Tag: co zobaczyć w Sztokholmie
Fika w ogrodzie Rosendal
Jak ja uwielbiam, gdy ktoś, kto wpadł do Sztokholmu na chwilę, turystycznie, lub kto mieszka tu od niedawna, zaprowadzi mnie w miejsce, którego nie znałam!
Wczoraj moja koleżanka Asia pokazała mi miejsce, w którym się zakochałam i do którego będę wracać, a mianowicie Ogród Rosendal (Rosendals Trädgård).
Właściwie znałam to miejsce, bo latem, przy okazji długiej wycieczki rowerowej widzieliśmy pałac Rosendals slott oraz usiany pomnikami wielki ogród.
Jednak tego niezwykle inspirującego i sielskiego miejsca, w którym można usiąść na fikę i zrobić kwietne zakupy, nie znałam.
Znany z dopieszczonych ekologicznie upraw, z doskonałych wypieków i smacznych dań (wszystko z tego ogrodu), z organicznej (pysznej, zapewniam!) kawy, z szerokiego asortymentu ogrodniczego oraz handlu detalicznego Ogród Rosendal przyciąga tłumy ludzi.
W kolejce stałyśmy długo, co rusz potrącane przez ludzi, którzy zapomnieli słowa przepraszam, ale gdy dostałyśmy wreszcie w posiadanie marchewkowy placek i kawę byłyśmy pełne szczęścia.
Nasza fika w tym miejscu miała dodatkowy urok, dzięki słońcu, które wpadało przez okna szklarni, w której zmuszone byłyśmy usiąść z powodu braku miejsca w głównej kawiarni. Słowa FIKA nie trzeba Wam chyba objaśniać, wszyscy na pewno wiedzą, że to najważniejsze słowo w Szwecji.
Po kawie i boskim cieście Asia zaprowadziła mnie do kwiaciarni, pełnej już cebulek amarylisów, świątecznych ozdób i pulsującej bożonarodzeniowym klimatem.
Miejsce to jest naprawdę inspirujące i jeśli ktoś lubi piękne rzeczy, na pewno wpadnie w zachwyt. Kwiaty i ozdoby nie są zbyt drogie, a dla szczęśliwców posiadających własny ogród Rosendals Trädgård jest punktem obowiązkowym do częstego odwiedzania.
Za szklarniami, kawiarnią i kwiaciarnią jest mały sklepik z m.in. wyrobami z pól i ogrodów Rosendal.
Kupić i posmakować tu można jedno z najlepszych wypieków w Sztokholmie.
Za ogrodem znajduje się oranżeria, ale…
… na nią zabrakło nam czasu, ponieważ śpieszyłyśmy się na uroczyste włączenie świątecznego oświetlenia w mieście. Robi się już naprawdę świątecznie, do Bożego Narodzenia został właściwie nieco ponad miesiąc!
PS. Do Ogrodu Rosendal dojechać można z centrum miasta tramwajem nr 7, w kierunku Djurgården, wysiąść na przystanku Waldemarsudde, przejść przez ulicę w lewą stronę i dojść 10 minut pieszo.
Festyn jesienny w Ogrodzie Bergianska
Ogród Bergianska (Bergianska trädgården) świętował dziś początek jesieni.
Pod nazwą festyn jesienny (höstfest) odbywały się tutaj, w kilku miejscach różne ciekawe rzeczy.
W dużej oranżerii była mini wycieczka – prezentacja z przewodniczką, która opowiadała o założeniu i początkach ogrodu, o uprawach i roślinach w nim rosnących.
W małej oranżerii (Victoriahuset) zaś można było posmakować rarytasów z rosnących tutaj, sprowadzonych z egzotycznych stron świata owoców.
W środku jest nie mniej pięknie niż w dużej oranżerii. Ja byłam tam pierwszy raz. Tutaj zobaczyć można jak wyglądają te smakołyki jeszcze na drzewie, poznać można bardzo ciekawą roślinność.
A tutaj najmniejsze kwiaty na świecie. Mają zaledwie półtora centymetra!
Na świeżym powietrzu rozstawione były stoiska z różnymi owocami, warzywami i kwiatami. Chętni do rozmowy ogrodnicy odpowiadali na pytania związane z uprawą i sadownictwem, można było kupić tu sadzonki, nasiona albo cebulki. Dowiedziałam się tam, że każda prawie roślina ma swój związek (stowarzyszenie), np. stowarzyszenie pelargonii (pelargonsällskapet). Mnie sprawy ogrodu są niestety obce, ale z ciekawością patrzyłam na wystawy.
W kawiarni, w której dawno temu była właśnie oranżeria, zanim powstała ta dzisiejsza, było mnóstwo ludzi, bo każdy chciał skorzystać z ostatniej być może możliwości wypicia kawy w ogródku pod pełnym słońcem i bezchmurnym niebem.
Koniec lata to bardzo przyjemny czas, czas zbiorów i czas robienia zapasów na zimę. W całej Szwecji odbywają się różne targi jesienne, barwne, smaczne i pachnące. W samym Bergianska będą jeszcze różne tego typu atrakcje, trzeba mieć rękę na pulsie, tzn. programie. Takie fajne rzeczy zwykle odbywają się w weekendy, więc można zawsze znaleźć czas i przyjemnie go spędzić w tym miejscu.
To b
ył bardzo ciepły i słoneczny weekend. Nacieszyłam się słońcem i mam nadzieję, że na długo starczy. Bo w drodze podobno chłód, ciemne chmury i deszcz.
Aż nie chcę o tym myśleć.
Långholmen i początek wakacji
Dziś zaczęły się dla mnie wakacje.
Zdałam ostatnie egzaminy, ustne, przepraszam, ręczne, (studiuję język migowy), i jeśli nie będę musiała ich poprawiać, a mam nadzieję, że nie, to od dziś mogę cieszyć się czasem wolnym , aż do początku roku szkolnego, kiedy to pójdę do pracy.
Maj jest taki sobie jeśli patrzeć przez pryzmat pogody. Do tej pory było chłodno, chodniki ciągle mokre od deszczu. Ale było kilka bardzo ciepłych dni i zdążyłam poczuć lato. W minioną sobotę było wyjątkowo pięknie i tak ciepło, że nie trzeba było siłą mnie wyciągać na spacer. Pojechaliśmy więc na wyspę Långholmen.
Långholmen to niezwykła wyspa. Ma w sobie w sobie wszystko – cieniste i rozległe parki, dziko rosnącą naturę, skały i doliny, plaże i kąpieliska. Ma urok dzikiej wyspy i miasteczka portowego zarazem. Kryje w sobie takie perełki jak mały Dworek Karlhäll, przepiękne letnie wille z pocz. XIX., Muzeum Bellmana, amfiteatr, dawne więzienie, które dziś funkcjonuje jako bardzo atrakcyjny hotel (o więziennym hotelu pisałam tutaj); ogródki i domki działkowe, przeurocze zakamarki, gdzie można pobyć chwilę samemu i wsłuchać się w ptasie recitale.
Wędrując brzegiem widzimy w oddali Ratusz Sztokholmu i całą panoramę wyspy Kungsholmen. Dlatego będąc na tej półdzikiej wyspie trudno uwierzyć, że to w środku miasta!
Na wyspie tej nie ma tłumów, jest tak spokojnie, tak sielsko.
Z ciszy wypłoszy czasem wrzask młodzieży urządzającej sobie pierwsze letnie kąpiele. Krzyczą z zimna ale wchodzą do wody, oto skandynawska skrew!
Ten maluszek z kolei nie chciał z wody wychodzić. No nie wiem, czy ja pozwoliłabym dziecku do takiej lodowatej jeszcze, majowej wody w ogóle wejść… Podziwiam ich w tym, naprawdę.
Taki kuszący kawałek plaży z przycumowaną łódką aż się prosi, żeby przyjść z kawałkiem ręcznika i książką…
Wyspy Långholmen i Kungsholmen łączy imponujący wielki most Västerbron.
Są tutaj bardzo stare ale zadbane wille, niektóre są tylko domami letnimi, w których już zaczyna, po zimie na nowo tętnić życie,
tak jak w ogródkach działkowych, gdzie rodziny spędzają wolny czas, każdy weekend. W powietrzu unosi się zapach skoszonej trawy, rozpalanego grilla, zza żywopłotów dobiega czasem radosny śmiech i zażarte dyskusje o pogodzie…
Na zdjęciu poniżej wspomniany Dworek Karlhäll.
Funkcjonuje jako restauracja, zauważyłam, jak zajrzałam do środka przez wielkie okno.
Z okien restauracji jest widok na wodę, a po drugiej stronie jest wielki kamień, który utkwił między skałami.
Schodzimy dalej po drewnianych schodkach, powoli zataczając koło i wzdłuż Kanału Långholmen i zbliżamy się do końca naszej wycieczki. Trudno oddać cały urok wyspy a i też nie chciałabym tak wszystkiego Wam pokazać, tylko raczej zachęcić do wybrania się na wyspę. Chcę także i Wam zostawić tę przyjemność odkrywania.
Dodam jeszcze tylko szczyptę historii – w latach 1720 miasto kupiło Alstavik na Långholmen, gdzie otwarto areszt dla kobiet a zaraz potem zaczęto budować więzienie. Przez 250 lat Långholmen było wyspą więzienną! Kiedy w ok. 1970 r. wypuszczono ostatniego więźnia, wyspa stała się dostępna dla odwiedzających.
Trasa spacerowa po Långholmen może być wspaniałym relaksem i polecałabym ją wszystkim, którzy szukają ciekawego i przyjemnego odpoczynku, niezależnie, czy aktywnie, czy w pozycji lotosu. Do wyspy dostać się najłatwiej od stacji metra Hornstull, wyjście na górę w kierunku Långholmensgatan. Kierujemy się na północ, w kierunku Långholmen. Dla ułatwienia MAPA.
Już późno, a jeszcze widno! Czuję, jak opuszcza mnie stres, wreszcie wakacje. Oby tylko pogoda dopisała, a zapowiadają gorące lato. A my słyszymy się już jutro!
Dobrej nocy!
Ogród Króla czyli Kungsträdgården
Na ten widok czekałam bardzo długo.
Rok temu mnie ominął, myślałam, że i w tym roku przejdzie mi koło nosa, bo czar tego miejsca rozbudził się wcześniej, akurat, kiedy byłam w (zimnej) Polsce a poza tym trwa on dość krótko. Trwa dopóty, dopóki kwitną wiśnie w alejach. Japońskie wiśnie w alejach Kungsträdgården. (MAPA)
Pierwsze moje słowa, jakie z siebie wydałam, znalazłszy się pod baldachimem różowego kwiecia były: Och, my!
Nie tylko ja patrzyłam oczarowana. Do Kungsträdgården (tłum. Ogród Króla) pielgrzymuje w ten kwitnący czas tysiące ludzi. Spędzają tam mnóstwo czasu, chcąc zatrzymać ten różowy słodki widok pod powiekami na wieczną pamiątkę.
Ludzi w Kungsträdgården jest zawsze sporo, bo zimą urządzane jest tu lodowisko, a latem organizowane są koncerty. Ale właśnie w tym czasie, kiedy zakwitają wiśnie, ludzi tam moc!
O! Owieczki! Podpatrzone dwa szczęścia młodej mamy.
Spragnieni słońca mieszkańcy Sztokholmu i zachwyceni turyści zdawać by się mogło, wrośli w ten ogród ani myśląc go opuszczać. Magia tego miejsca jest hipnotyzująca.
Kungsträdgården ma ciekawą historię. Jest to ogród bardzo stary, najstarszy w Sztokholmie, założony w 1430 r. Początkowo należał do króla i był zamknięty dla szarych mas, mimo, że ci zebrali na ogród spore pieniądze. Ale ludzie swoimi demonstracjami (krwawo wręcz) doprowadzili do tego, że park został otwarty dla wszystkich. A niecałe 40 lat temu władze miasta postanowiły zbudować w tym miejscu stację metra i w tym celu wyciąć wszystkie wiązy. I tak jak poprzednio Sztokholmczycy stanęli do walki o park. Tym razem w obronie drzew – wiązów i lip. Przywiązali się do nich nie pozwalając ich ściąć. Jakiś czas później posadzono dookoła dużej fontanny drzewa wiśniowe.
Dlatego dziś możemy się nimi cieszyć. Kungsträdgården jest nasz.
Królewski Ogród to jedno z ulubionych miejsc spotkań, ogród jest otoczony dookoła kawiarniami, które są oczywiście tłumnie oblegane.
Całą zimę czekałam na swoją pierwszą kawę „na zewnątrz” (utefika) i nie mogłam sobie wymarzyć lepszego miejsca niż Kungsträdgården i lepszego towarzystwa niż przyjaciółka Kasia. Miałyśmy cudowne popołudnie a energia szła od jednej do drugiej ciepłym strumieniem. Kasia zaczęła tworzyć własny blog Zebra Zone. Zajrzyjcie do Kasi, zaprasza!
A Monia? Przeszczęśliwa. Zdany egzamin, trochę słońca, trochę kwiecia i od razu życie jest piękniejsze.
I różowe!
Jeśli jesteście tu na miejscu, pójdźcie, zobaczcie, weekend zapowiada się piękny i słoneczny a kwiaty za chwilę znikną. Jeśli jesteście daleko, oddaję w Wasze ręce ten wpis, mam nadzieję, że udało mi się choć trochę oddać czar i urok jaki ma ten Królewski Ogród.
Kochani, życzę Wam wspaniałego weekendu,
gdziekolwiek jesteście.
Wasza Monika
Dojazd: Ze stacji T – Centralen metrem do Kungsträdgården, wyjście na górę również Kungsträdgärden.
Junibacken
Jednym z miejsc, które w Sztokholmie warto odwiedzić, zwłaszcza, gdy ma się dzieci jest Junibacken.
Junibacken stworzone zostało z myślą o skupieniu w jednym miejscu postaci z książek dla dzieci, głównie autorstwa Astrid Lindgren. Otwarte zostało w 1996 r. przez rodzinę królewską, w towarzystwie samej Astrid, której pomnik stoi przed muzeum.
Najważniejszą atrakcją Junibacken jest Plac Opowieści Książkowych (Sagotorget). Na placu tym stoją domki, z których każdy pochodzi z książek autorów innych niż Astrid Lindgren. To są swoiste mini place zabaw, które pochłaniają dzieciaki bez reszty.
To salon w Domu Muminków, który znamy z książek Tove Jansson.
Na końcu bajkowego placu jest stacja kolejowa, z której kolejka zabierze nas w podróż do świata literatury Astrid Lindgren. Kolejka przystaje chwilę przy miejscach charakterystycznych dla najbardziej znanych prac Lindgren.
Nie może zabraknąć też willi Pippi Pończoszanki! Stoi ona na stacji końcowej.
Poza tym, że Junibacken jest fantastycznym placem zabaw dla dzieci…
… jest także miejscem, w którym dzieci przesiąkają kulturą, miejscem, w którym rodzi się w dzieciach miłość do czytania książek. Zaszczepienie dzieciom zapału do czytania jest bardzo ważne jeśli chcemy, by dzieci się rozwijały i żeby coś w życiu osiągnęły. Są tu kąciki do czytania książek, mini teatr (przedstawienia są codziennie) a także ogromna księgarnia z książkami dla dzieci, w której znajdziecie każdy tytuł.
Jest tutaj też duża, kolorowa restauracja, z widokiem na wodę.
Dzieci niechętnie opuszczają Junibacken, dlatego warto być na to przygotowanym. Gdy patrzyłam na bawiące się dzieci i na czekających rodziców, pomyślałam, że gdybym miała dzieci, zwiedzanie muzeum zajęłoby mi zdecydowanie więcej czasu niż godzinę.
Ceny za bilety są stosunkowo wysokie (dorośli 145 kr, dzieci 125 kr (do 2 roku za darmo) ale są dwa rozwiązania – pierwszy to bilet roczny (dorośli 345 a dzieci 295), na który wchodzimy przez cały rok ile chcemy. A drugie rozwiązanie to bilet „w środku tygodnia” (mitt-i-veckan kort). To też rodzaj rocznego biletu ale ważnego tylko we wtorki, środy i czwartki (ceny: dorośli 295 kr a dzieci 195 kr – ale jeśli wypadnie tak, że będziecie chcieli pójść w weekend, dopłaca się tylko 50 kr od osoby).
Junibacken leży na wyspie Djurgården, stoi praktycznie obok Muzeum Vasa (Vasamuseum). Dochodzi tam tramwaj 7 z Sergels Torg (wysiąść na przystanku Nordoska Museet) oraz autobusy: 69 z T- Centralen (wysiadamy na przystanku Djurgårdsbron) i 44 z Karlaplan, (wysiąść przy Nordiska Museet).
Junibacken jest pomniejszoną wersją Świata Astrid Lindgren w Vimmerby, które odwiedziłam latem. Byłam ciekawa Junibacken w Sztokholmie, odwiedziłam więc i mogę polecić wszystkim, nie tylko rodzicom. Ale opisanie wrażeń, jak to wygląda i funkcjonuje od strony rodziców z dziećmi, zostawiam do opisania blogującym w Szwecji mamom.
Sztokholmskie scenerie
Jak każdy z nas czekam na wiosnę i lato z wielkim utęsknieniem.
Nie tylko dlatego, że latem jest ciepło, słonecznie i zielono, ale przede wszystkim dlatego, żeby móc zwiedzać Sztokholm, który jest dla mnie najpiękniejszy właśnie latem. Co roku letnie wakacje spędzam w Sztokholmie, by jak turystka chodzić, oglądać i odkrywać nowe zakamarki i perełki tej nadmorskiej stolicy.
W tym roku wiosna przyszła dużo wcześniej i choć zieleń jest jeszcze skąpa, słońce wydobywa cały urok miasta i wyciąga mnie z domu. Na zwiedzanie!
Chcę przejść Sztokholm, wzdłuż i wszerz zabierając Was ze sobą w ten wirtualny spacer. Zakiełkowała we mnie myśl, żeby stworzyć na blogu przewodnik po Sztokholmie i okolicach, zarówno dla tych, którzy tu mieszają jak i dla tych, którzy planują Sztokholm odwiedzić.
Sezon „turystyczny” otwieram zawsze, symbolicznie już spacerem wzdłuż ulicy Katarinavägen i Fjällgatan. Trzeba wysiąść na stacji metra Slussen, wyjść w kierunku Södermalmstorg i pójść w stronę Windy Katarzyny (Katarinahissen). MAPA
Ta winda jest zabytkowa, pochodzi z XIX w. i została odrestaurowana w 1935 r. W chwili obecnej winda jest znów w remoncie i jest nieczynna ale można od drugiej strony ulicy wejść na taras po schodach (Mossebacke Trappor) i potem przejść nad ulicą.
Dojdziemy schodami (lub dojedziemy windą) na taras widokowy. Z tarasu tego roztacza się jeden z piękniejszych i ciekawszych widoków na Sztokholm.
Widzimy Ratusz, wieże kościołów i sylwetki innych dzieł architektury. Widzimy też jak miasto tętni życiem.
W dole mieniący się od kwiatów i owoców kolorami plac targowy przy Slussen.
Gdy już zejdę z tarasu, idę ulicą Katarinavägen, w górę, wzdłuż murku, do miejsca, które lubię najbardziej – miejsca, skąd jest widok na całą panoramę Sztokholmu. Tadam! No, czyż Sztokholm nie jest piękny?
Najlepiej jest pójść do południa, ponieważ wtedy słońce pada na miasto pięknie je oświetlając i podając jak na tacy w całej okazałości. Po południu patrzymy na miasto pod słońce i trudno wtedy zrobić zdjęcie.
Widok wody i tych stateczków nastraja mnie już wakacyjnie, rekompensując brakującą jeszcze zieleń. Gra światła nad powierzchnią wody sprawia, że miasto skrzy się i żyje.
Sztokholm jest położony na wyspach oraz na lądzie stałym między zatoką Morza Bałtyckiego (Saltsjön) i jeziorem Mälaren. Dlatego Sztokholm nazywany jest często Wenecją Północy.
Stąd widać Stare Miasto, Skeppsholmen, Djurgården, Blassieholmen i Kastellholmen. Gdy spojrzeć w drugą stronę, zobaczymy w oddali wesołe miasteczko Gröna Lund. Tam jeszcze nie byłam, ale zamierzam pójść w tm roku. Czas najwyższy!
Gdy już się nacieszę tym widokiem, idę dalej ulicą Katarinavägen, która przechodzi niepostrzeżenie w ulicę Fjällgatan. Idę w kierunku szpitala Ersta Sjukhus i docieram do uliczki Folkungagatan, gdzie jest tak malowniczo, cicho i spokojnie.
Budynki są stare i kryją w sobie różne tajemnicze zakamarki.
Co roku zwiedzam na nowo Sztokholm, patrzę na niego nowymi oczami a on co roku na nowo mnie czymś przyjemnie zaskakuje.
Zawsze odkryję coś nowego, zawsze coś mi się innego spodoba… Tutaj maleńki teatr, Dur & Moll.
Cała ta trasa to niecałe dwa kilometry. Zmęczonym nogom można pozwolić odpocząć w którejś ze skrytych w ogródkach kafejek, czy przysiąść po prostu na ławce…
Tak było wczoraj, przyjemnie, słonecznie i… ciepło. Dziś nieco pochmurniej ale jednak wiosennie. Dni są coraz dłuższe, coraz jaśniejsze i cieplejsze. Głowa potrzebuje słońca, płuca lżejszego powietrza, a ciało potrzebuje marszu i ruchu. Tak więc, w trasę! Wyciągnę Was z domów, rozkocham w Sztokholmie.
Sezon turystyczny uważam za otwarty. To jak? Przyłączycie się?
Zimowy spacer i lekcja przyrody
Ostatnio na blogu było zielono, ciepło i tropikalnie.
W oazach skracam i umilam sobie zimę. Ale że nie da się siedzieć tam cały czas, próbuję stawić czoła zimie i wydobyć z niej coś ciekawego. Ogólnie rzecz ujmując lubię zimę, ale taką mroźną, skrząco białą, ze skrzypiącym śniegiem co najmniej po kostki. Zimę szczypiącą w policzki i sypiącą wirującymi płatkami śniegu.
Ale ta zima się nie wykazała. Owszem jest zimno, czasem nawet spadnie trochę śniegu (mówię o Sztokholmie) ale ogólny obraz jest taki… szaroburochlapowaty. Ostatnio jest na plusie, więc to co spadło, zdążyło stopnieć. Ani bieli, ani zieleni, ani zimno ani ciepło… Takie dołujące niewiadomoco.
Ale, żeby nie dać się tej niby zimie zdołować postanowiłam skorzystać z oferty grupy przewodników – przyrodników ze związku „Ut i naturen” i dołączyć do wycieczki połączonej z lekcją przyrody.
Wycieczki takie odbywają się co niedzielę. Poszłam wczoraj pierwszy raz. Zebrało się całkiem sporo osób i całą naprzód, żwawym marszem ruszyliśmy w 3 godzinną wędrówkę dookoła dwóch jezior – Lötsjön i Råstasjön.
Zaczęliśmy od Lötsjön, jeziora w Sundbyberg. Przy pierwszym „przystanku” przewodniczka opowiadała o kaczkach krzyżówkach i płaskonosach, które sobie to jezioro upodobały. Wyjaśniała, czym różnią się samice (krzyżówek) od samców i mówiła, że latem różnice te znikają.
Przy tym jeziorze spotkaliśmy gęsi, łabędzie a raczej młode, szare i wcale nie brzydkie kaczątka.
Niektórzy mieli lornetki i aparaty z obiektywami, których nie powstydził by się żaden papparazzi.
Tutaj płaskonos o skromnym spojrzeniu:
Potem pomaszerowaliśmy w stronę drugiego jeziora. Po drodze przewodniczka dość często zatrzymywała się i nadsłuchiwała ptaków, opowiadając nam o tych usłyszanych i spostrzeżonych. Zimą ptaki nie śpiewają tak chętnie jak wiosną, więc nie było łatwo.
A to czapla. (Stąd lepiej widać, co się w mieście dzieje.)
Ale czaple zwykle siedzą całą gromadą na jeziorze i tak jak my czekają na wiosnę.
Czaple te kiedyś odlatywały na zimę (pewnie do Hiszpanii) ale ludzie dokarmiają i te przyzwyczaiły się do tego i z roku na rok zostaje ich coraz więcej. Przewodniczka mówiła też, że pewne ptaki decydują się zostać na zimę, bo czują, że jest cieplejsza i potem zamarzają na śmierć. Ludzie dokarmiają ptaki ale nie jestem pewna czy to dokarmianie nie ma swoich minusów.
Przy jeziorze stoją też w każdą pogodę, osoby, które pragną ratować okolice tego jeziora przed zabudowaniem. O tym pisałam kiedyś, w Polce w Sztokholmie.
Po spotkaniu z czaplami i aktywistami poszliśmy dalej i dotarliśmy do ptasiej restauracji, przy której sami zrobiliśmy sobie przerwę na herbatę i kanapkę. (Warto mieć ze sobą coś do jedzenia i picia, bo spacer trwa ok. 3 godzin). Poniżej na zdjęciach sikorka bogatka.
Trochę za szybko fruwały, więc nie udało mi się ich uchwycić na zdjęciu.
Zimno, deszcz ze śniegiem pada, ale podoba mi się! Mimo, że ludzie prawie ze sobą nie rozmawiają, każdy zanurzony we własnym świecie, jest przyjemnie.
O, kos!
A to… nie wiem co to. Ale jeśli się jest uważnym, to można toto w takim błotku dostrzec. Okrągły rok, bo one nie odlatują na zimę.
A tu ruchliwy pełzacz leśny:
Ptaki mają przy tych jeziorach wspaniałe środowisko do życia. Wokół jezior rosną bardzo stare olchy i brzozy, które są pełne „pożywienia”, młode drzewa mają inne atuty, woda jest czysta, ptaki czują się tutaj doskonale. Te dwa jeziora obok siebie praktycznie w rejonie dużego miasta tworzą unikalny ekosystem, mały rezerwat przyrody, który stał się siedliskiem wielu gatunków ptaków.
To był bardzo pożyteczny spacer. Wiele ciekawych rzeczy się dowiedziałam i zobaczyłam ptaszyny, których wcześniej nie zauważałam. Przypomniały mi się lekcje nauczania przyrody, jakie miałam na Uniwersytecie w Warszawie; nasza profesorka też od czasu do czasu urządzała nam wycieczki przyrodoznawcze. Program takich spacerów znajdziecie na www.utinaturen.nu. Cena za spacer z przewodnikiem 100 koron, członkowie Związku Ochrony Środowiska 80 kr, dzieci idą za darmo.
Taki ciekawy dzień miałam wczoraj, a dziś poniedziałek, zaczął się nowy tydzień, nauki i innych obowiązków mam sporo a myśl jaka najczęściej mnie nachodzi w poniedziałki to: nie chce mi się…
Do wiosny daleko, ale w wyzierających spod resztek śniegu przyblokowych ogródkach zaczynam już powoli wypatrywać krokusów.
Najnowsze komentarze