Tag: Szwecja polnocna
Arvidsjaur i Koło Podbiegunowe
W niedzielę, 22 czerwca dotarliśmy do ciekawego miasteczka Arvisdsjaur.
Pierwszym moim z nim skojarzeniem był serial Przystanek Alaska – na stacji przed wielkim drewnianym łosiem witał nas charyzmatyczny gitarzysta, który grał i śpiewał What a wonderful world, w nieco senniejszej wersji. Nie mniej senne było cale miasteczko; nie wiem, ile ludzi tu mieszka ale wydawać by się mogło, że prawie nikt.
A podobno mieszka tu około 7 000 osób. Latem zagląda tu sporo turystów, na których czekają różne atrakcje, między innymi pole puttingowe, basen, korty tenisowe, pola kempingowe a zimą skutery śnieżne i psie zaprzęgi.
Spodziewaliśmy się deszczu i chłodu a miasto przywitało nas słońcem, które wyciagnęło nas zaraz na spacer. Spacerowaliśmy tymi pustymi uliczkami długo, do bardzo późnej godziny.
Na tym uroczym molo chcieliśmy złapać zachód słońca ale słońce nie chciało zajść… Następnego dnia (poniedziałek) mieliśmy jeszcze prawie cały dzień do przyjazdu pociągu (inlandsbanan), że postanowiliśmy zbadać, co w mieście jest ciekawego do zobaczenia. Z pozoru niepozorne miasto kryje w sobie ciekawe miejsca. Największą jego atrakcja jest lapońskie miasteczko (Lappstaden), tradycyjna wioska Samów z XVIII w.
Taką drewniana chatę w kształcie szałasu Samowie nazywają KÅTA.
Wioska ta była opustoszała, domki zamknięte na kłódki, ale od czasu do czasu miejsce to ożywa, bo Samowie organizują tutaj swoje festiwale.
Zwykłe domy mieszkalne czy schroniska też miały nieco inny wygląd, trochę bardziej ozdobne ganki i okiennice, ale ogólnie architektura jest typowo szwedzka. Spotkana i zapytana o drogę kobieta okazuje się mila i rozmowna. Korzystając z tego, wypytaliśmy ją także o życie w tym mieście i o pogodę. Mówiła, że zima trwa tutaj od października do połowy maja i potrafi być do -30 stopni, a latem bywa około 15 -20 stopni. I że ona woli zimę, bo wtedy wie, jak się ubrać. Zima zawsze śnieg i mróz. A tak, latem, czasem grzeje, czasem wieje… Kłopot!
Udało nam się wejść na górę widokową, skąd rozciągał się widok na cały Arvidsjaur.
Spalone marszem kalorie uzupełniliśmy typowym daniem regionalnym PALT. Są podobne do knedli, z boczkiem w środku. Do tego wzięliśmy dziczyznę w sosie. Wyglądało to mizernie, jak więzienna kolacja ale było przepyszne!
Posileni mieliśmy silę pójść jeszcze dalej, by odwiedzić katolicki kościół,
… i na koniec małe muzeum – Starą Posiadłość Księdza (Gamla Prästgården). Muzeum opowiadające o historii Arvidsjaur połączone jest z kawiarnią i butkiem z pamiątkami.
W ciągu dnia więcej było ludzi na ulicach. Uśmiechnięci tubylcy wyglądali na zadowolonych z życia.
Miasto obejrzane i zwiedzone w każdym kącie musieliśmy opuścić o czwartej po południu, bo już czekał na nas pociąg.
Jechaliśmy około 3 godzin, pogoda za oknem pociągu piękna, a ja na północną, dziką przyrodę nie mogłam się napatrzeć. Użyłam też swoich dawno nie używanych kobiecych sztuczek i wprosiłam się do kabiny maszynisty, by móc polować z kamerą na zwierzynę. Jadąc w kabinie i widząc drogę jak na dłoni przed sobą czułam się zahipnotyzowana. I polowanie się udało! Kliknij na zdjęcie poniżej i zobacz filmik!
A pod sam koniec podroży przekroczyliśmy Koło Podbiegunowe. Dostaliśmy certyfikaty na pamiątke.
Już jest niby noc, w pół do drugiej a wciąż jest widno za oknem. Tutaj, teraz, słońce w ogóle nie zachodzi.
Najnowsze komentarze