z czasem, a żebrzący przeniosą się do kolejnego kraju.
Poza tym nie potrafię przejść obojętnie koło faktu, że bardzo często wykorzystują dzieci, bo te więcej zarobią. Jednak dzieci nadal chodzą głodne. Kiedyś w Warszawie ukradł mi chłopak jedzenie ze stolika. Głodny był pewnie. Kupiłabym mu, ale nigdy by się nie odważył poprosić, bo by miał z tego powodu problemy. Oni mieli przynosić pieniądze, nie bułki.
Problemem jest to ze oni maja przyzwolenie, a ludzie wrzucajac im do kubka pieniadze, supportuja mafie. Ci ludzie (w wiekszosci) nie sa w potrzebie, tylko sa czescia organizacji zgarniajacej gruba kase. Radze poczytac lub porozmawiac z imigrantami z np. Rumunii zanim ktos zacznie sie rozczulac…
Hmm.. pamiętam mój pierwszy dzień w Norwegii, kiedy to przechadzając się po centrum miasta co 5 kroków prawie potykałam się o kolejnych Romów.. Najgęściej i najgłośniej było pod bankomatami. A Stavanger nie jest miastem dużym. W Gdańsku również jest ich sporo, nie jeden raz byłam świadkiem agresji z ich strony. Z jednej strony rozumiem, że ciągle odrzucani, szykanowani tak reagują. Z drugiej zaś strony nie wierzę żeby ich żebractwo brało się z prawdziwej biedy, ale sam akt błagania o jałmużnę to po prostu dobry interes. Ci ludzie często pracują dla mafii, zmuszani lub nie. O roli dzieci nie będę już wspominać. Pozdrawiam.
Moja empatia i chęć pomocy skończyła się latem, w momencie kiedy zobaczyłam pod jednym z marketów w Szwecji jak podjeżdża pod sklep pan, który często tam żebrze, na zmianę z innymi osobami. Pan wysiadł, podszedł do bagażnika, przebrał się w potargany sweter i usiadł pod sklepem – zmienił siedzącą tam kobietę. Poczułam się jak kretynka ze swoją empatią. W dodatku podjechał wcale nie byle jakim autem. Więcej nabrać się nie dam!
Dołączam się do powyższych opinii – zjawisko strasznie nasiliło się w Malmo, od pół roku jakoś… wcześniej nie było
Dlatego jestem pewna, ze to zorganizowana „misja”
Z drugiej strony ciekawa jestem jak się to ma do problemu „rejestru Romów” , który ostatnio stał się skandalem… wiesz coś więcej, może?
Nic z tym zjawiskiem nie da się zrobić dopóki żebrzący uważają,że to ich praca.A tak właśnie do tego podchodzą. Tu potrzebne jest większe zaangażowanie służb państwowych. Sprawić,aby przestało to być opłacalne.Na początek deportacja i jakaś organizacja pomocy po deportacji. Temat cieżki.