Jak dobrze jest mieć przyjaciółkę, która nie tylko cieszy się lekturą mojego bloga ale również dba o to, bym nie zapomniała napisać o czymś ważnym. Moja droga przyjaciółka Kasia wspomniała, że muszę koniecznie napisać o Lussekatter, bo nie ma grudnia bez tych szafranowych bułeczek. Wspomniała również, że będzie piekła takie bułeczki ze swoim dzieckiem, więc ja, żałując, że nie mogę być razem z nimi zaproponowałam zrobienie reportażu z ich wspólnych chwil w kuchni. Powstał więc wpis, który potraktuję jak rodzynek w cieście, bo przyznać, trzeba, że jest wyśmienity!

Tak oto, dziś w grudniowy wieczór gościnnie na blogu – Kasia i jej Synek. Jej reportaż cytuję w całości, zdjęcia sa również jej dziełem.

Kiedy w Szwecji zapadają ciemności i ciężkie, popielate chmury płyną po niebie tak nisko, że można je prawie dotknąć czubkiem głowy, chowamy się w naszych przytulnych domach, żeby przeczekać, w świetle świec… aż do Gwiazdki. A my, łasuchy, zaczynamy piec!
Pierwszego grudnia suche liście i pomarszczone kasztany robią miejsce mikołajkom, gwiazdkom, czerwonym świecom i lampionom, o których czytaliśmy w poprzednim wpisie.

2W moim domu pierwszego grudnia nie działają żadne lampki świąteczne, brakuje tycich zapasowych żaróweczek, wszystkie przedłużacze nagle gdzieś znikają a na parapetach brakuje miejsca na ozdoby.
Za to w kuchni panuje wielkie poruszenie. Czasem wałkuje się kupne ciasto na pierniki (kupne! A jakże, trzeba świadomie wybierać, na co poświęca się swój cenny czas i energię!) I powstają takie cuda:

3

Nie przez przypadek wybieram słowo cuda, ponieważ nigdy wcześniej, ani później nie spotkałam np. żyrafy z tak malowniczo rozjechanymi nóżkami. Ani w sprzedaży, ani na pięknych blogach kulinarnych, a już na pewno nie na konkursach wypieków piernikowych. Tutaj odbywają sie one co roku, np. w Centrum Architektury: http://pepparkakshustavling.se/ Być może przeczytamy o nich więcej niebawem.
Ale wracając do aromatycznego tematu wypieków adwentowych. W tym roku ze zwierzyńca mieliśmy w kuchni tylko koty! Szafranowe, żółciutkie Lussekatter.
Na prośbę Moniki uwieczniłam nasze prace na zdjęciach i zamieszczam je poniżej. W odwrotnej kolejności. A dlaczego nie?

Tak wyglądają szafranówki (mój Syn mówi: ósemki) gotowe do włażenia do piekarnika:

4

Brakuje już tylko rodzynkowych oczu!

5

Najpierw wąż, potem kot. Najpierw jedynka, potem ósemka!

6

“Mamo, ale poducha!”

7

Piękny, słoneczno-czerwonawy kolor szafranu roztartego z cukrem i rozpuszczonego w mleku i roztopionym maśle.

8

Gdy wsypaliśmy szafran (1 gram!!!) i odrobinę cukru do moździerza mój Synek powiedział ”flaga polska” a serce matki śpiewało!

9

Producenci drożdży już od tygodni życzą nam: God Jul – Wesołych Świąt.

10

A po co cały ten szum wokół tych (nie!) zwykłych drożdżówek z szafranem I rodzynkami?
Legenda z XVII wieku głosi, ze diabeł, w kocim przebraniu, bił małe, niegrzeczne dzieci (coś w rodzaju naszej rózgi pod choinka?), podczas kiedy mały Pan Jezusek rozdawał grzecznym dzieciom bułeczki. Żeby odstraszyć diabla, który cierpi jak wiadomo na światłowstręt, zaczęto do bułeczek dodawać szafranu, który nadawał im słonecznego koloru. Voilá!
Nazwę kojarzy się też oczywiście z Lucia, (która już za kila dni) lub nawet z Lucyferem. Aha! Obie nazwy pochodzą od łacińskiego lux, czyli….. światło! I koło się zamyka.

Teraz, człowiek ”oświecony” tą wiedza może sobie spokojnie przysiąść w zaciszu własnej kuchni i delektować się nietuzinkowym smakiem szafranu delikatnie osłodzonego rodzynka. Chętnie w świetle adwentowej świecy.

1

W naszym domu już nastala jasność.

9 thoughts on “Lussekatter z pieca Kasi

  • Dag3 grudnia 2013 at 21:45

    Bardzo fajny wpis! 🙂 Apetyczny :):):) Choć nie lubię tych specjałów… 😛

    Odpowiedź
    • Polka w Szwecji5 grudnia 2013 at 23:03

      Lusekatt drugiej lussekatt nierówna, może trafiłaś na jakąś gorszej jakości? Myślę, że Kasine lussekatter posmakowałyby Ci!
      PS. Ja musiałam się do tych bułeczek przyzwyczaić, też nie od razu były mi w smak.

      Odpowiedź
  • Karolina3 grudnia 2013 at 21:54

    Świetna historia! Nasze już w połowie zjedzone, a przepisu jeszcze nie zdążyłam opublikować 😉 Ale będzie…

    Odpowiedź
  • polkawnorwegii4 grudnia 2013 at 06:28

    Pepperkaker mamy w norwegi takze UWIELBIAM!
    A bułeczke z chęcia bym sprobowala : ( myslisz ze znajde ja gdzies tu?

    Odpowiedź
  • N.4 grudnia 2013 at 08:17

    Zdjęcia są wielką siłą tego wpisu! 🙂

    Odpowiedź
  • U stóp Benbulbena (Dagmara)4 grudnia 2013 at 14:12

    Świetny wpis, pozdrowienia dla utalentowanej Koleżanki i jej wspaniałego Syna.

    Odpowiedź
  • Maria5 grudnia 2013 at 10:41

    No wlasnie hembakade (pieczone w domu) sa najlepsze. Dla moich dzieci to jedyne obowiazkowe pieczywo na swieta.
    Te kupione w ICA nie sa zazwyczj dobre. Zreszta niektorzy piekarze falszuja i dodaja np gurkmeja (ostryz dlugi wg wikipedia) zamiast szafranu i maja zolte bulki..

    Odpowiedź

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *