Tag: fauna Szwecji
Kolej śródlądowa – Inlandsbanan
Inlandsbanan to kolej wiodąca przez środkową część kraju od Kristinehamn do Gällivare w Laponii.
Pomysł wybudowania kolei zrodził się w roku 1894 ale minęło prawie 40 lat, zanim budowa została ukończona w 1937 roku. Inicjatorem tej budowy był Axel Rappe. Obecnie jest to kolej w głównym przeznaczeniu turystyczna latem, ale służy również jako towarowa przez cały rok.
Cała trasa ma prawie 1 300 km. Można dowolnie zaplanować sobie wycieczkę i regulować podróż, wysiadać na wybranych stacjach i zostać w wybranych miastach. Można kupić bilet na poszczególne odcinki lub bilet/karta, która jest ważna dwa tygodnie, bez ograniczeń na całej trasie. Karta na 2 tygodnie kosztuje 1 795 koron (około 900 zł). Dzieci, (jedno lub dwoje) w towarzystwie dorosłych jada za darmo, trzecie i więcej, za połowę ceny. Młodzież od 16 do 25 lat ma 25% zniżki. Nie ma zniżki dla studentów spoza Szwecji. Emeryci, powyżej 65 lat, 10% zniżki. Uwaga! Bilety InterRail oraz Eurail upoważniają do bezpłatnego poruszania się na całej trasie. Informacje o biletach i szczegółach wycieczki znajdziecie na stronie oficjalnej Inlandsbanan. (Po szwedzku, angielsku i niemiecku).
Przejażdżka tą koleją to wyśmienita okazja do zapoznania się z pięknymi zakątkami Szwecji. Trasa wiedzie przez środek kraju, a więc miejscami widzimy niedostępne i dzikie obszary.
Po drodze są przystanki, żeby rozprostować kości i żeby móc bliżej przyjrzeć się przyrodzie i ciekawym miejscom. Czasem zatrzymuje się w lesie, tak jak tu, na stacji Björnidet, żeby po przejściu ok. 300 metrów podróżni mogli zobaczyć niedźwiedzią gawrę.
Czasem zatrzymuje się przy urokliwych starych stacjach kolejowych, np, takich jak ta malutka, najmniejsza stacja w Skandynawii:
Albo przy większych miasteczkach, lub wioskach, gdzie zwykle zatrzymujemy się na lunch albo kawę.
Obowiązkowym wręcz punktem jest tez muzeum inlandsbana, w Sorsele.
Przystanki są atrakcją programu, jednak główną częścią wycieczki i właściwie cały jej urok tkwi po prostu w samej podróży przez kraj i podziwianie krajobrazu i pięknej, z każdym kilometrem zmieniającej się przyrody. Uważnym trafiają się widoki łosi, których im dalej na północ, tym więcej. Czasami maszynista próbuje zatrzymać pociąg, żeby ich nie staranować, bo sobie chodzą po torach. Niestety ginie dużo łosi i reniferów na tej trasie. Dzisiaj udało mi się zobaczyć dwa łosie 🙂 Niestety wtedy, zamiast aparatu miałam w ręku kanapkę.
Pogoda nam sprzyja jak na razie, ale czujemy, ze jest coraz zimniej. Jesteśmy teraz w Arvidsjaur (miasteczko wygląda jak żywcem wyjęte z serialu Przystanek Alaska), ale jutro ruszamy w dalszą podróż do ostatniej stacji przez Jokkmokk, do Gällivare, gdzie zostaniemy trochę, by potem tą samą drogą wracać z powrotem do Mora.
Zimowy spacer i lekcja przyrody
Ostatnio na blogu było zielono, ciepło i tropikalnie.
W oazach skracam i umilam sobie zimę. Ale że nie da się siedzieć tam cały czas, próbuję stawić czoła zimie i wydobyć z niej coś ciekawego. Ogólnie rzecz ujmując lubię zimę, ale taką mroźną, skrząco białą, ze skrzypiącym śniegiem co najmniej po kostki. Zimę szczypiącą w policzki i sypiącą wirującymi płatkami śniegu.
Ale ta zima się nie wykazała. Owszem jest zimno, czasem nawet spadnie trochę śniegu (mówię o Sztokholmie) ale ogólny obraz jest taki… szaroburochlapowaty. Ostatnio jest na plusie, więc to co spadło, zdążyło stopnieć. Ani bieli, ani zieleni, ani zimno ani ciepło… Takie dołujące niewiadomoco.
Ale, żeby nie dać się tej niby zimie zdołować postanowiłam skorzystać z oferty grupy przewodników – przyrodników ze związku „Ut i naturen” i dołączyć do wycieczki połączonej z lekcją przyrody.
Wycieczki takie odbywają się co niedzielę. Poszłam wczoraj pierwszy raz. Zebrało się całkiem sporo osób i całą naprzód, żwawym marszem ruszyliśmy w 3 godzinną wędrówkę dookoła dwóch jezior – Lötsjön i Råstasjön.
Zaczęliśmy od Lötsjön, jeziora w Sundbyberg. Przy pierwszym „przystanku” przewodniczka opowiadała o kaczkach krzyżówkach i płaskonosach, które sobie to jezioro upodobały. Wyjaśniała, czym różnią się samice (krzyżówek) od samców i mówiła, że latem różnice te znikają.
Przy tym jeziorze spotkaliśmy gęsi, łabędzie a raczej młode, szare i wcale nie brzydkie kaczątka.
Niektórzy mieli lornetki i aparaty z obiektywami, których nie powstydził by się żaden papparazzi.
Tutaj płaskonos o skromnym spojrzeniu:
Potem pomaszerowaliśmy w stronę drugiego jeziora. Po drodze przewodniczka dość często zatrzymywała się i nadsłuchiwała ptaków, opowiadając nam o tych usłyszanych i spostrzeżonych. Zimą ptaki nie śpiewają tak chętnie jak wiosną, więc nie było łatwo.
A to czapla. (Stąd lepiej widać, co się w mieście dzieje.)
Ale czaple zwykle siedzą całą gromadą na jeziorze i tak jak my czekają na wiosnę.
Czaple te kiedyś odlatywały na zimę (pewnie do Hiszpanii) ale ludzie dokarmiają i te przyzwyczaiły się do tego i z roku na rok zostaje ich coraz więcej. Przewodniczka mówiła też, że pewne ptaki decydują się zostać na zimę, bo czują, że jest cieplejsza i potem zamarzają na śmierć. Ludzie dokarmiają ptaki ale nie jestem pewna czy to dokarmianie nie ma swoich minusów.
Przy jeziorze stoją też w każdą pogodę, osoby, które pragną ratować okolice tego jeziora przed zabudowaniem. O tym pisałam kiedyś, w Polce w Sztokholmie.
Po spotkaniu z czaplami i aktywistami poszliśmy dalej i dotarliśmy do ptasiej restauracji, przy której sami zrobiliśmy sobie przerwę na herbatę i kanapkę. (Warto mieć ze sobą coś do jedzenia i picia, bo spacer trwa ok. 3 godzin). Poniżej na zdjęciach sikorka bogatka.
Trochę za szybko fruwały, więc nie udało mi się ich uchwycić na zdjęciu.
Zimno, deszcz ze śniegiem pada, ale podoba mi się! Mimo, że ludzie prawie ze sobą nie rozmawiają, każdy zanurzony we własnym świecie, jest przyjemnie.
O, kos!
A to… nie wiem co to. Ale jeśli się jest uważnym, to można toto w takim błotku dostrzec. Okrągły rok, bo one nie odlatują na zimę.
A tu ruchliwy pełzacz leśny:
Ptaki mają przy tych jeziorach wspaniałe środowisko do życia. Wokół jezior rosną bardzo stare olchy i brzozy, które są pełne „pożywienia”, młode drzewa mają inne atuty, woda jest czysta, ptaki czują się tutaj doskonale. Te dwa jeziora obok siebie praktycznie w rejonie dużego miasta tworzą unikalny ekosystem, mały rezerwat przyrody, który stał się siedliskiem wielu gatunków ptaków.
To był bardzo pożyteczny spacer. Wiele ciekawych rzeczy się dowiedziałam i zobaczyłam ptaszyny, których wcześniej nie zauważałam. Przypomniały mi się lekcje nauczania przyrody, jakie miałam na Uniwersytecie w Warszawie; nasza profesorka też od czasu do czasu urządzała nam wycieczki przyrodoznawcze. Program takich spacerów znajdziecie na www.utinaturen.nu. Cena za spacer z przewodnikiem 100 koron, członkowie Związku Ochrony Środowiska 80 kr, dzieci idą za darmo.
Taki ciekawy dzień miałam wczoraj, a dziś poniedziałek, zaczął się nowy tydzień, nauki i innych obowiązków mam sporo a myśl jaka najczęściej mnie nachodzi w poniedziałki to: nie chce mi się…
Do wiosny daleko, ale w wyzierających spod resztek śniegu przyblokowych ogródkach zaczynam już powoli wypatrywać krokusów.
Aquaria Vattenmuseum
Trzecia oaza zimowego Sztokholmu to Aquaria Vattenmuseum.
Nazwa jest krótka – Muzeum Wody, a tak naprawdę to muzeum tajemniczego podwodnego świata, kawałka tropikalnej dżungli, akwaria pełne ślicznych rybek, wąsatych sumów i paskudnych piranii.
W muzeum znajduje się kilka mniejszych i większych akwariów, w których możemy obserwować fascynujące podwodne życie. Jest akwarium ciepłych mórz tropikalnych i chłodniejszych mórz skandynawskich.
Wśród pięknych raf koralowych chowają się ciekawe żyjątka, małże, krewetki, dziwne ogórki morskie, znana dzieciom z widzenia ryba klaun…
W drugiej części muzeum znajduje się akwarium z chłodną górska wodą, pełnej pstrągów, wirujących kaskad troci oraz mieszkańców szwedzkich jezior – ryb i skorupiaków.
W mini akwariach można zobaczyć koniki morskie, jest ich kilkanaście odmian, jedne ładniejsze od drugich! Ośrodek ten zajmuje się te z dużym powodzeniem rozmnażaniem tych „baśniowych” stworzeń.
W trakcie zwiedzania podwodnego świata można zrobić sobie przerwę na chwilę odpoczynku i usiąść w dużej, oszklonej kawiarnio-restauracji.
Choć cały ośrodek jest stosunkowo niewielki to kawiarnia jest duża i przestronna a z jej okien rozciąga się widok na wodę i wyspy Kastellholmen…
… i Skeppsholmen.
Pragnący spokoju powinni raczej wybrać się w ciągu tygodnia, po południu, (uwaga, w poniedziałki zamknięte), a dla rodzin z dziećmi mają ciekawą ofertę zabaw i konkursów, a także oferują możliwość urządzenia dziecku przyjęcia urodzinowego.
Zwiedzanie muzeum zaczyna się i kończy w tropikalnym lesie deszczowym, gdzie temperatura sięga +28 st. i w którym panuje wysoka wilgotność powietrza, (obiektyw zachodził mi mgłą i musiałam go stale wycierać).
Bardzo przyjemny tam jest moment tropikalnej burzy i dźwięki, jakie można usłyszeć w takiej dżungli. W tym zakątku jest parno, ciepło, wilgotno i tak zielono… Zapomniałam o zimie! Mogłabym tam siedzieć godzinami. Widziałam mamy, które wentylowały swoje maluchy tym wilgotnym czystym powietrzem, to prawdziwa kuracja tlenowa.
Pod zadaszonym tarasem, na którym odpoczywałam, pływają wąsate sumy i płaszczki o koronkowych brzegach.
Pomyślałam o rocznej karcie do tego muzeum, bo bardzo dobrze się czułam w tym lesie. Jedyną rzeczą, jaka mnie w muzeum zaskoczyła to jego wielkość, a właściwie niewielkość. Z tych 3 oaz Aquaria jest zdecydowanie najmniejsza, ale na pewno warto do tego muzeum pójść, szczególnie gdy ma się dzieci. Dla dzieci Aquaria to wielka frajda i ciekawa atrakcja, nawet dla tych najmłodszych.
Muzeum znajduje się w pobliżu Gröna Lund. Można dojechać tramwajem 7 albo autobusem linii 44 i wysiąść na przystanku Liljevalchs – Gröna Lund.
Muzeum jest otwarte od wtorku do niedzieli, od 10.00 do 16.3o. Ceny biletow: dorośli 100 kr, dzieci 5-15 lat 55 kr, a do 5 lat 30 kr. Za darmo wchodzi się z kartą Stockholm Visitors Board.
Więcej informacji: www.aquaria.se
Życzę Wam przyjemnego weekendu!
W pogoni za łosiem
Jakby jeleni było za mało, tamtego popołudnia, po drodze do domu z jeleniego gaju dostrzegliśmy na polu łosia.
Zatrzymaliśmy się, złapałam kamerę i ruszyłam za nim w pogoń.
Goniłam go przez to pole, grzęzłam w błocie, chyba nawet go wołałam.
Pewnie mnie usłyszał, bo po krótkiej ucieczce łoś stanął, obejrzał się, obrócił w moją stronę i zaczął się na mnie gapić.
Po zrobieniu paru zdjęć, zrozumiałam, że teraz to chyba on zacznie mnie gonić. A ja nie umiem szybko biegać!
Kolejna blogerka?
Nie znam się na łosiach i nie wiem, czy atakują, gdy ktoś mierzy je z obiektywu albo z czegoś innego, więc obleciał mnie strach. Na szczęście mąż zorientował się, że się boję i przyszedł mi z pomocą.
Łosiowi znudziło po chwili nasze towarzystwo i wrócił do swoich zajęć.
A my wróciliśmy do domu ochłonąć i odpocząć po dniu pełnym wrażeń.
W jelenim gaju
Post dedykuję rodzince L.
Pani L. opowiada nam o pewnym gaju – lesie: to taki piękny, wielki niezwykły las, w którym można spotkać jelenia. (Bo miejsce to nazywa się Hjorthagen – Jeleni gaj). Pójdziecie z nami? Towarzystwo rodziny L. jest dla nas cenne, a spacer po lesie jest jednym z naszych ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu, dlatego nie trzeba nas było długo namawiać.
Nie spodziewałam się żadnego jelenia, ani sarny, (co najwyżej wiewiórki, bo to tak, jakby powiedzieć, ze w polu można spotkać łosia. Oczywiście, jak się ma szczęście).
Dlatego oniemiałam ze zdumienia, gdy zaraz jak wdrapaliśmy się na górkę, zobaczyłam dwa jelenie.
Potem jeleń zobaczył mnie.
A w dole, w dali…
Gdzie się nie obrócić, wszędzie zwierzyna!
Tutaj zrobiliśmy sobie mały piknik.
Potrzebowaliśmy rozgrzać się i nabrać sił, bo gaj jest ogromny i spacer zabiera dwie godziny.
Gotowi? Nie trzeba wiele mówić, przejdźcie się z nami po gaju i zobaczcie sami:-)
I tak zatoczyliśmy wielkie koło i wróciliśmy na polanę.
Szwecja nie raz zachwyciła mnie swoją urodą, przyrodą i naturą, ale spacer wśród tak pięknej zwierzyny był dla mnie niebywały i zapamiętam go na długo. I już co roku będę tu wracać!
Najnowsze komentarze