Szwedzkie lato, całe 25 stopni.
Jestem w zwiewnej sukience i czuję, jak mi w niej gorąco. Owiewa mnie chłodna nadmorska bryza i niesie ulgę w upale. No właśnie! W upale! Przyłapałam się na tym, że 25 stopni to dla mnie upał! Jeszcze sześć lat temu 25 stopni i zefirek zmuszały mnie do narzucenia czegoś na ramiona. Przywykłam już do chłodnego skandynawskiego klimatu i coraz lepiej znoszę zimno. Po domu często chodzę bez skarpet, a zimne stopy dają mi uczucie rześkości. Ciało przyzwyczaiło się do skandynawskiego klimatu.
To raz.
Dwa.
Innym symptomem, który mówi mi, że chyba „zeszwedziałam” jest zmiana przyzwyczajeń modowych. Dawniej nie do pomyślenia było dla mnie założenie adidasów do spódnicy, dziś uważam, że czemu nie? Zredukowałam wachlarz kolorów w mojej garderobie właściwie tylko do bieli, czerni i szarości, a wzory do pasków. Inne kolory i wzory biorę pod uwagę w dalszej kolejności. Ubieram się skromnie, zwyczajnie i bez szaleństw i choć uwielbiam od czasu do czasu poczuć się kobieco i wyjątkowo, wtopiłam się w szary tłum.
Trzy.
Słownictwo. Kiedy szwedzkie słówka cisną mi się automatycznie na język i łatwiej jest mi powiedzieć po szwedzku niż po polsku, z rezygnacją stwierdzam, że mój język… szwedzieje. Listę zakupów automatycznie robię po szwedzku. Podczas słuchania zanoszę się, jakbym miała astmę, a potwierdzając, że słucham albo się zgadzam, zamiast mhm lub tak wydobywam z siebie sławetne „ooo”. Przyłapuję się czasami na też tym, że myślę po szwedzku.
Cztery.
Nabrałam stoickiej cierpliwości w czekaniu, aż pociąg ruszy po kwadransie postoju między stacjami, spowodowanym błędem weksli zamiennych na torach. Nie denerwuje mnie już to, że nie jestem obsłużona natychmiast albo, że ktoś mi się wepchnął w kolejkę i wydłuża się mój czas czekania. Potrafię teraz bardzo długo czekać oraz cierpliwie znosić pewne irytujące sytuacje. I choćby nie wiem, jak bardzo przeszkadzało mi czyjeś zachowanie, nie dam tego po sobie poznać. Jak Szwed.
Pięć.
Kiedy pracuję albo się uczę mam nieodpartą ochotę zrobić sobie przerwę (np. na kawę) co godzinę. Nauczyłam się tego tutaj na studiach. Na uniwersytecie w Warszawie dawaliśmy radę wytrwać na półtoragodzinnych wykładach, a tutaj, na szwedzkich uczelniach zajęcia trwają w najlepszym wydaniu 40 minut, przed upływem których wszyscy zgodnie i bez zmowy sugerują, że potrzebna jest przerwa (paus, fikapaus). Kiedy mówiłam koleżankom, że w Polsce wykład trwa 1,5 godziny, wyraziły współczucie i zapytały, co z prawem człowieka do przerwy.
Sześć.
Pozostając w temacie kawy, piję jej tutaj więcej, niż piłam w Polsce, może dlatego, ze Szwecja to kraj kawą i mlekiem płynący. Nigdy nie dopuszczam do tego, że nie mam kawy w domu, moich gości (szczególnie szwedzkich) nigdy nie krępuję pytaniem „kawa czy herbata?”, a zepsuty w pracy automat do kawy wywołuje we mnie uczucie paniki. Chwila na kawę (fika) jest celebrowana, wręcz święta, a kawa pita na zewnątrz (utefika), jest niezaprzeczalnym elementem uroku życia.
„Życie jest zbyt krótkie, żeby nie dogodzić sobie długą chwilą na kawę.”
Siedem.
Nie patrzę na mijanych ludzi. Wsiadając do pociągu czy autobusu szukam wzrokiem wolnego miejsca nie patrząc na twarze współpasażerów. Czasem kątem oka widzę, że ulicą idzie ktoś znajomy, ale udaję, że go nie widzę i że nie widzę, że on udaje, że mnie nie widzi. W zwykłych sytuacjach nie podejmuję kontaktu wzrokowego z obcymi, nie patrzę się i nie „mierzę” ludzi. Przestało mnie też martwić to, że ktoś, kto mnie zna, „nie widzi” mnie na ulicy, albo gdy sąsiad idąc w stronę tego samego domu nie chce rozmawiać.
Osiem.
Upodobania smakowe. Bez skrzywienia, (ba! ze smakiem!), mogę zjeść śledzia na słodko. Na jajko wyciskam kawiorową pastę, a bez cynamonowych bułeczek nie wyobrażam sobie teraz życia. Piję dużo kawy a dzień zaczynam od szklanki wody z kranu. Nauczyłam się tu lubić szwedzkie potrawy i specjały, na które jeszcze parę lat temu nie mogłam patrzeć, ale wciąż nie mogę się przełamać i zjeść trzech rzeczy: szwedzkiego sernika z konfiturą i mlekiem (ostkaka), kiełbasy falukorv oraz puddingu z krwi (blodpudding). Może i na to przyjdzie czas?
Dziewięć.
Uwaga, mrożące krew w żyłach. Na ulicę wchodzę bez rozglądania się na boki i sprawdzania, czy coś nie jedzie. Wchodzę po prostu na ulicę, nie zawsze na pasy, bo urosło we mnie przez te zaledwie kilka lat przekonanie, że kierowca się zatrzyma, nic mi się nie stanie, bo to ja jestem tą świętą krową na ulicy. Boże, miej mnie w swoje opiece! Teraz właśnie robię prawo jazdy i praktykując jazdę nie obawiam się wypadku. Cieszę się, że tutaj jeździ się względnie spokojnie i z uszanowaniem innych kierowców.
Dziesięć.
Obsługa. Przywykłam do profesjonalnej i przyjemnej obsługi, obojętnie, czy osobiście, czy przez telefon. Kiedy załatwiam coś w Polsce, albo „z Polską” i słyszę ten ton, dający mi do zrozumienia, że jestem intruzem lub kiedy ktoś jest niemiły i mimo, że powinien, a nie chce mi pomóc albo uwierzyć, jestem bliska płaczu. Przyzwyczaiłam się do tego, że ja, jako klient/pacjent jestem absolutnie najważniejsza i to ja mam być zadowolona, a nie ten, który mnie obsługuje.
Jedenaście.
Segregowanie śmieci i myślenie przyjazne środowisku. Zrobiłam się niezwykle wrażliwa na ekologię. Skrupulatnie sortuję śmieci, przejmuję sie tym, co się stanie z przedmiotem, który zamierzam wyrzucić, myślę zawsze o tym, jak postępować, by nie szkodzić środowisku. Oszczędnie używam chemii z myślą o wodzie, którą będę później pić. Staram się wykorzystać przedmioty jednorazowego użytku parokrotnie, oszczędzam też energię. Poruszam się komunikacją miejską, samochód wybieram, gdy jest to konieczne.
Dwanaście.
Zrobiłam się małomówna i ostrożna z wypowiadaniem się. Rzadko rozmawiam z obcymi, ze znajomymi też raczej oszczędnie. Trudno ze mnie wyciągnąć opinię na temat innej osoby lub jakiejś sytuacji. Tylko mąż i najbliższe przyjaciółki wiedzą, co myślę. A podróżując komunikacją miejską zaczęłam doceniać ciszę i spokój. Przeszkadza mi, jak ktoś obok siedzi i rozmawia przez telefon, a już szczególnie, gdy mówi głośno i w innym języku. Nie rozmawiam też o polityce, nigdy nie poruszam tych tematów. Słucham, słucham i swoje myślę.
To zmienianie się i nabieranie cech mentalności typowych dla kraju, w którym się mieszka jest nieuchronne, zwłaszcza, gdy jest się człowiekiem otwartym na świat. To trochę, jak wtapianie się w nową rzeczywistość, przystosowywanie się, zapuszczanie korzeni. To bardzo pomaga – człowiek, jako imigrant, ktoś obcy, przybyły może zacząć czuć się w nowym kraju jak u siebie, jak wśród swoich.
W każdym razie ja, imigrantka z Polski, czuję się w Szwecji (już) jak w domu.
To po trzynaste, najważniejsze.
<3
53 thoughts on “Symptomy zeszwedzenia”
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Powiązane posty
Matka i jej pierś
Archipelag sztokholmski – wyspa Utö
Julmarknad w Skansen
Blog Off
Moje szwedzko-polskie serce
Zegary naprzód!
Zamek Królewski – Kungliga Slottet
Gotlandia
Göteborg w trzech odsłonach cz. 2
Grudniowe smaki i aromaty
27 sierpnia
List do czytelników
Lördagsmys i czas zimowy
Koniki z Dalarna
Nagroda od czytelnika
I już po wszystkim
Time out
Fjäderholmarna
Bożonarodzeniowe jarmarki
Weganinem być
Lucia czyli święto światła
Eurowizja 2016
Życie w obrazkach
Astrid Lindgren i pasja czytania
Tajemniczy przynosiciel
Dragonek
Narodowe cechy Szwedów
Dzień Wszystkich Świętych
D jak dom
Midsommar w Dalarna cz. 1 Sjurberg
Aquaria Vattenmuseum
6 czerwca – Narodowe Święto Szwecji
Jesień w Sztokholmie
Święto Wiśni i japońskie akcenty
Wyspa Nåttarö
Pratar du svenska?
Trasa Monteliusvägen
Lato w Szwecji
Fika w ogrodzie Rosendal
Podróż inlandsbanan – refleksje
A w duszy wiosna gra
Słodko gorzki zawód
Jesieni, to ty? Tak szybko?
Wakacyjna retrospekcja
Tyle wiosny w całym mieście!
Wielkanoc kolorowa
Dziś Szwecja jest słodka!
Retro Second Hand
Midsommar
Ciepło, gorąco, parzy!
Paczka
Fach dziennikarki
Dzień gofry!
Wyklejanki Wisławy Szymborskiej
Jesienne refleksje
Glögg – grzaniec rozgrzewaniec
A jak asymilacja
Eksperyment
Moje Stare Miasto
Szafranowe bułeczki
Między ziemią a niebem
Na końcu Europy – Nordkapp
Wiosenne pozdrowienie
Adwent po szwedzku
Nie lubię Halloween!
Smrodliwy smakołyk Szwecji
Nowy rok niesie zmiany
Arvidsjaur i Koło Podbiegunowe
Kolej śródlądowa – Inlandsbanan
…
C jak cierpienie
Pieskie życie
Archipelag sztokholmski – Sandhamn
Astrid Lindgren – Dalagatan 46
Gdybym była Bogiem…
Ciepłe oazy zimowego Sztokholmu
Problem żebractwa w Szwecji
Puk, puk, to znowu ja!
Surströmming
O co nie pytać Szweda?
Moja historia cz. 4
Świąteczny Sztokholm
Tack för senast!
Święto Zmarłych
Wakacje!
Przeprowadzka
Julbord
Styl wiejski, sielski czyli lantlig
Mall of Scandinavia
Stockholm Card – jak zwiedzać i poruszać się po Sztokholmie
Na szwedzką mod(ł)ę
Rzeczy w Szwecji, do których się nigdy nie przyzwyczaję
Wielki dzień
Wesołych Świąt!
Kwestia zaufania
W biegu
Festiwal Wikingów
Panduro Hobby
Midsommar w Dalarna cz. 3 Rättvik
Blisko…
Szwedzkie wychowanie dzieci
ABBA The Museum
Teatr dla Polonii
Migawki z podróży na południe
Lucia w dźwiękach i obrazach
Różowy koniec dnia
Sztokholm jak z innej bajki
Sztokholmskie metro – najdłuższa galeria sztuki na świecie
Bliskie spotkania
Moje tęsknoty za polską kulturą
Najmniejszy pomnik w Sztokholmie
Magiczne białe noce
Czas smutku
Jak na skrzydłach
Arholma
Globen jako Wielka Dynia
Olandia, kraina wiatraków
Tradycje wielkanocne w Szwecji
Nietypowy znak drogowy
Gålö – oda do natury
Kartka z życzeniami
Semla, Tłusty Wtorek i moc słońca
Siła słów i moc zmieniania świata
Göteborg w trzech odsłonach cz. 3
Artipelag
Fredagsmys
Skansen – miniatura dawnej Szwecji
„Przekręt” turystyczny
Co to jest szczęście?
Hotel za kratami
W jelenim gaju
Nobel – nagrody i wielki bankiet
Landsort na wyspie Öja
Wywiad
Midsommar w Dalarna cz. 2 Leksand
Dzień polarny – midnattssol
Lato idealne
Komplement
Chwile wytchnienia
Landsort
Od serca
Dni z nutą jazzu
Polka w Szwecji za kółkiem
Moja cudowna grupa
Pożegnanie z choinką – Julgransplundring
Trzeci tydzień adwentu
Wielkie głosowanie – Blog Roku 2014
Życie sielskie anielskie
Niespodzianki od życia
Śladami Astrid Lindgren – Vimmerby
1 maja – Valborg
Oranżeria w Bergianska Trädgården
Film Roku – Återträffen
Długo wyczekiwany poniedziałek
Racza uczta – kräftskiva
Pierwszy adwent – przygotowania do świąt, rozświetlanie ciemności i tresowanie kota
Dalarna, serce Szwecji
Dziękujemy!
Karta SL – jak poruszać się po Sztokholmie
Zabawa u Króla
Moja historia cz. 3
Ślub Madeleine
Zimowy spacer i lekcja przyrody
Wielka budowa w Sztokholmie
Pierwsze dni zimy, ostatnie dni roku
Październik i różowa wstążeczka
Moja historia cz. 2
Korzenne ciasteczka – pepparkakor
Festyn jesienny w Ogrodzie Bergianska
Kartka ze świątecznymi życzeniami
Göta Kanal – błękitna wstęga Szwecji
Listopad optymistyczny
W pogoni za łosiem
Park Narodowy – wyspa Ängsö
Jesienny Ulriksdal
Mariefred
E jak Empatia (a raczej jej brak)
Lśnij i żyj!
Granit – butik przyjazny środowisku
Weekend za miastem, klęska urodzaju i pochwała radości z rzeczy zwykłych
Dzień Świętej Łucji
Dziesięć przykazań czyli Jantelagen
Just another Polish Day
Rowerem przez Möja
Kebnekaise
Junibacken
Dziesięć powodów, dla których warto odwiedzić Olandię
Dzień o zapachu cynamonu
Śladami Astrid Lindgren – Astrid Lindgrens Värld
Lussekatter z pieca Kasi
Niepokoję się…
Wieża Kaknästornet
Tradycja Julbord
Nasza domowa nowomowa
Przedstawienie o Katarzynie Jagiellonce
Tramwajem w poprzek
Tam, gdzie mieszkają motyle
Pożegnanie szkierowego sezonu na wyspie Rögrund
:-*
Galeria Baginski
Zmiana czasu
Jak otrzymać szwedzkie obywatelstwo?
Bezcenny wspólny czas
Ostatni kawałek
Tradycyjne szwedzkie przysmaki
Ostatni dzień kwietnia
B jak brak
Piastowie
Ogród Króla czyli Kungsträdgården
Listopad zaklęty w broszce
Festiwal polskich filmów
Eva Mattsson i jej pasja
Życie z kotem
Kocia pociecha
Idzie nowe / Nytt på gång
Migawki z Gotlandii
Lucia
Do drogich czytelników
Szwedzi, miłość, flirt i Walentynki
Pierwsze dni z kotem
Samozbiory – självplock
Migawki z Polski
Wakacje!
Haga Park
Legitymacje nauczycielskie
Plasterek
Moja historia cz. 1
Drugie urodziny Polki
Jul czyli święta w Szwecji
Świąteczna wystawa
Przepis na twarożek
Muzeum Okrętu Waza – Vasamuseet
Znajdź dziesięć różnic
Obywatelka Szwecji
Pierwsze zanurzenie
Język szwedzki
Sztokholmskie scenerie
Mały łoś i szopka z Krakowa
Zakątki Södermalm
Pierwszy Dzień Wiosny
Göteborg w trzech odsłonach cz. 1
Piątek
Sztuka odpoczywania
Wakacji czas
Sen
Wspomnienie Nationaldagen
Zatrzymać lato
Studencki karnawał – Quarnevalen
Ludzie listy piszą
Różowe przebudzenie
Oda do jesieni
Ratusz miejski – Stadshuset
Drottningholm
Spacer nad kanałem
To już cztery lata…
Wiśnie w śniegu
Szwedzki język migowy i świat głuchych
Gniazdowicie
Smaki jesieni
Kopalnie w Gällivare
Kraj w sam raz
Långholmen i początek wakacji
Studentka w skowronkach
Warszawskie reminiscencje
Birka – pierwsze miasto w Szwecji
Terminarze, rzecz kobieca
Hejterki
Śladami Astrid Lindgren – Norröra
Popularne wpisy
Najnowsze komentarze
- Ycbo - Adwent po szwedzku
- Steven - Kopalnie w Gällivare
- Ania - Szwedzkie wychowanie dzieci
- Paweł - Znajdź dziesięć różnic
- Aleksandra - Znajdź dziesięć różnic
Archiwa
- wrzesień 2021
- marzec 2021
- grudzień 2020
- wrzesień 2020
- lipiec 2020
- maj 2020
- kwiecień 2020
- kwiecień 2017
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
Wiekszosc z tej trzynastopunktowej listy jest mi bliskie. Mieszkam tu dopiero albo juz trzy lata i niestety nie władam biegle językiem ale czuje sie tu bardzo dobrze. Zauważyłam właśnie ze lubie tutejsze lato bez atakującego upału i nagłych burz co jeszcze rok temu nie było tak oczywiste. Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na kolejne wpisy. Cieszę sie ze znalazłam Twoj blog.
Ciekawe spostrzeżenia 🙂
Ale, że wykład 40 minut?! A ile trwają lekcje? 🙂
Pięknie czyta się Twojego bloga.
wykłady trwają po 1,5, ale w międzyczasie robi się przerwy 🙂 Uwielbiam ten zwyczaj, mózg może się odświeżyć i po kawce wrócić z energią na drugą część zajęć
Dużo ciekawych spostrzeżeń a sprawa z kawą to jednoznaczna rewelacja , pisze to z perspektywy bezwzględnego miłośnika kawy z mlekiem. Dużo w tym wszystkim równowagi i spokoju,podoba mi się to Twoje zeszwedzenie daje Ci spory dystans do życia.
a za rok psychiatre trzeba bedzie odwiedzic,bo ukrywanie uczuc i emocji zgodnie ze szwedzkim zwyczajem do tego prowadzi… wzglednie alkoholizm.Ja nie dam sie tak zwariowac i doprowadzic do takiego stanu.Poza tym to co opisujesz to nie jest postawa osoby otwartej na swiat za jaka sama sie uwazasz.Przykro,ze wiele ludzi przyjmuje szwedzkie zachowania i zapomina jak cudownie byc soba,rozmowna i otwarta na ludzi i swiat ! Jak moc usmiechac sie spontanicznie do ludzi na ulicy i chwilke zagadnac zamiast UDAWAC,ze sie znajomego nie widzi na ulicy.Zenada!!!!
Ona, Szwedzi uśmiechają się do innych i obcych dużo bardziej niż Polacy 🙂 (ale zapewne jeżeli widzą naburmuszoną minę przechodnia, to pierwsi nie wychodzą z uśmiechem, ja zawsze doświadczam samych miłych sytuacji)
Naprawde , tak sie zmienilas … ?
C d n
Uwielbiam każdy z wymienionych przez Ciebie punktów!
To blodpudding to nie jak blackpudding, czyli nasza polska kaszanka? Chyba jednak muszę się do Ciebie wybrać i sprawdzić co to za cudo, a przy okazji to Twoje zeszwedzenie. 🙂
Pingback: The most important in your life is… | Yoga in Stockholm
Zrozumialam to jako dowcip a przy okazji opisanie typowego zachowania Szweda. Coz co kraj to obyczaj, kazdy ma prawo zachowywac sie zgodnie z mentalnoscia i tradycja danego kraju.
Udawanie kogos innego konczy sie w gabinecie psychiatrycznym o czym mysle autorka wpisu wie , tylko sobie zazartowala …
Najwazniejsze miec odwage byc soba cale zycie. Dzieki wlasnie cudzoziemcom ten kraj nabiera barw i staje sie do wytrzymania …
Marilla, mam wrażenie że nie lubisz Szwecji?
Ciekawy jestem jak to działa, że jadąc do innego kraju jesteśmy w stanie poddać się wszystkim tam panującym trendom i zasadom, a będąc u siebie jakoś ciężko się do tego dostosować. Czy to środowisko i otaczający ludzie mają taki wpływ?
To normalne… Stare polskie przysłowie brzmi „kiedy wchodzisz między wrony musisz krakać tak jak one”
Mieszkas
Faceci są tu w mniejszości, ale muszę przyznać fajnie się „Ciebie” czyta 😊
Świetny blog, gratuluję i powodzenia.
Tak sobie przeczytalem, jaka to juz jestes „szwedzka”, a najbardziej zdziwilo mnie, ze po tak krotkim okresie pobytu juz nawet myslisz po szwedzku. To jest niemozliwe, a jesli na sile tak uwazasz to bedziesz dla mnie nastepnym przykladem nawiedzonej Polki, ktora jest bardziej szwedzka od samego Szweda, a do dzieci swoich mowi w domu po szwedzku, lamiac przy tym w potworny sposob ten piekny jezyk. Ja jestem Twoim zaprzeczeniem: mieszkam w tym kraju 35 lat, od 30 jestem jego obywatelem, ale nadal mysle po polsku, poslugujac sie jednak w nienaganny sposob tak jezykiem ojczystym, jak i szwedzkim. No i wiem co to jest Filmjölk i Gvarg, ha, ha…Zycze troche dystansu i umiarkowania do samego siebie. Pozdrawiam ze Szwecji. P.S. Czy Twoj maz (rozumiem ze Szwed) jada na codzien w Twojej kuchni? Tak tylko pytam 🙂
Czy gdyby spotkał mnie Pan osobiście, miałby Pan odwagę mi w oczy powiedzieć, że jestem przykładem nawiedzonej Polki? Czy zrobiłam Panu przykrość moimi subiektywnymi spostrzeżeniami, że robi mi Pan przykrość swoją oceną?
Panie Wojciechu,
Jestem krócej niż Monika w Szwecji, lecz uważam, że też podlegam temu procesowi. Monika przdstawiła swoje subiektywne odczucia na temat szwedzkości i przedstawiła je nam jako ciekawą obserwację tego zjawiska oraz to, że rzeczywiście bycie Szwedem jest łatwiejsze niż bycie Polakiem. Nie chcę wartościować Pana wypowiedzi, ale raczej ma Pan problem ze zrozumieniem tego tekstu. Znam Monikę osobiście i podziwiam to, że jako jedna z nielicznych osób pielęgnuje piękno naszego języka pisząc tego bloga, czyta niesamowite ilości polskich książek i posługuje się polskim w mowie bardzo wytwornie.
Pozdrawiam Cię Moniko gorąco i uważam ten post za bardzo interesujący i zabawny. Ten kto go odczyta w ten sposób ma szansę na poznanie Ciebie trochę lepiej.
Panie Wojciechu. Raczej to Pan mi wygląda na nawiedzonego Polaka bo to takie polskie atakować kogoś kto się chciał podzielić swoimi refleksjami i mu wbić szpilę. Ja jestem tu od prawie 7 lat i mi również zdarza się jak Monice myśleć po szwedzku i niektóre tematy przychodzi mi też prościej omawiać w tym języku. Głównie zawodowe bo ich uczyłam się tutaj. Także życzę trochę więcej sympatii do innych i luzu w tym pięknym kraju. I mimo wszystko pozdrawiam.
Nieładnie traktować drugą dorosłą osobę w tak protekcjonalny sposób jak Pan to właśnie zrobił. Dystansu i umiarkowania, o, i trochę szacunku dla odmiennej opinii życzę – nie Monice, ale Panu.
Panie Wojciechu, upewnij się Pan, że nie podcinasz nikomu skrzydeł, nie wiadomo kiedy Pan będzie potrzebował wsparcia.
Szanowny Panie,
Skoro jest Pan taki „polski”, to dlaczego nie używa Pan polskich znaków diakrytycznych? Jakoś to się kłóci z „nienagannym” posługiwaniem się językiem polskim. Autorka bloga, pomimo „zeszwedzenia”, nie ma z tym najmniejszego problemu. Poza tym życzę umiarkowania i dystansu do samego siebie. 🙂
No, no, po trzydzuestu pieciu latach zawsze myslisz po polsku?
Oczywiscie jest mozliwe myslenie w innym jezyku, ktory sie dobrze zna.
A jesli twoj szedzki jest mimo tego polskiego myslenia taki nienaganny, to podpowiedz mi co to jest „Gvarg.” Moze masz na mysli kvarg (twarog)? .
A co ma za znaczenie, jakie dania jada maz Moniki. Mimo tylu lat w Szwecji masz nieszwedzkie poglady. Tutaj jest podzial robot domowych tak ze i maz tez moze gotowac obiad.
A jak wynika z prezentacji Moniki, jej maz nie jest rodowitym Szwedem, ale imigrantem z Polski. Dlaczego nazywa sie Henriksson nie zostalo jednak ujawnione. Moze chcial sie tak dopasowac. Czy rozmawiaja ze soba po szwedzku? Moze tak, jesli juz na tyle zeszwedziali.
A prawdziwym Szwedem jest ten, kogo inni Szwedzi uwazaja za Szweda.
Przy okazji wiele ciekowastek na temat Szwecji poznałam.
Moniko, tak już jest, że jakaś część nas rodzi się na nowo po zmianie miejsca. Nie jesteśmy samotnymi wyspami i wszystko, co nas otacza, wpływa na nasze postrzeganie świata, na styl życia, a nawet na nasze poglądy. Wielu rzeczy doświadczyłaś po raz pierwszy po zamieszkaniu w Szwecji i one już na zawsze będą takie „szwedzkie” dla Ciebie. Rozumiem Cię doskonale, bo mnie Irlandia również zmieniła. Pewien stopień dopasowania się do rzeczywistości jest niezbędny, żeby przetrwać. W Irlandii trzeba nauczyć się żyć z wichurami, deszczem i wilgocią oraz jeździć drugą stroną drogi. Każdy kraj ma swój charakter, który z czasem musi wycisnąć znamię na przybyszach. Wcale to nie znaczy, że przez to przestajemy być sobą. Obie będziemy Polkami, choćbyśmy śniły w obcych językach. Polska zawsze będzie obecna w naszych wspomnieniach o słodkim czasie dzieciństwa, buńczucznej młodości i pierwszych krokach w dorosłym życiu. Dojrzewamy pod innym niebem i nabieramy innych barw… Pozdrawienia!
Ps. Ostatnio piekę scone’y z wodorostami 😉
Ale ładnie to wszystko napisałaś 🙂 Pewnie, że zostaniecie sobą 🙂
Moniko, wiem, że masz spory dystans do siebie i nigdy bym nie pomyślała czytając ten post (jak niektórzy), że jesteś bardziej szwedzka niż Szwedzi. Przeczytałam wszystko z przyjemnością 🙂 i bardzo mi przykro z powodu tych niesympatycznych, delikatnie mówiąc, komentarzy. Oby ich było jak najmniej. jak mi się ktoś nie podoba, to się nim nie interesuję, zajmuję się swoim życiem.
Wszystkiego dobrego, Moniko!
Moniko (mogę po imieniu? 🙂 ), podziwiam Cię odkąd tylko trafiłam na Twojego bloga, a jako wielka miłośniczka Skandynawii, także trochę zazdroszczę Ci możliwości mieszkania w tym fantastycznym miejscu. Czytając Twój wpis uświadomiłam sobie, że też jestem „zeszwedczona”, chociaż mieszkam w Polsce, a w Skandynawii byłam tylko póki co w Norwegii. Ale będąc taką, jaka jestem, doskonale rozumiem to, jaką Ty się stajesz. Tak to już jest, że większość Polaków (choć nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka) ma pewną określoną mentalność, co przekłada się m.in. na to, że będąc za granicą często z daleka można poznać, kto jest z Polski i nie zawsze wtedy zręcznie jest się przyznawać, iż też jest się Polakiem. Mnie osobiście męczy taki głośny, rubaszny (i długo by wymieniać jeszcze, jacy są Polacy) sposób bycia, dużo lepiej czuję się w tym „chłodnym”, skandynawskim. Każdy jednak ma prawo być takim, jakim chce być i jakim się chce czuć, i trzeba to uszanować. Dlatego nie bierz do siebie, jeśli ktoś pisze Ci tu coś niemiłego, bo to najprawdopodobniej wynika właśnie z cechy wspólnej wielu Polakom: kompleksu niższości. Takiemu komuś się wydaje, że musi komuś dopiec, a wtedy poczuje się lepiej. Sama do niedawna się tak zachowywałam. Ale dziś jestem mądrzejsza, a Ciebie chcę zapewnić, że tylko na podstawie Twoich blogów, nie znając Cię osobiście, da się stwierdzić, że jesteś wspaniałym człowiekiem z bogatą i piękną duszą. Nie pozwól, żeby ludzie z kompleksami pozbawili Cię tych zalet i radości z dzielenia się swoimi obserwacjami. Pozdrawiam serdecznie licząc, że kiedyś uda mi się odwiedzić twój nowy, piękny dom – Szwecję 🙂
wspaniały wpis! zresztą jak zawsze 🙂 Większość z Twoich punktów mogłabym zatytuować jako symptomy zirlandczenia. Z takich zasadniczych różnic to to, że Irlandczycy są gadatliwi i nie przepuszczą okazji do rozmowy oraz to, ze lubią się kolorowo ubierać.
Nie przejmuj sie roznymi hejtami trollami. Zazdroszcza Ci Twojego pieknego wnetrza (i zewnetrza) 🙂
Większość spostrzeżeń jest mi bliska. Z jednym wyjątkiem – Szwedzi są bardzo towarzyscy i mili. Przynajmniej większość których spotkałem. Lubią pożartować, pośmiać się i cieszyć z niczego. Nieraz doświadczyłem drobnych uprzejmości od zupełnie obcych ludzi, z ich inicjatywy. No i uwielbiam ich zwyczaj witania się niezobowiązującym Hej! A to świadczy, że jednak zauważają człowieka. A są ciekawskim narodem, czasem nawet wścibskim. Ale to może wynika z ich polityki otwartości i jawności. Mieszkam od roku w Oxie, niedaleko Malmo. Pozdrawiam.
Czytać Twojego bloga to sama przyjemność! 🙂
Moniko, napisać muszę, bo normalnie się uduszę:) Po przeczytaniu Twojego wpisu w try miga zadzwoniłam do syna mego do Londynu. Skończył tam studia i już pozostał. Mieszka w UK 10 lat i … myśli czasami po angielsku. No to jeszcze do znajomego do Alicante – 6 lat w Hiszpanii – pracuje, nie ma do czynienia z Polakami – myśli czasami po hiszpańsku.
Oburzenie tego Pana, który Cię skrytykował jest jakieś anachroniczne:) Dla mnie Twoje „zeszwedzenie” to ewidentnie przejaw kultury, inteligencji, taktu. Otwartości w podejściu do nowych wyzwań, innej kultury. To trochę tak jak w tej modlitwie: „Boże pomóż mi zmienić to, co zmienić mogę, zaakceptować to, czego zmienić nie mogę i daj mądrość, abym odróżniła jedno od drugiego”
Chłoniesz kulturę nowego kraju, uczysz się go, bierzesz z niego to, co mądre, właściwe, rozsądne, smaczne;) Zmieniasz się na dobre pod wpływem jednych czynników, nie mają na Ciebie wpływu durne zachowania, a masz na tyle IQ że wiesz co robisz:)
Trochę zakombinowałam, ale czyż prostota w modzie nie jest piękna i elegancka? Segregowanie śmieci to przecież pierwszorzędna sprawa, cierpliwość – życzmy jej sobie wszyscy, wtrącanie szwedzkich słów – mnie się to zdarzyło po 4 tygodniach:))), kawa – uwielbiam.
Gdy pierwszy raz poszłam do restauracji – jak dzikus rozglądałam sie na boki…mhhh jakie to smakowite…mniam…zobacz, co oni jedzą – to sobie zamówię…po czym jak już micha moja stała na stole odczułam błogi spokój, że mnie to talerza nikt nie zagląda:)
Jazda po szwedzkich drogach – bajka…przystanęliśmy na chwilę tak troche na środku drogi gdyż szukalismy jakiejś nieruchomości…. i ja jako pasażerka zbladłam…Jedź – wrzeszczę do mojego kierowcy:) o matko, zaraz nas obtrąbią, nie można na środku olaboga – panikuję.
A tu nic…było miejsce, aby nas ominąć – więc ominęło nas parę aut…wychyliłam głowę spod fotela i zrozumiałam – tu tak naprawdę jest:))))
Zeszwedziejmy więc wszyscy:)))
I na koniec – Moniko, możesz myślec po szwedzku, po chińsku i turecku. Tak pięknie piszesz po polsku, że póki to się na Twojego bloga nie przekłada – mysl sobie jak chcesz. Dla mnie jesteś hero gdyż Twój blog pozwolił mi poznać Szwecję teoretycznie i gdy tam pojechałam (jedynie 5 razy po 2 tygodnie byłam) to nieraz zabłysłam wiedzą, znajomościa zwyczajów i miejsc godnych obejrzenia. Żaden poradnik turystyczny sie nie umywa…
Ufffff sorry za taki elaborat…ale ja podziwiam Twój blog, dla mnie mimo zeszwedzenia jesteś Polką (chciałam napisać przez duże „P” ale to i tak się piszę przez duże:) Koniec!
Hough 🙂
Najbardziej podoba mi się to o chodzeniu po ulicach bez oglądania się 🙂 Marzę o takim poczuciu bezpieczeństwa w Polsce 🙂
Chyba myslisz o ulicy pod biegunem polnocnym? A i tam nigdy nie wiadomo czy jakis nawiedzony nie wjedzie na jezdnie. Takie poczucie bezpieczenstwa moze byc zdradliwe i niebezpieczne .
Ja zanim wejde na jezdnie mam kontakt oczny z kierowca. Mimo ze tu gdzie mieszkam sa 4 samochody na godzine …
Prawo czlowieka do przerwy 😀 Uwielbiam! 🙂
Moniko,
O ile krwawy pudding mnie nie pociąga a kiełbasa wygląda mortadelowato, to sernik wygląda całkiem, całkiem… Gdzie jest haczyk? A może w ogóle nie przepadasz za sernikem?
Osobiście tez nie przepadam za falukorv ale polecam falukorv z indyka firmy „ingelsta kalkon”.. A jeśli chodzi o te „zeszwedzenie” to nie jestes sama..hihi.. I tez słyszałam śmieszne komentarze na ten temat.. Ale to jest normalne, ja mieszkam w Szwecji od 15 lat i po szwedzku myśle jeśli jakas sytuacja jest związana z czymś lub kimś szwedzkim a po polsku jeśli z czymś lub kims polskim.. I tak samo ma moja córka, ma 5 lat urodzona w Szwecji, ojciec Szwed i w domu sa dwa języki gdzie maz mowi do córki po szwedzku a ja po polsku i moja córka mowi płynnie i po polsku i po szwedzku, ja sie jej często pytam w jakim języku mysli, to oczywiscie ze wiecej po szwedzku, i to jest normalne bo jej większość wrażeń jest z przedszkola.. Ale czasami mowi przez sen i to jest taki ubaw dla mnie bo zależy jakie miała wrażenia z dnia i z kim sie bawiła, i czasami mowi przez sen po polsku a czasami po szwedzku:))) Ja uważam ze to jest fajnie umieć mowic i myślec i nawet śnić w dwóch językach:)) mnie zawsze fascynowało to ze mozna sie tak bez problemu przełączać z jednego języka na drugi:) mnie sie wydaje ze ten pan co tak strasznie skrytykował twoje „zeszwedzenie” tez mu sie zdaży pomysleć po szwedzku, tylko nigdy nad tym tak sie nie zastanawiał:)) pozdrawiam wszystkich mniej lub wiecej zeszwedzialych:))
Moniko ..żółwik a to co napisał Hawliczek pozostawię bez komentarza chociaż zamierzałem pojechać po bandzie
Szacun
Bardzo ciekawy wpis! Ja jestem w Szwecji zdecydowanie krócej niż Pani, ale też już pewne symptomy w sobie zauważam (szczególnie gdy wracam do Polski, te różnice się uwydatniają). Np. to, że jestem bardziej cierpliwa, czy mam potrzebę ubierania się w stonowane kolory i nabrałam większej wrażliwości na środkowisko naturalne!
PS: Pani Moniko, przy okazji polecam serdecznie książkę mojej znajomej Diany Rönnberg „Sercem w lesie”, pięknie wydanego studium o przywiązaniu Szwedów do natury. Ja jestem zachwycona! 🙂
Ach, jak zwykle lubię sobie Ciebie poczytać; z większością się zgadzam, a jakże, tym bardziej ,że Twoje spostrzeżenia są cenniejsze niż moje bo moje są czysto turystyczne ;-), że się tak wyrażę. Ale jedna rzecz mi się nie zgadza i to nie tylko u Ciebie, ale wiele osób tak pisze- moim zdaniem Szwedzi są w obejściu milsi niż Polacy, chętniej udzielają info zagadnięci o cokolwiek na ulicy, uśmiechają się (nie wiem, czy szczerze, czy zdawkowo, ale jednak) i nie wydają mi się aż tak zamknięci w sobie, wyalienowani jak się o nich powszechnie sądzi. Ale tak jak mówię, to moje subiektywne opinie, na podstawie kilku tygodni wakacji, tuż przed następnymi :-). Być może w wakacje są bardziej bezpośredni i nastawieni na relacje międzyludzkie ;-).
Pisz Moniko, pisz, lubimy Cię czytać.
Btw, pan który tam wyżej, w tak kiepskim stylu się wymądrzał sam pod sobą dołek wykopał. Chciał być moralizatorem i erudytą, został tylko niesmak. Może i jest pan większym patriotą, ale nie sądzę aby był pan lepszym człowiekiem. Może czas zmienić otoczenie bo coś pan zgnuśniał….
Spędzam TAM tylko kilka tygodni w roku i ….cały rok czekam na każdy wyjazd, z wzruszeniem, tęsknotą, marząc, planując każdy następny wyjazd i wiem, że nadejdzie dzień, że te 2-3 tygodnie nie wystarczą mi; po prostu czuję się tam jak w domu, a może inaczej- tak jak w SE chciałabym się czuć w domu…<3
Chyba czasem tak jest, że człowiek żyje w jednym miejscu, a w innym lewituje jego serce ;-).
Tack Moniko :-)!
Kocham Szwecję
Mam te same symptomy! Teraz jestem na długim urlopie w Polsce i spotykam się nieustannie z brakiem kultury na drodze i nieprofesjonalna obsługa klienta. Wszystkim się gdzieś spieszy, piesi w stresie przebiegają przez pasy, a gdy się im ustąpi pierwszeństwa dziękują. Obsługa w kawiarniach, sklepach jest niesympatyczna i nieprofesjonalna. Będąc na większych zakupach tylko w nielicznych miejscach byłam zadowolona z obsługi. Kiedyś w rozmowie z koleżanką na ten temat usłyszałam: 'jakbyś miała sterczeć za kasa za 1500 zl miesięcznie tez byś taka była” . Jednak uważam, ze to nie jest przyczyna niskiej płacy. Tez pracowałam w Polsce i zarówno w sklepie i biurze, mimo niezadowalających zarobków zawsze wykonywałam swoja prace z uśmiechem i cierpliwością. Ludzie sa złośliwi, niesympatyczni i krytyczni ponieważ sami tego doświadczali.
Odkąd mieszkam w SE również w mojej szafie przeważa biel, czerń i szarość. Spragniona kolorów, chętnie ubieram barwniejsze rzeczy podczas urlopu w PL. Tu i tak bez znaczenia czy wyjdę ubrana na szaro czy nie to wszyscy się patrzą. Juz sie oswoiłam, ale w pierwsze kilka dni urlopu bardzo złe sie czułam z tymi spojrzeniami.
Już nie mogę się doczekać kiedy Polska awansuje kulturowo do poziomu krajów skandynawskich i za gwałt na dziecku będzie wyrok w postaci prac społecznych, za zabójstwo kilkudziesięciu osób wyrok 20 lat więzienia w luksusowym ośrodku i państwo będzie mogło odebrać dziecko rodzicom pod byle pretekstem.
…..Spokojnie ,proszę sie nie niepokoić i nie opuszczać Polski, to jeszcze wiele lat upłynie ….
Bardzo ciekawy tekst, czytając go zauważyłam zarówno radość z nowo nabytych cech jak i lekką gorycz z innych. Wydaje mi się, że to bardzo trudne jednocześnie się asymilować z nowym otoczeniem i pozostać w zgodzie ze sobą 🙂
Po kilku latach wiele sie zmienia, ale temat asymilacji tak ciekawie przedstawiony tu, pozostaje dalej dla wielu nie taki latwy do realizacji. Zastanawiam sie jak wyglada to z drugiej strony. Jaki wplyw na dalsze losy tego spoleczenstwa maja Ci co tu przybyli, ich energia przelozona na ich dzialalnosc, nauke czy prace, chyba nie moze byc niezauwazona , z czasem moze doceniona i moze ksztalcujaca w jakims stopniu przyszlosc…
mozna sobie pomarzyc ?