Kilka dni spędziłam w Warszawie.
Zanim zacznę snuć relacje z mojego wyjazdu chciałabym Wam podziękować za życzenia i gratulacje złożone na blogu i fanpage’u z okazji urodzin bloga. Dopiero dziś miałam czas je wszystkie uważnie i z przyjemnością przeczytać.
Do Warszawy pojechałam głównie po to, by załatwić pewną sprawę i żeby pobyć trochę z Halinką. Plany miałam wielkie – chciałam przy okazji obejść, objechać i zwiedzić całą Warszawę, wspominając swoje dawne warszawskie życie, chciałam spotkać się z dawną przyjaciółką, obkupić się w polskie smakołyki, za którymi w Szwecji mi się tęskni, zobaczyć wszystkie polskie filmy… Ech, plany…
Pogoda była kiepska, dlatego chętniej zostawałam w domu, poświęcając czas Halince, która czuje się coraz słabsza. Jednej nocy nie spałam, bo myślałam o tym, że ona potrzebuje już kogoś do pomocy. Dziewczynę, która mogłaby u niej pomieszkiwać, albo przychodzić i odciążać ją w codziennych obowiązkach.
Nagotowałam Halince obiadów na tydzień, dopełniłam do pełna lodówkę, ale to przecież kropla w morzu. Jestem o nią autentycznie zaniepokojona i martwię się, bo przecież ona mi tyle w życiu pomogła.
Z tego krótkiego czasu, jaki spędziłam w Warszawie udało mi się wyczarować trochę czasu dla dwóch osób – przyjaciółki ze studenckich lat, Justyny oraz dla Magdy, czytelniczki. Z Magdą nie zrobiłyśmy sobie wspólnego zdjęcia, ale na pamiątkę mam ręcznie robione gwiazdki – są niesamowicie malutkie i nie wiem, ile cierpliwości trzeba mieć, żeby taką tycią gwiazdkę zrobić. Madziu, dziękuję! Justynko, strasznie żałuję, że mieszkamy tak daleko!
Nie obeszło się bez seansu kinowego, a z mnogości filmów zdecydowałam się na Obywatela, którego szczerze polecam. Oprócz kina było zwiedzanie epików i innych sklepów, robienie książkowych, kosmetycznych i rarytasowych zapasów.
Z uwagi na zbyt mało czasu, który uciekał jak szalony oraz przenikliwe zimno, „zwiedzanie” Warszawy ograniczyłam do spaceru od Centrum do Starego Miasta. Zauważyłam, że Warszawa się zmienia (na korzyść, oczywiście) i może dlatego miałam uczucie, że to już nie jest ta sama Warszawa, którą zostawiłam, a przecież wyjechałam całkiem niedawno!
Tęsknoty owszem we mnie są, głównie za polskimi smakami,
ale miasto jako takie już nie. Może po prostu stało się dla mnie obce? Cudze? Zaskoczona byłam, że nie wzruszył mnie widok dawnej uczelni, że dopiero na Krakowskim Przedmieściu wzruszenie trochę zdławiło mi gardło. Tym bardziej teraz, kiedy ulica jest świątecznie przybrana.
Ukochane Stare Miasto, trochę teraz puste i w wielu miejscach remontowane (i dobrze!) wywołało nieco szybsze bicie serca, lubiłam tu przychodzić, znam każdy jego zakątek.
Zwiedzanie zwiedzaniem, spotkania spotkaniami, ale oprócz wywoływania miłych wspomnień miałam też inne refleksje.
Miło było widzieć, że kierowcy zatrzymują się przed pasami, obsługa w sklepach coraz milsza, chociaż zdarzyły mi się przykre sytuacje – jedna ekspedientka na mnie nakrzyczała, bo myślała, że ja jej nie wierzę, że ona nie ma rzeczy, której szukam. W butikach kręcą się wokół klientów strażnicy (uczciwości?) a ja we wszystkich polskich sklepach czuję się jak potencjalna złodziejka. W Szwecji nikt nigdzie nie patrzy mi na ręce i od takiej polskiej „ochrony” po prostu odwykłam. W Szwecji wystarczy też jedno pytanie sprzedawcy „czy mogę w czymś pomóc?” Mówię „nie, dziękuję” i mam spokój, a w Polsce pani chodzi za mną i szepcze do mojego karku, że krem, który trzymam w ręce jest naprawdę rewelacyjny.
Odwykłam też od formy pan, pani. I od zwrotu dzień dobry! Takie przyjemnie zabawne wydawało mi się to wszechobecne dzień dobry, zamiast hej. Smutno mi było zauważyć, że spojrzenia między ludźmi zanikają i że ludzie nie podejmują już takiego kontaktu wzrokowego jak kiedyś. Warszawiacy wydali mi się trochę smutni, tacy jakby niepewni. I powietrze inne, aż piekło w oczy i nozdrza, i wody z kranu nie dałam rady się napić. I bohomazy na elewacjach budynków, i wszechobecne billboardy z reklamami. Ale efektownych akcentów jest za to coraz więcej, coraz więcej ulic i domów jest odrestaurowanych, chodniki są coraz czystsze i ulice mniej dziurawe. Jest coraz ładniej.
Porównywanie nasuwa mi się bezwiednie, to pewnie konsekwencja dłuższego mieszkania w innym kraju. Rzeczy, które były dla mnie oczywiste, stają się teraz, przy każdej wizycie w Polsce zaskakujące. Dostrzegam też zmiany w samej sobie, nabieram nacięć i rys „szwedzkości”. Coś, co kiedyś zbulwersowałoby mnie do granic, teraz pomijam obojętnością, a coś, co byłoby mi dawniej obojętne, dziś mnie porusza.
Ale mimo wszystko, bilans wychodzi na plus. Bo Warszawa się zmienia na plus. Warszawa da się kochać i pewnie zawsze będę do niej wracać.
Tak, czy inaczej – byłam, wchłonęłam, nacieszyłam się, zrobiłam polskie zapasy i już jestem w domu. Jestem u siebie.
PS. Ach, no nie mogę się oprzeć, żeby nie powiedzieć paru słów o podróży, która mi, w obie strony, strasznie dała w kość. W samolocie linii Wizzair zmęczyli mnie panowie upiornie pachnący wódką i papierosami, a załoga samolotu, zmęczyła mnie recytowaniem po angielskawemu, przez nastawiony głośno megafon, że parfum dżordżio armani for łoman prajs is in promąszion, fiftin juro only, oraz że aj haf pleszer tu bi jor kaptajn and endżoj jor flaj.
Oj też podobał mi się „Obywatel”. Czekałam na ten film odkąd pojawiło się o nim pierwsze info. A co do Warszawy to wiecznie w remontach, ale i tak – zawsze tak samo urokliwa i zachwycająca 🙂
Piękne zdjęcia :). I rozbroiłaś mnie końcówką wpisu – „indżoj jor flajt” 😀
Trzeba miastu spojrzeć w oczy, jak Gieniuchnie swej w oczęta,
juz tej chwili, tej uroczej się nie zapomni, się zapamięta.
Warszawa da sie lubic, Warszawa da sie lubic, tutaj szczescie mozna znalezc , tutaj serce mozna zgubic…. 😉
Miło powspominać razem z Tobą Warszawę, też tęsknię i sentyment mam ogromny!
Chociaż mieszkamy w Polsce mamy podobne (nieprzyjemne) odczucia, szczególnie kiedy …. wracamy z podróży np. po Sverige.
Nas tez oburza to co Polacy uważają za normalne i na odwrót.
Przykladowo w sklepach tez nie cierpię kiedy ekspedientka każe mi pokazać torbę/reklamówkę czy pusta (nawet w polskiej Ikei) i traktuje mnie jak złodzieja, albo łazi za mną szczególnie w sklepie ecco zaraz po przekroczeniu progu drzwi i nachalnie pyta (wciska !!!) czy w czymś doradzić co odbieram jakby traktowała mnie za nierozgarniętego, który sam nie wie co mi sie podoba. Te bohomazy i reklamy wszędobylskie na każdym płocie – okropnie to wyglada.
Zdjęcia Warszawy zachęcające do odwiedzenia tego miejsca, choć Szwedom polecam jednak zawsze piękne polskie countryside, – wolne od halasu, tłumów i brudu. Nasze polskie perełki.
Pozdrawiam.
Pisz pisz …. 🙂
Dlatego do samolotu ZAWSZE zabieraj zatyczki do uszu 🙂
Niezależnie, czy tanie linie, czy flagowy rejs- pomagają.
Odfiltrować zapachu wódy i fajek nie odfiltrują, ale megafon i chrapanie sąsiada owszem
A jakie smakolyki przywiozlas z Polski? Czego ci brakuje w Sztokholmie?
hej,zupelnie przypadkiem i dopiero teraz (why ?) trafiłam na Twój blog 🙂 Przesylam najlepsze zyczenia z okazji urodzin bloga i jeszcze wielu,wielu wpisów oraz przecudownych zdjęc,ktorymi nas „karmisz” 🙂 🙂 🙂 mój mąż pracuje w Sztokholmie,więc latam do Niego WizzAir’ami i za kazdym razem(ale to za kazdym) lecą lekko wczorajsi albo wrecz pijani faceci :/ masakra i przeklenstwo tanich linich lotniczych :/ w Szwecji juz ciezej budowlancom zdobyc alkohol wysokoprocentowy 😉 Warszawa piękna ! pozdrawiam serdecznie