Miesiąc: sierpień 2016
Gålö – oda do natury
Wiem, wiem, miałam wspominać wycieczkę na północ, ale jako, że czasami w facebookowej grupie Polek i Polakow w Szwecji zauważam pytania o to, dokąd pojechać, by odpocząć od miasta, na łonie natury i niedaleko Sztokholmu, chciałabym jeszcze, póki są urlopy i wakacje, zaspokoić tutaj słuszną Polaków w Szwecji ciekawość.
Natury na obrzeżach Sztokholmu i w samym Sztokholmie oczywiście nie brakuje, ale do takich niemal zupełnie bezludnych miejsc trzeba udać sie troche dalej. Najlepiej, moim zdaniem na jedną z wielu tysiecy wysp Archipelagu, ale to wymaga zazwyczaj rejsu statkiem i dopasowania sie do rozkładu jego kursowania oraz nieco więcej czasu, by na wyspę dotrzeć.
Natomiast do Galö dojechać można w ponad pół godziny autem (w zależnosci od tego, z ktorej części Sztokholmu sie wyrusza) albo w około godzinę z Centralen przez Västerhaninge do Gålö Skälåker (z Västerhaninge idzie autobus nr 845).
Gålö to półwysep, wielki rezerwat przyrody, z brzegiem usianym kamienistymi, a miejscami nawet i piaszczystymi, dzikimi plażami; to las pełen leśnych skarbów i starych, skręconych świerkow, to wysokie skały, skąd rozpościera sie widok na Skärgården. Dla kogoś, kto kocha naturę i pragnie nacieszyć oczy zielenią i błękitem, uszy szumem fal a nos obłędnym zapachem runa leśnego to cudowne otoczenie. Dla kogos, kto chce połowić w spokoju ryby, poopalać się, odpocząć od zgiełku miasta i pomedytowac w odosobnieniu, czy też zwyczajnie dać sobie wycisk ostrym marszem przez rezerwat dobrze oznakowanym szlakiem, Gålö to naprawdę wymarzone miejsce.
Oboje z mężem lubimy Gålö, chętnie tu wracamy. To takie nasze smutronställe. Jedno z kilku. Mam nadzieję, że i niejednego z Was ten półwysep zaczaruje i przyniesie wspanialy wypoczynek.
Słońca życzę!
Na końcu Europy – Nordkapp
Powoli dochodzę do siebie po pełnej wrażeń wyprawie na północ Skandynawii.
Przeglądam setki zdjęć, które zrobiłam, wracając pamięcią do miejsc, które zobaczyłam i mam wielką ochotę spisać to wszystko i zobrazować fotografiami na wieczną pamiątkę. I nie wiem, od czego zacząć … 😉 Długo myślałam i postanowiłam, że zacznę od miejsca i chwili, które poruszyły mnie najbardziej, a mianowicie Przylądka Północnego (Nordkapp) i słońca, które nie zaszło (midnightsun, midnattssol)
Droga do Nordkapp była długa, mecząca i kręta, czułam już ogromne zmęczenie i nawet nie chciało mi się fotografować pięknego, surowego krajobrazu po drodze. Dotarliśmy do stugi późnym wieczorem i chciałam tylko paść na łóżko i zasnąć snem sprawiedliwego, ale mąż wychwalał i reklamował radośnie miejsce, do którego o północy mamy jeszcze pojechać.
O mały włos nie zabrałabym się na tę wycieczkę. Ale Bogu dzięki, dałam się przekonać.
Pojechaliśmy.
I było tak: (tu już pisać nie trzeba)
Jest północ, a słońce nie zachodzi, to jest magia midnightsun. Staliśmy tam chyba z godzinę, patrząc jak urzeczeni. Dookoła niemal bezbrzeżne wody Morza Norweskiego, a linia horyzontu skrząca jak srebrna wstęga. Mieliśmy podobno wielkie szczęście do pogody, bo zwykle jest mgła.
To my:
A to mój tatko:
Robiłam zdjęcia, wiadomo, ale po pewnym czasie odłożylam aparat i patrzyłam na to niebo z niezachodzacym słońcem chcąc na lata całe zachować ten obraz pod powiekami.
Najnowsze komentarze