Miesiąc: sierpień 2015
Dragonek
No i stało się, jak przewidywałam.
Nie potrwało to długo, jak zadowolona z posiadania jednego kota zapragnęłam mieć drugiego. Wstrzymywałabym się może i parę lat dłużej, ale mój pierwszy kot, Plaster taki posępny się zrobił, znudzony jak mops, i powiedziałabym nawet, że wydawał mi się… samotny. Będąc na przechowaniu u przyjaciół, gdzie były dwa inne koty, w tym małe kocię, miał naprawdę zabawnie i ciekawie w kocim towarzystwie, wszyscy byli zgodni, że on tego potrzebuje.
Tak więc, chwilę po wakacjach pojawił się w naszym domu Dragon. Taki oto.
Plaster oczywiście, w pierwszy dzień sceptyczny i wrogo nastawiony, pokazał mu z miejsca, kto tu rządzi.
A że mały pyskaty jest i przecenia swoje możliwości, nie dał się tak łatwo i siły się wyrównały. Przyjaźni wielkiej jeszcze między nimi nie ma, ale tolerancja i zainteresowanie, jak najbardziej.
Mam nadzieję, że jeszcze się między nimi ułoży. W każdym razie, my jesteśmy bardzo zadowoleni z małego przybysza, bo jest zupełnie inny niż Plaster. Taki, jaki w zasadzie powinien być kot – łaszący się, tulący i wskakujący na kolana.
Dragon to istny wulkan(ik) energii, swoją zabawą i łaszeniem się daje tyle radości i w ogóle jest taki cudowny, że nie zamieniłabym go na nic innego.
Takie kocię w domu to coś wspaniałego! A dwa koty, to radość do potęgi!
Że też ja nie wpadłam na pomysł przygarnięcia kotów kilka lat temu…
Wieża Kaknästornet
Pragnącym w przyjemny i nieśpieszny sposób podziwiać Sztokholm z góry, polecam Wieżę Kaknästornet.
Ta mierząca 155 metrów wieża, dawniej pełniąca rolę centrum dla wszystkich anten radiowych i telewizyjnych w Szwecji, charakteryzowała sylwetkę Sztokholmu od 1967 roku.
Na 30. piętro wjedziesz bezszelestnie w zaledwie pół minuty. Po osłoniętym siatką tarasie spacerujesz dookoła patrząc na miasto, a jeśli chcesz uwiecznić widok „bez krat”, poproś na dole, przy zakupie biletów, o kluczyk do małych okienek, przez które można wsunąć nawet spory aparat fotograficzny.
Pod tarasem, na przedostatnim piętrze jest oszklony „taras”, gdzie mieści się kawiarnia i podniebny bar i gdzie można usiąść sobie i delektować się zarówno widokiem, jak i podniebną „fiką” .
Pod kawiarnią jest bardzo elegancka restauracja. Widok z tych tarasów jest wspaniały, szczególnie w słoneczny dzień, kiedy to widoczność może sięgać 60 kilometrów.
Wieża czynna jest cały rok, w różnych godzinach, a szczegółowy schemat godzin otwarcia zarówno samej wieży widokowej, jak i restauracji znajdziesz tu: KLIK. Bilet dla osoby dorosłej kosztuje 55 koron.
Wakacyjna retrospekcja
Wszystko, co piękne tak szybko się kończy…
Wakacje i urlop przeminęły w mgnieniu oka. Były bardzo intensywne, zarówno pod względem tempa, jak i wrażeń. Mając całe 4 tygodnie wolnego wybraliśmy się na podbój Szwecji i kawałka Danii. W lipcu, przez tydzień, towarzyszyli nam moi rodzice, ale większość eskapady przebyliśmy sami, we dwójkę. Po pierwszej części urlopu wróciliśmy do domu zregenerować siły i pobyć trochę z naszym kotem. Mój mąż mógłby spędzić w tej podróży autem ciurkiem dwa miesiące, ja jednak jestem mniej wytrzymała.
Po tygodniu siedzenia w domu i nudy nabrałam energii do kolejnej eskapady, choć powiedziałam sobie, że następna taka szaleńcza wyprawa dopiero za rok. Został mi cały tydzień wolnego do wykorzystania, a lato nagle przybrało gorący i słoneczny obrót, więc żal było nie spakować się i nie ruszyć w drogę.
Jako, że widzieliśmy już Dalarna, południe (Malmö i okolice) i wschód Szwecji (Vimmerby), oraz Gotlandię, Alandię i Olandię, została nam Północ i zachodnie wybrzeże (Göteborg już zaliczony). Na Północ trzeba jechać na dłużej niż jeden tydzień, więc padło na zachodnie wybrzeże. Bardzo chciałam zobaczyć słynną Fjällbackę, a Adam chciał popłynąć w rejs kanałem Dalsland. Planowanie trasy przebiegło sprawnie, bo mój mąż, jako były żeglarz i wciąż jeszcze prawdziwy przewodnik uwielbiający geografię umie tak ułożyć wycieczkę, że wszystko idzie jak po sznurku i pozostaje tylko modlić się o pogodę.
Dla uwiecznienia tego ostatniego wakacyjnego tygodnia wybrałam kilkanaście zdjęć (trudno mi było wybrać!).
Widok ze starego mostu na nowy most Svinesundsbron, łączący Szwecję i Norwegię
Najbardziej na zachód wysunięte wybrzeże Szwecji
Fjällbacka widziana od strony wody
Wyspa Koster Północna i najdziwniejsza, pełna wszelkiego rupiecia kawiarnia Strandkanten
Malowidła z epoki kamienia, w Tanum
Przepiękny i poruszający do łez Smögen
Smögen powalił mnie na przysłowiowe kolana! Zakochałam się w tym mieście na zabój!
A tu, bonus! Maleńkie miasteczko portowe Grundsund
Odwiedzone pod wieczór oczarowało tym razem mojego męża
Grundsund jest trochę jak żyjący i funkcjonujący skansen.
I na koniec eskapady Marstrand
Na Marstrand zakończyła się nasza trasa. Krok za krokiem można było śledzić te moje szalone i piękne wakacje na specjalnie po to założonym instagramie.
Na tych wakacjach przekonałam się po raz kolejny, że Szwecja jest niezwykle pięknym krajem, że jej natura wzrusza i uzależnia. Oboje z moim mężem nie sądzimy, że chcielibyśmy spędzić lato gdziekolwiek indziej poza Skandynawią.
…
Wczoraj zaczęłam pracę, i trudno mi nabrać rozpędu i rutyny, jeszcze żyję wspomnieniami… Ale czas wziąć się w garść, za miesiąc zaczynam kolejne studia, więc czeka mnie wiele miesięcy pracy, nauki, no i zbierania pieniędzy na kolejne wielkie skandynawskie wakacje…
Dziesięć powodów, dla których warto odwiedzić Olandię
Olandia (Öland), wyspa leżąca u południowych wybrzeży Szwecji jest jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc, szczególnie latem. Wielu Szwedów ma tutaj swoje domy letnie, (nawet para królewska) i przyjeżdża regularnie co roku, ale pozostali nie będą żałować, jeśli odwiedzą tę wyspę. I kto tylko może, powinien choć raz pojechać na urokliwą Olandię, z wielu względów. Względy te ujęłam w 10 punktów, które wybrałam kierując się subiektywnymi spostrzeżeniami.
1. Przyroda i pogoda
Natura i pejzaż Olandii, przypominające miejscami egzotyczne stepy i sawanny, to poza lasami, łąkami i polami uprawnymi rozległe płaskowyże nazywane tutaj alvarami.
Nieurodzajna ziemia, upstrzona kamieniami, niemal pozbawiona drzew lub usiana drzewkami karłowatymi, jest pastwiskiem dla owiec i krów. Poza tymi, „domowymi” zwierzętami spotkać na Olandii można foki, (przyda się lornetka), wielbłądy, strusie, czasem przez jezdnię przebiegnie łania albo, jak ktoś ma szczęście – jeleń.
Olandia to raj dla kochających przyrodę, szczególnie dla miłośników ptaków. W kilku miejscach na całej wyspie znaleźć można stacje ornitologiczne, w tym największą w Ottenby, do której zjeżdżają się ptasi obserwatorzy z całego świata. Roślinność też jest niebanalna, na wyspie rośnie m.in. 30 gatunków storczyków oraz cała gama wartościowych ziół.
Olandię można spokojnie określić dwoma słowami – rezerwat przyrody. Ponadto jest tu dużo cieplej niż „na lądzie stałym” Szwecji, a ten cieplejszy i łagodniejszy klimat Olandia zawdzięcza prądom morskim Cieśniny Kalmarskiej. Na słońce i piękną pogodę też można tutaj liczyć.
2. Wiatraki
O wiatrakach, znakach rozpoznawczych Olandii, pięknie wkomponowanych w jej krajobraz napisałam osobny post.
3. Zamek Borgholm i Solliden
Wciąż majestatyczne, zamkowe ruiny królują w okolicy miasta Borgholm. Mimo, że to tylko pozostałości po strawionym w 1806 r. pożarze pozostałości dawnego zamczyska, wciąż przyciągają rzesze turystów i są atrakcyjnym miejscem dla muzyków dających koncerty.
Nieopodal zamku stoi letnia posiadłość szwedzkiej rodziny królewskiej, Solliden. Dom może jest „zwykły” ale za to ogród – fantastyczny! Wymyślne rabaty, egzotyczne agawy, fontanny i posągi, całość dobrze przemyślana i wprawiająca w zachwyt.
Spacer po tym przeogromnym ogrodzie, szczególnie po upojnie pachnącym kwarterze różanym będę pamiętać jeszcze długo….
Przed wejściem na posiadłość, oprócz butików z królewskimi pamiątkami i miejscowymi przetworami stoi kawiarnia, w której serwują wyśmienite torty o królewskich nazwach.
4. Latarnie Långe Jan i Långe Erik
Na pierwszym zdjęciu pyszni się latarnia Långe Jan, najwyższa latarnia morska w Szwecji. Ma 42 metrów a z jej szczytu rozciąga się piękny widok, szczególnie dla wprawnego oka, które zauważy trenujące do odlotu żurawie.
Mnie osobiście podobał się bardziej widok z drugiej latarni, na samej północy Olandii, Långe Erik. Najpewniej dzięki pięknej jasnej plaży pełnej białych, wyszlifowanych przez fale kamieni.
5. Vickleby i Capellagården
Na Olandii nie brakuje sielskich i uroczych wsi, ale ta jedna jest wyjątkowa i warta tego, by zatrzymać się tutaj na dłuższą chwilę.Vickleby leży w środowej Olandii, na brzegu Stora Alvaret i już od XIX w. przyciągała artystów, którzy chcieli uwiecznić piękno wyspy w swoich dziełach. To tutaj jest słynna szkoła dla przyszłych artystów, założona w 1960 r. przez Calma Malmstena. Poza tym, jest tutaj piękny ogród ziołowy, butik, kafejka i galeria. Cała wioska jest niezwykle idylliczna!
6. Ruiny, grobowce wikingów i kamienie runiczne
W Olandii czuć oddech historii niemal na każdym kroku. Dawno, dawno temu mieszkali na tej wyspie wikingowie, dlatego też natykaliśmy się na ich grobowce i stawiane ku chwale zasłużonych kamienie ozdobione pismem runicznym, jednym z najbardziej znanych jest ten oto, najstarszy w Szwecji kamień Karlevistenen.
Innym miejscem przypominającym nam o tym, jak stary jest nasz świat, jest wzniesione w czasie Wielkiej Wędrówki Ludów grodzisko w Gråborg (dwa pierwsze zdjęcia). Poza tym, jest tu kilka innych, pochodzących z wcześniejszego okresu grodów i fortów, zachowanych lub zrekonstruowanych, jak np. (zdjęcie 3) gród Eketorp. Olandia jest smakowitym kąskiem dla archeologów.
7. Wybrzeża
Za najpiękniejsze brzegi wyspy uznałam brzeg wzdłuż zachodniego wybrzeża od środkowej Olandii, w górę na północ. Wybraliśmy, trochę ryzykując, trasę z mapy rowerowej, ale dało się przejechać. Wprawdzie samochód był po tej podróży siwy od kurzu, ale za to widoki i wrażenia mieliśmy niezapomniane.
Wyjątkowe były formacje skalne, zwane raukami w Byrum (zdjęcie poniżej) i choć oczywiście nie mogą się one równać z raukami w Gotlandii, nie mniej jednak są miłe dla oka i przyjemnie jest zrobić sobie wzdłuż tego skalnego, uformowanego siłami przyrody brzegu nieśpieszny spacer.
Wiele plaż jest bezludnych, spokojnych, jakby zapomnianych. Takie miejsca są doskonałe na mały piknik czy przycupnięcie na kamieniu i wsłuchaniu się w kojący szum morza. Tutaj można mieć bliski kontakt z naturą i z samym sobą, tutaj można poczuć to ukłucie szczęścia w duszy, że świat jest taki piękny! Pokochałam te szwedzkie, prawie puste, czasem dzikie, plaże do tego stopnia, że nie wiem, czy odpoczęłabym na plaży wypełnionej po brzegi ludźmi…
8. Plaża w Böda
Większość plaż wzdłuż wybrzeża nie sprzyja kąpielom słonecznym połączonym z kąpielami w morzu, (choć jest wielu, którzy wylegują się na skałach), ale co jakiś odcinek można znaleźć plażę taką „wymarzoną”, prawdziwą, piaszczystą. Najpopularniejszą chyba na całej wyspie plażą, połączoną z dosyć snobistycznym kurortem wypoczynkowym plażą jest plaża w Böda. Piasek bielusieńki, woda czysta, tylko, jak dla nas, za dużo ludzi…
9. Puszcza Trolli
To ciekawostka i wielka frajda, nie tylko dla dzieci. Puszcza trolli (Trollskogen) to wielki, leżący na samej północy Olandii bór, którego drzewa wysmagane przez żywioły straszą swym wyglądem.
Jeśli ktoś ma bystre oko, zauważy ukryte gdzieniegdzie trolle, patrzące na przechodzących z ciekawością. Wyzierające ze starych pni oczy dodają puszczy „prawdziwości” i dla ludzi z wybujałą fantazją przejście przez ten powykręcany las może być momentami przyspieszającą tętno atrakcją.
10. Miasto Borgholm i muzeum Himmelberga
Borgholm to miasto, które zapadło mi w pamięć najbardziej. Może dzięki starej, specjalnej architekturze. Małe uliczki o uroku sielskiego skansenu, główny deptak wypełniony słońcem i uśmiechniętymi ludźmi, ciekawa, bardzo stara restauracja Ebba, wszystko to rzuciło przyjemną poświatę na to miasto.
W Borgholmie jest również znane i warte odwiedzenia muzeum Himmelsberga Museum. To prawdziwy skansen dawnych gospodarstw, domów, ich wyposażeń oraz przedmiotów mówiących o dawnym życiu na Olandii, połączony z galeriami sztuki i ogrodem.
Uff, o Olandii mogłabym mówić jeszcze dużo. Poza nieszczęsnymi mokradłami, które nas rozczarowały, niemal każdy skrawek wyspy zauroczył nas na swój sposób i pozostawił niedosyt. My spędziliśmy na Olandii cztery całe dni i jeśli się ma do dyspozycji samochód, cztery dni wystarczą, by zwiedzić Olandię, ale żeby się nią do syta nacieszyć i nadać zwiedzaniu spokojniejsze tempo, trzeba poświęcić tydzień.
Albo i całe lato…
Olandia, kraina wiatraków
Wprawdzie jesteśmy już z powrotem w Sztokholmie, ale trudno nam wrócić na zwykłe tory codzienności, bo wrażenia przywiezione z podróży pulsują w nas mocno. Szczególnie wspominamy Olandię, która mimo, że nie urzekła mnie tak bardzo jak Gotlandia, spodobała się na tyle, by delektować się wspomnieniami o niej i poświęcić jej trochę miejsca na blogu, na wieczną pamiątkę.
Typowym elementem olandzkiego pejzażu są… wiatraki. Rozsiane po całej wyspie przyciągają wzrok i zapadają w pamięć.
Stoją samotnie lub w rzędzie. Tutaj rząd siedmiu wiatraków w Störlinge.
i jeden z nich…
Tutaj zaś rząd wiatraków w miejscowości Lerkaka.
… i w Resmo:
Większość wiatraków wygląda podobnie, jest drewniana, pomalowana na szaro lub czerwień faluńską, ale spotkałam też kilka innych, kamiennych, okrągłych, z blaszanymi dachami, jak np. te dwa na zdjęciach poniżej, pierwszy, największy w całej Olandii, stojący w Sandvik (w nim jest teraz restauracja),
i ten nieco mniejszy, stojący niedaleko Färjestaden, w środkowej Olandii.
A ten, nietypowy, ostatni zachowany do dzisiaj wiatrak skurkvarn, zdobi wybrzeże w Jordhamn, w północnej Olandii. W tym miejscu wydobywano kamienie i szlifowano je dla zamawiających kupców. Była to bardzo mozolna i ciężka praca, dopóki utalentowany miejscowy wynalazca nie skonstruował tego rodzaju wiatraka. Młyn jest nadal sprawny i raz do roku, w lipcu odbywa się pokaz szlifowania kamieni przy pomocy tego zacnego staruszka wiatraka.
Widziałam też taki sympatyczny na kamiennej nodze wiatrak w Vedborn:
Tych upiększających i charakteryzujących krajobraz Olandii wiatraków jest tutaj podobno ponad 300. Kiedyś było ich około 3 000 i nie mogąc wpaść na pomysł, dlaczego aż tak dużo, skoro wyspa jest stosunkowo niewielka i mąki aż tyle nie produkowano, zapytałam mieszkającą od urodzenia na Olandii kobietę o historię tych wiatraków. Powiedziała, że dawniej wiatrak był znakiem, że gospodarz jest bogaty, obrotny i że dobrze mu się wiedzie. I każdy gospodarz, który mógł finansowo sobie pozwolić na wiatrak stawiał go z wielką dumą na swoich włościach.
Wiatraki są wizytówką Olandii, dlatego też wielu nazywa ją krainą wiatraków. Ale oczywiście Olandia, to nie tylko wiatraki, to dużo, dużo więcej. Ale o tym, co ciekawego kryje w sobie ta wyspa przeczytacie już niedługo w następnym wpisie.
Najnowsze komentarze