Od dawna nosiłam się z zamiarem napisania czwartej części mojej historii.
Namawiali mnie do tego znajomi i czytelnicy mojego bloga. Niektórzy napisali do mnie, że moja opowieść bardzo im pomogła, ale wahałam się, bo nie byłam pewna czy uzewnętrznianie się ma sens. Powoli dojrzewałam do opowiedzenia dalszego ciągu historii a kolejny, listopadowy projekt Klubu Polek na Obczyźnie (ciekawa idea Karoliny Johansson) przesądził o zamiarze napisania dalszego ciągu mojej historii, czyli jej czwartej już części i tym razem opowiemy ją razem, ja i mój mąż Adam.
Tematem projektu listopadowego jest:
Jak to się stało, że się tu znalazłam, czyli historia mojej emigracji
Tych, którzy chcieliby poznać pierwsze trzy części mojej historii odsyłam tutaj.
Ci zaś, który mnie dobrze znają i od dawna czytają, wiedzą już, jakie były moje losy do momentu, kiedy dostałam pewną wiadomość. Wiedzą, że przeszłam wyboistą drogę, na barkach miałam pracę i studia, a w sercu wielką samotność. Z samotności wpadłam w depresję, z której, dzięki przyjaciółce oraz terapii zaczęłam wychodzić i uczyć się żyć szczęśliwie w pojedynkę. Martwiąca się o mój stan cywilny Agnieszka (tak, Agnieszko, wiele Ci zawdzięczam) namówiła mnie do założenia profilu na stronie kojarzącej pary „Sympatia”. Nie chciałam, ale że jednym z kroków w terapii było nauczenie się bycia obojętną i chłodną w stosunku do mężczyzn, pomyślałam, że to będzie dla mnie dobry trening.
Na Sympatii dostawałam właściwie tylko wiadomości w stylu „Hej laska! Masz ochotę na małe co nieco?” jednak, wśród tych pożalsięboże propozycji w skrzynce profilowej znalazł się pewnego dnia list dłuższy, ciekawszy i dużo bardziej kulturalny. Treści tego listu nie zachowałam niestety, ale pamiętam, że był napisany w starym i romantycznym stylu. Autorem tego niebanalnego listu był Adam, mój przyszły mąż. Na list odpisałam, że bardzo dziękuję za te miłe słowa i że właśnie kończy się mój darmowy wstępny tydzień na Sympatii i nie chcę przedłużać tu mojej obecności. Nie byłam wtedy pewna czy kontynuować tą korespondencję, ale Adam nalegał i poprosił mnie o inny adres kontaktowy. W końcu przekonał mnie tym, że mogę zakończyć to innym razem, ale teraz powinnam dać ”nam” jeszcze szansę na przedłużenie tej znajomości. Niechętnie i trochę z musu podałam w ostatniej chwili numer telefonu i adres mailowy.
moje pamiętne zdjęcie profilowe na Sympatii
A tak wspomina to Adam:
Szukałem kogoś na ”Sympatii” od jakiegoś czasu i kiedy byłem tam zalogowany, przesuwały mi się na ekranie i powracały rożne kobiety. Ale jedno zdjęcie od razu przykuło moją uwagę. Nie wiem, to oczywiście rzecz subiektywna, ale dla mnie było w tym zdjęciu coś magicznego, coś co mnie hipnotyzowało i coraz bardziej uzależniało. To tak, jak by nagle dane było komuś odkryć swój nigdy wcześniej nie sprecyzowany ideał. Zdałem sobie sprawę, że to właśnie ona jest uosobieniem takiego ideału. Że tak naprawdę o takiej kobiecie od dawna marzyłem.
Jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że była dla mnie zbyt piękna i zbyt młoda. Tłumaczyłem sobie, że nie należało i nie pasowało zawracać jej głowy. „Zostaw ją w spokoju” – pomyślałem starając się sobie jakoś ”pomóc”. Jednak po kilku dniach byłem wręcz zmuszony ulżyć temu zahipnotyzowaniu i postanowiłem napisać list bez oczekiwania jakiejkolwiek odpowiedzi. Napisałem właśnie to, co czuję, złożyłem hołd w kierunku jej urody i że jej wygląd jest bardzo zbliżony do mojego ideału kobiety. Napisałem również, że nie piszę po to, żeby otrzymać odpowiedź. Jeżeli sprawiłem jej przyjemność tym mailem to już jest to dla mnie wystarczającą nagrodą. Że życzę jej i wierzę w to, że tak piękna i fascynująca osoba znajdzie wkrótce swojego partnera. Naprawdę, nie liczyłem na odpowiedź.
A jednak.
I tak zaczęła się nasza korespondencja, wkrótce też rozmowy. Głos Adama działał na mnie silniej niż listy, a kto go słyszał wie, o czym mówię. Nikt mnie też tak nie rozumiał i nikt wcześniej nie rozmawiał ze mną tak jak on. Imponował mi swoją wiedzą, charyzmą i inteligentnym humorem. Mogłam w końcu rozmawiać z mężczyzną na właściwie wszystkie tematy, nigdy się nudzić i prawie zawsze było nam trudno zakończyć nawet długą już rozmowę. Fascynowało mnie to, że dużo wie, że wiele i daleko żeglował, dużo podróżował, zorganizował kilka wypraw, rajdów i właśnie pakował się przed wyjazdem na Mauritius.
Fala zwierzeń i emocji płynących łączami telefonicznymi i internetowymi wezbrała i wznieciła iskrę zapalną do uczucia miłości. Wznieśliśmy się na wyżyny, mieliśmy motyle w brzuchu, tęskniliśmy za sobą, przeżywaliśmy wszystko to, co zwykle przeżywają zakochane osoby. Tyle, że na odległość. Dziwiło mnie, że Adam nie proponuje spotkania, choć minęło wiele tygodni korespondencji i przegadaliśmy wiele, wiele godzin. Zaproponowałam więc spotkanie ja. Teraz, natychmiast, w sobotę.
– Nie mogę się tak szybko spotkać, bo… ja mieszkam w Sztokholmie.
– Przecież Sztokholm jest w Szwecji.
– No tak, ja mieszkam w Szwecji.
Zdumienie moje było ogromne, dlatego, że w telefonie wyświetlał mi się zawsze warszawski numer kierunkowy. Duże przedsiębiorstwo, w którym pracował Adam miało swoją filię w Warszawie i on dzwoniąc do mnie przełączał się na tę warszawską linię. Miejsce jego zamieszkania nie było jasno podane, tak samo jak jego wiek, do którego przyznał się podczas tej niefortunnej rozmowy (Adam jest ode mnie dużo, dużo starszy). Podważyło to moje zaufanie, zlękłam się dużej różnicy wieku i wizji emigracji. Po przemyśleniach postanowiłam zakończyć tę niczego nieobiecującą znajomość. Było mi przykro, ale powiedziałam mu to i przestałam od tego dnia odpowiadać na jego telefony i maile.
I wtedy ta bańka pękła. Tak, jak coś, co bywa stworzone zbyt szybko i zbyt gwałtownie. Głównie na bazie iluzji, dążeń, pragnień i tęsknoty za kimś bardzo bliskim. Spadły różowe okulary, przyszła refleksja. Chęć bycia z kimś prawie za wszelką cenę ustąpiła opamiętaniu i gruntownej rewizji swoich oczekiwań.
Monika nie odpowiadała więcej na moje telefony. Już wtedy czułem, że to może oznaczać koniec. Ale tej myśli nie chciałem dopuszczać do siebie pod żadnym pozorem. Poznałem ją trochę i wiedziałem już, że jest nie tylko ładna ale i mądra; jest wykształconą, wrażliwą i o wielkim sercu kobietą.
Nie mogłem spać, jeść, pracować. Nic nie mogłem. Byłem sparaliżowany. Nie myślałem racjonalnie. I byłem wściekle zły. Na siebie, ale też i na wszystko dookoła. Ale głównie z bezsilności, że nie mogłem tego zmienić. Traciłem to najcenniejsze, o czym dane mi było zamarzyć.
Zrozumiałem, że nawet gdybym oddał wszystko, co miałem i obiecałbym jej wszystko, czego by zapragnęła, nie mógłbym zmienić jej decyzji. Życie mnie nauczyło, że skamlenie i prośby o powrót mogą tylko zepsuć mój image i wzbudzić żałosną niechęć lub pogardę. Pozostało mi tylko zakończyć to w możliwie dobry sposób pozostawiając po sobie miłe wspomnienie. Poza tym, byłem jej naprawdę wdzięczny za te kilka wspaniałych tygodni „bycia razem”, kiedy to zdążyłem już ją prawdziwie pokochać. Zagryzając zęby i wstrzymując łzy zamówiłem dla niej dwie duże orchidee i bukiet goździków dla pani Haliny. Wysłałem ostatni mail z dwoma biletami, które pierwotnie miały być dołączone do kwiatów:
Moniko!
W podziękowaniu za ten cudowny czas z Tobą.
Za te wzruszające maile i sms-y i prawdziwe uniesienia.
Za te długie i miłe rozmowy, które mnie tak uskrzydlały, że czułem się wyjątkowo szczęśliwym człowiekiem.
Dzięki TOBIE.
Chciałem doradzać i wspierać Ciebie. I chyba mi się to udawało.
Twoja radość i uśmiech były dla mnie największą nagrodą.
Wszystko zepsułem. Naprawdę, nie chciałem Cię urazić!
I myślę, że tak naprawdę to o tym wiesz.
Przepraszam ponownie głęboko.
Napisałaś, że lubisz orchidee…
Pani Halino!
Monika powiedziała mi, że pytając Panią o zdanie na temat jej wyjazdu na stałe do Szwecji powiedziała Pani do niej – „Jedź. Ja dam sobie radę.”
To było coś wspaniałego, kiedy po tylu wyrzeczeniach i poświęceniu w wychowanie tej pięknej i wspaniałej kobiety powiedzieć: jedź!
Innymi słowy – Twoje dobro jest najważniejsze. Nie moje.
A ja mogłem poczuć przez chwilę, że mogę otrzymać tak wspaniały klejnot, jakim jest Monika.
Dlatego pozwalam sobie przesłać te kwiaty dla Pani w podziękowaniu za ten gest i jako nieśmiałą próbę złożenia wielkiego hołdu uznania w Pani stronę.
Adam
Dwa dni później posłaniec przyniósł mi dwie wielkie orchidee, a Halinie bukiet goździków.
Ja, kiedy otrzymałam kwiaty i ten mail, pomyślałam zaś, że chyba nie zależało mu na mnie naprawdę, skoro o mnie nie walczy, tylko po prostu, jak prawdziwy dżentelmen dziękuje mi za wspólny czas. Nie odezwałam się już więcej do niego i starałam się zdusić ledwie wykiełkowaną myśl, że kogoś będę miała, że może trzeba będzie emigrować. Starałam się o tej znajomości zapomnieć.
Bo emigrować nie chciałam. Pomijając fakt życia w pojedynkę, żyło mi się w Polsce dobrze. Pracowałam w polskim przedszkolu, uczyłam polskie dzieci, studiowałam na Uniwersytecie, pochłaniałam polską literaturę, zachwycałam się polskim kinem. Patrzyłam na innych wylatujących z kraju i dumna byłam z tego, że ja zostaję w Polsce. Dobrze się stało, mówiłam sobie. Zeszłam z obłoków na ziemię i powoli wracałam do codzienności. Dla odpoczynku pojechałam na kilka dni w góry, gdzie nad Morskim Okiem myślałam wtedy, że moje miejsce jest w Polsce.
Adam wspomina:
Po kilku trudnych dniach, wielu kieliszkach, bycia opryskliwym i bardzo nieprzyjemnym człowiekiem dla wszystkiego i wszystkich, zaczęła we mnie kiełkować myśl ”odzyskania jej”. ALE JAK??? Może pojechać do niej? A jak się wystraszy? Nie. Mogłem zepsuć wszystko jednym niezamierzonym słowem czy gestem. Może trafiłbym na jej niezbyt dobry dzień. Lub ulewę. To wszystko było zbyt ryzykowne. Zacząłem szukać w kalendarzu, kiedy są imieniny Moniki. Są 4 maja lub 27 sierpnia. Wtedy postanowiłem postawić wszystko na jedna kartę i wysłać jej bardzo dużo kwiatów 4 maja. Jeżeli imieniny ma w sierpniu to jakoś się wytłumaczę. Większym problemem było, jak wytrzymać te prawie 6 tygodni bez żadnego kontaktu. To było najtrudniejsze. Wielokrotnie wybijałem jej numer i dosłownie w ostatniej chwili wycofywałem się. Nigdy w życiu nie pragnąłem, żeby czas mijał szybciej. Pamiętam, że pracowałem dużo więcej, żeby nie myśleć o niej i żeby było już jutro. Pocieszałem się, że ta przerwa jest jej potrzebna i że może po niej będzie mogła spojrzeć na mnie przychylniejszym okiem. Ostanie dni były dla mnie jak oczekiwanie na ważki dla życia wyrok sądowy.
Minął ponad miesiąc, przyszedł maj. Dnia czwartego maja, w dniu moich imienin wróciłam z pracy i kiedy weszłam do swojego pokoju zaniemówiłam. Pokój był cały w kwiatach! Małe i duże bukiety stały wszędzie, na parapecie, na meblach, na podłodze. Nad zapachami różnych kwiatów górował zapach konwalii. Widok ten był szokujący, bo przecież nie codziennie dostaje się taką wielką ilość kwiatów.
Pobiegłam do Halinki, bo pierwszą moją myślą było, że to od niej. Uściskałam ją:
– Dziękuję!
– To nie ode mnie!
– Nie? A od kogo???
– No, od kogo?
„Adam?” – przemknęło mi przez głowę.
Pobiegłam otworzyć komputer, by sprawdzić pocztę. Ha! Jest mail! Króciutki. ”Z imieninowymi życzeniami, Adam”. Odpisałam, że żałuję, że nie mogę go poczęstować ptasim mleczkiem, które właśnie pałaszuję. Zadzwonił do mnie i słyszałam jak drży mu głos i jak ostrożnie formułuje każde swoje słowo.
I tak zaczęliśmy pisać i rozmawiać na nowo. Po trzech tygodniach dostałam bilet lotniczy do Sztokholmu i zaproszenie na 6 tygodniowe wakacje do Szwecji. Na cały lipiec i kawałek sierpnia! Nie mogłam w to uwierzyć. Cieszyłam się, tym bardziej, że nigdy jeszcze w Szwecji nie byłam.
Prawie wszystkie moje koleżanki odradzały mi Adama i wyjazd do niego. Akurat głośno było o Fritzie, który trzymał przez wiele lat w zamknięciu swoją córkę. Nie ukrywam, że miałam obawy i na wszelki wypadek zapisałam sobie numery telefonów do ambasady i konsulatu polskiego w Sztokholmie.
Wyczuwałem wtedy jej niewypowiedziane obawy, czasami pewną rezerwę i niepewność związaną z jej przyjazdem do mnie. Rozumiałem. Jak na kobietę była odważna. Zapewniłem ją, że kupię jej od razu bilet na powrót i że będzie mogła mieszkać w hotelu sama jeśli tylko będzie tego chciała.
Później pamiętam, że któregoś dnia nie dzwoniłem do niej przez cały dzień. Zadzwoniła sama i zapytała, co się stało, a ja odpowiedziałem, że szukałem i zdobyłem kilka następnych cegieł, żeby móc ją zamurować u mnie. Parsknęliśmy oboje śmiechem i od tej pory jej obawy były jakby już mniejsze, a ufność większa.
Wiedziałem, że łatwo jest się zakochać w kimś korespondując, trochę trudniej rozmawiając na odległość, ale utrzymać wszystko po pierwszym spotkaniu to już duży dar od niebios. Jadąc po nią na lotnisko byłem bardzo podekscytowany, pełen obaw i czekałem jakby na jej drugi wyrok. Czy mnie zaakceptuje? Znaliśmy doskonale nasze głosy, sposób myślenia i upodobania. Można tęsknić za rozmową i kolejnym listem przyjmując to jak przyjemną rutynę, ale znaleźć się nagle po raz pierwszy we własnym realnym towarzystwie to już zupełnie coś innego.
Po przywitaniu napięcie opadło, wystudiowane frazy grzecznościowe i miłe komplementy zeszły na drugi plan, rozmowa kleiła się coraz bardziej i zaczęliśmy żartować. Jadąc z lotniska do mojego mieszkania wstąpiliśmy do sklepu zrobić zakupy do ”wspólnego” gospodarstwa. Zdaliśmy sobie sprawę, że zaczynamy planować coś razem. Jakiś początek naszego życia we dwoje.
Oczekiwanie pierwszego spotkania na lotnisku było wielkim stresem, jak zawsze przed pierwszą „randką”, ale szczęśliwie zaiskrzyło od razu i od początku było między nami dobrze. Lato było piękne, lipiec gorący. Adam wziął długi urlop i przez sześć tygodni mojej wizyty pokazał mi Sztokholm, okolice i kilka wysp archipelagu. Rozpieszczał mnie i był dżentelmenem w każdym calu. Zakochałam się i w Sztokholmie, i w Archipelagu, i w Adamie. Pełną piersią, na zabój.
Wakacje szybko się skończyły i pod koniec usłyszałam oczywiście pytanie: „Czy wrócisz tu i zamieszkasz za mną na stałe?” Serce chciało, ale rozsądek nakazywał mi rozwagę. Poprosiłam go o czas na podjęcie ostatecznej decyzji. Nie nalegał. Myślę teraz, że oboje wiedzieliśmy już wtedy, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Po powrocie stwierdziłam, że rozważanie o wyjeździe do Adama i do Szwecji nie miało już sensu. Nie zdając sobie sprawy, że ta decyzja właściwie zapadła już tam u niego, pierwszego dnia. Po pewnym czasie powiedziałam mu to, obiecując, że zakończę swoje polskie życie i przeniosę się do Szwecji na stałe. Wróciłam do Warszawy, odeszłam z pracy, zakończyłam studia i obroniłam tytuł magistra; rozdałam i sprzedałam swoje rzeczy, pożegnałam się z Halinką i z przyjaciółkami (wiele niestety nie rozumiało i nie akceptowało mojej decyzji związania się z dużo starszym mężczyzną), spakowałam się i 27 września 2009 r. przyjechałam do Szwecji z myślą, że na stałe.
Dziękujemy za wysłuchanie
Monika i Adam
A ja, mili moi , dziekuje Wam, za to ze zechcieliscie sie podzielic Waszymi przezyciami i jedna z bardziej prywatnych historii. Jest swietna,! Tak mysle ze aby taki kontakt zaowocowal potrzeba tu silnych osobowosci, pracowitosci i nieustawania w dazeniu do celu, jak i zaufania i wiary w drugiego czlowieka, a nawet zaufania polozonego w ten mechanizm (maila)posrednictwa bez ktorego prawdopodobnie nie byloby to mozliwe. Mozna mowic o duzym szczesciu ze wlasnie ta droga poznaliscie sie i kontakt mailowy przerodzil sie w cos realnego i pieknego. A ze sie uklada szczesliwie dalej to juz zasluga charakterow, wzajemnych uczuc, wsparcia i szacunku i widzenia drugiego czlowieka i jego potrzeb …
Dzieki za podnoszaca na duchu opowiesc i zycze Wam wielu wspanialych wspolnych chwil 🙂
P S niezamierzone (?) efekty :
* krople desczu na szybie jak piekny srebrzysty brokat stanowia eleganckie tlo
* wioslarz Natureexplorer uchwycony pod slonce, gdzie otoczka poswiaty daje specjalny efekt lekkosci i uniesienia 🙂
Na dyskotekę wtedy szłam, ale taka ulewa się rozszalała i taki wiatr, że mnie z parasolką parę metrów w górę i do przodu poniosło. Wystraszyłam się i wróciłam do domu 🙂
Jej, Monika, pięknie się to czyta! Wspaniała historia 🙂 Myślę, że też rozumiem Twoją rodzinę i znajomych, bo moja zareagowała podobnie na „rzucam dobrą pracę w Warszawie, wyjeżdżam do Szwecji, by zamieszkać na stałe ze starszym Kolumbijczykiem, a na święta zamiast do domu, jadę do krainy narkotyków za ocean”… Czego to ja się nie nasłuchałam 🙂 Ale trzeba podążać za sercem, bo emigracja z miłości to niesamowita przygoda. Jestem w Szwecji zaledwie kilka miesięcy, ale jestem tak szczęśliwa jak nigdy w Polsce. I Tobie też życzę dalszego szczęścia i wielu radości. Pozdrawiam serdecznie!
Hej, poplakalam sie, to cudowna opowiesc Moniko i Adamie, zycze wam wszystkiego co napiekniejsze i powodzenia i caly czas mam nadzieje, ze kiedys sie poznamy realnie
Cudowna opowieść. Gratuluję Wam, przede wszystkim wytrwałości i odwagi, by podążać drogą, którą Wam serce wytyczyło 🙂 Kochajcie się zawsze i bądźcie szczęśliwi!!!
♥
Ciekawa i piękna historia.
Ode mnie dla Was piosenka, której słucham od rana i bardzo fajnie mi tu pasuje jako podkład muzyczny 🙂
Edyta Bartosiewicz, Nie zabijaj miłości
Piekna historia pieknego zwiazku. Buziaki dla Was. 😉
Lubię tę Waszą historię :):):):) Uściski 🙂
Piękna historia i pięknie napisana…
Z całego serca życzę Wam szczęścia i miłości !!!!!!!!
Zawsze powtarzam że różnica wieku nie ma żadnego znaczenia :))
Pozdrawiam ciepło Iwa
Gdy miałam 16 lat kochałam się w księdzu, który miał lat 41. Już wtedy powtarzałam, że w miłości nie ma różnicy wieku.
Wy jesteście tego przykładem! Gratuluję romantycznej historii!
Uff w końcu sie doczekałam 4 części I wcale sie nie zawiodłam pięknie opisane uczucie 🙂 Pani Moniko a może jednak ksiazka ??? 😉
Zabieram sie za czytanie od nowa pierwszych 3 części Pozdrawiam /Anna
Piękna historia, tak piękna jak Wy sami 🙂 i jakże cudownie opowiedziana. Dziekuję, że mogłam ją poznać …. Tak dobrze „słyszeć” ,że nie zawsze musi skończyć się źle i z bólem i.., że na tym świecie pełnym udawanych uczuć i kłamstw jest też coś prawdziwego i dobrego. To pomaga i przywraca wiarę w ludzi. Moja historia niestety nie ma happy endu bo o niego niełatwo.. i tak łatwo spotkać złych ludzi…. Tym mocniej trzymam za Was kciuki i życze Wam nieskończenie wielu wspaniałych, wspólnych dni.
Piękna historia 🙂 tak naprawdę bardziej obawiałabym się tej Szwecji niż różnicy wieku – i tym bardziej trudno mi zrozumieć niechęć innych do akceptacji takiego związku. Przecież jeśli dwoje ludzi odnajduje razem szczęście to inni powinni im kibicować 🙂
Wspaniałe zakończenie historii! Bałam się, że nie pojawi się już post z ostatnim elementem układanki. Gratuluję odwagi, porzucenia dotychczasowego życia i wyjazdu do obcego kraju. Niby staram się być twarda, a jednak łezka się w oku zakręciła. Ahh, mam nadzieję, że mnie też podobna historia kiedyś spotka!
Piękna historia, mogłabym ją czytać wielokrotnie. To wprost gotowy materiał na książkę i film! A Twój mąż przywrócił mi wiarę w dżentelmenów z prawdziwego zdarzenia. Chyba zmieniliście nawet trochę moje spojrzenie na związki. Ale nic dziwnego, doskonale wiem, że są takie głosy, którym nie można się oprzeć…
Moniko, dziekuje za czwarta czesc! Piekna historia, zycze Wam wszystkiego najlepszego:-). Agnieszka
Ja zawsze powtarzam i sobie i innym, że nigdy nie wiemy co nas w życiu spotka jeśli tylko się na to nieznane otworzymy 🙂 Historia z pięknym zakończeniem, a nie przepraszam nadal trwa i oby tak trwała! Pozdrawiam.
Przepiękna historia, dziękuję za umilenie wieczoru, rozmarzyłam się:). Wszystkiego dobrego dla uroczej pary. Pozdrawiam
Piękna i bardzo romantyczna historia. Muszę przeczytać pozostałe trzy części 🙂 Pozdrawiam Kasia
No wez, jak tak mozna… prawie sie poryczalam… W koncu zobaczylam Twojego Mezczyzne, choc tylko na zdjeciu. Pozdrawiam Was cieplo z zimnego Norrlandu. Jaka piekna historia, ech…
Piekna historia i powiem Ci tak…trafilam tu przypadkowo ale jakis czas sobie sledze bloga, czytam i myslalam sobie, jak jestes szczesliwa, jak wszystko za obiektywem wyglada prosto, a tu dzisiaj przeczytalam wszystkie czesci Twojej/Waszej histori i stwierdzam jak latwo mozna sie pomylic ile trzeba przejsc by to szczescie mieć:-) Ciesze sie ze mialas odwage by pojsc za tym co czujesz:-)
Ech, starsi mężczyźni i komentarze otoczenia… Ja zawsze mówię: jeśli zagwarantujesz mi, że jeśli wyjdę za rówieśnika, to będę szczęśliwsza niż z moim ukochanym i jeśli dasz mi kwit na to, że razem umrzemy, to mogę rozważyć 😉 Wyszłam za człowieka 14 lat starszego i była to jak do tej pory najmądrzejsza decyzja w moim życiu. Cieszę się, że Wam się udało, mam nadzieję, że zawsze będzie Wam pięknie!
Wiek nie daje żadnych gwarancji…
Eh, wyszłam za rówieśnika, jesteśmy wprawdzie dopiero 10 lat po ślubie więc to pewnie jeszcze za mało, by się liczyło 😉 mamy dwójkę upragnionych dzieci (9lat i 1rok). Jest nam razem dobrze i nigdzie się nie wybieramy, bo my z tych jeszcze, co myślą, że gdy się coś psuje, to można spróbować naprawić a nie od razu wymieniać 🙂 I nasz wiek nie ma tu nic do rzeczy, a ślubu nie wzięliśmy dla gwarancji, tylko dlatego, że byliśmy młodzi i szaleni 😀 Dziś go nie potrzebujemy, ale jest. Żyjemy jak wszyscy, są lepsze i gorsze dni, pracujemy, chorujemy, nie śpimy na pieniądzach. To jakieś nieporozumienie chyba z tym wiekiem… Czy dowartościowana, niezależna (czytaj: nie potrzebująca opieki) kobieta i taki sam mężczyzna niezależnie od wieku nie mogą się w sobie zakochać i być razem długo i szczęśliwie? Chyba jednak poczucia bezpieczeństwa, którego tak bardzo szukają i potrzebują kobiety, nie zbuduje się za pomocą metryk wieku, ślubu i innych kwitków.
– Ania
Pozdrawiam serdecznie Baixiaotai jak i szczęśliwych Monikę i Adama 🙂
Bardzo fajna historia, cieszę się, że Ci się to przydarzyło Moniko, że czujesz się spełniona i że dzielisz się tym z nami.
Bardzo wciągająca historia. Teraz wiem dlaczego aż tyle pozytywnych wibracji jest w twoich opowieściach o Szwecji. Dziękujemy 🙂
.Piękna historia, już zaczynam czytać poprzednie wpisy na Twoim blogu
🙂 Witaj, i jak tu nie kochać życia? Popłakałam się jako nie jedyna, nie pierwsza i nie ostatnia, pięknie! Cudnie. Pozdrawiam prawie sąsiadów! – Justyna z Norwegii
Sorki, nie mam czasu na komentarz, bo koniecznie chce przeczytac poprzednie czesci! pa! 🙂 🙂
ela z Hiszpanii (Buenos Dias Andalucia)
Piękna historia!!! Pozdrawiam!
Dzieki Monia, historie Waszej znajomosci przeczytalam z wielka przyjemnoscia. Pozdrawiam Was serdecznie, jestescie super para!!! Usciski. M
przepiękna historia o miłości, aż się wzruszyłam na koniec. trzeba podążać za głosem serca. cudowna para!
To tak ja mowia najwiekszy w tym ambaras aby dwoje chcialo na raz…
Romantyczna, piekna i wzruszajaca historia uczuc dwoch osob. Jezeli cos tak pieknego jest w Waszych wspolnych przezyciach to jest to naprawde silny grunt na ktorym mozna sie wesprzec w chwilach trudnych. Samych pogodnych i pieknych dni !
Przez moment miałam łzy w oczach. Co za historia! Myślę tez o tym, jak ja poznałam swojego jeszcze chłopaka i wciąż jestem pod wielkim wrażeniem tych wszystkich decyzji, które musiałam podjąć żeby na niego trafić. Serdeczne uściski z Katowic 🙂
jakie piękne love story, cudo!
Majac w pamięci poprzednie części historii – jak to pięknie, ze się odnaleźliście! Wzruszyłam się, czytając jak Adam pięknie o Tobie pisze! Szczerze, romantycznie i prosto z serca! Dziękuje za ten kolejny skrawek Waszego życia i te niesamowita opowieść! Uściski Dominika
Do całej opowieści brakuje tego co jest ważne naj w życiu DZIECI można zwiedzić sfotografować całą Szwecję był na wszystkich wyspach to jest piękne i ładne przyjemność na chwilę na teraz ale czy nie pragnie Pani w życiu usłyszeć płacz swojego dziecka słów skierowanych tylko do Pani KOCHAM CIEBIE MAMO ?
Jest w tej historii nie tylko coś urzekającego, ale pewne ciepło, które emanuje z każdego słowa
To pewnie miłość 😉
Romantyczna historia, Moniko! I pięknie napisana. Poza tym dopiero dziś przeczytałam poprzednie odcinki i też są bardzo budujące. Ciekawe jest Twoje życie. Dobrze tak trafiać na takich wspaniałych ludzi. I dobrze tak dążyć do celu jak Ty. Gratulacje!
Wspaniała historia. I jak tu nie wierzyć, że byliście sobie przeznaczeni? Prawdziwa miłość zwycięży wszystko. Coś wspaniałego, czytałam jak najlepszą powieść:)
Potwierdziłaś, że najlepsze przychodzi, gdy się go nie szuka 😉
Dobrego Wam razem 😉
P.S. Podziwiam za tak szczerą opowieść
Cudowna historia! Ściskam Was i życzę dużo szczęścia!
Od kilku miesięcy śledzę Twój blog Moniko i go uwielbiam, ale nigdy nie miałam okazji komentować, ale obok tak cudownej historii nie można przejść obojętnie 🙂
Ojjj … miałam łzy w oczach po przeczytaniu 4 cz. i dziękuję za jej napisanie gdyż tak wiele z niej czytam w swoim aktualnym życiu …
Cieszę się, że Wam sie udało!!!! Kochajcie się!!!
Pingback: Moja emigracyjna historia | L.E.D.D.
piękna romantyczne historia Monika i jak wspaniale, że nadal piszesz jej strony ..pozdrawiam bardzo ciepło :^)
Dzięki, że zechciałaś się podzielić tą piękną historią. Robi się ciepło na duszy. 🙂
Popłakałam się. Przepiękna historia przepięknej miłości. Pozdrawiam cieplutko z północnej Szwecji 🙂
Wiek jest nieistotny, najważniejsze, żeby ludzie do siebie pasowali.
Piękna historia
pieknie
czytałam jak podlotek z wypiekami na policzkach , a mam juz 33 lata 😉
Monia, nie zdążyłam jeszcze przeczytać całej Twojej historii. Ale powyższy wpis bardzo mnie ujął! Pomysł, aby napisać o tym razem jest rewelacyjny, bo przecież dotyczy Was. Twoją decyzję uważam za bardzo odważną i bardzo Cię za nią podziwiam. Okazała się być decyzją słuszną, dało to mojej głowie (za) mocno kierującej się rozumem do myślenia 🙂
Pozdrawiam świątecznie!
Twoja historia jest taka prawdziwa. Dziewczyna z małego miasteczka po zawodówce z głową nabitą marzeniami, która wzięła się za bary z życiem. Miałaś mnóstwo szczęścia do ludzi, którzy pchnęli Cię we właściwą stronę w kluczowych momentach Twego życia i dzięki którym oraz własnej pracowitości i ambicji tak pięknie i obrazowo dziś piszesz. Dziękuję Ci za opisywanie Szwecji, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia tego lata. Całe szczęście, że odnaleźliście się ze swoim mężem (niezłe ciacho). Pozdrawiam z 3miasta. Będę z niecierpliwością oczekiwać kolejnych wpisów.
Piękna historia! Naprawdę czytałem z zaciekawieniem i teraz nurtuje mnie jeszcze jedna rzecz, a mianowicie co dalej z Panią Halinką? Utrzymujecie dalej kontakt? Spotykacie się? Z Twojego opisu wygląda na naprawdę dobrego człowieka! 🙂
Pozdrawiam serdecznie 🙂
To wzruszające, że o to pytasz!
Halinka kończy w kwietniu 85 lat i jak to bywa w tym wieku, zdrowie i kondycja pozostawiają wiele do życzenia. Ale humor i optymizm jej nie opuszczają. Ostatni raz byłam u niej w listopadzie, pojadę znów w marcu, dzwonię do niej co tydzień. Zażyłość między nami jest niemal taka sama jak dawniej 🙂
Przepiekna historia, przeczytalem jednym tchem. Slowa uznania dla Ciebie i Adama za chec otworzenia sie i przekazania obcemu czytelnikowi tak osobistych szczegolow.
Chyle nisko glowe przed Pania Halina, czlowiek z sercem na dloni, gdybym mogl to sam bym Jej wyslal bukiet kwiatow, szczerze dla pieknego czlowieka.
Rozumiem Cie bardzo bo sam jestem nieszczesliwy z powodu takiej wieloletniej samotnosci o jakiej pisalas.
Pozdrawiam Serdecznie i Zycze Wielu Lat Szczescia Razem.
Dziękuję za czas jaki poświęciłaś na opisanie swojego losu. Dziękuję pewnej Damie, która dała mi namiar na Twój blog. I gratuluję Tobie tego co w życiu osiągnęłaś. Dziś zbudowałem swoje ja na nowo, widząc, że można mieć gorzej i podobłać.
Dziękuję!
Piękna historia Pani Moniko:)))Tylko pogratulować i szczęścia,szczęścia Wam życzyć na dalsze lata Razem:)
Ąż miło się na sercu robi jak się czyta takie rzeczy!!!!!
Pingback: PROJEKT LISTOPADOWY – MOJA HISTORIA | Klub Polki na Obczyźnie
Mozna napisać o tym ciekawa ksiazke☺️
Niesamowita historia Pani Moniko. Czytając miałem nie raz oczy zalane łzami. Ta historia spokojnie nadaje się na kinową ekranizację bądź książkę.
Historia która dodaje sił, podnosi duchowo, dodaje skrzydeł.
Dzięki Waszej historii zrozumiałem jedno – że na każdego czeka miłość. Nie wiadomo tylko kiedy ta miłość sie pojawi.
Pozdrawiam serdecznie!
Też tak myśle, historia na piękną książkę i film. Koniecznie.
Szczęścia i nieustającej miłości życzę.
Dziękuję Pani Moniko za tą niesamowitą historię. Cieszę się, że trafiłam na tego bloga, bo Pani historia uczy doceniać życie 🙂 Łzy w oczach towarzyszyły mi przez cały czas i tak jak moi poprzednicy napiszę, że o takiej historii można by napisać wspaniała książkę albo nakręcić film! Pozdrawiam i życzę szczęścia 🙂
I to jest prawdziwa miłość 🙂 Życzę szczęścia i wytrwalosci na kolejne lata 🙂
Lubie cie czytac.Szczerosc.Wrazliwosc.Dobroc…historia jak z amerykanskiego filmu. Uwazam,ze roznica wieku tylko Wam pomogla.Zostane z Toba dluzej I poczytam czasami.Mam nadzieje na niezla pozycje blogowa.pozdrawiam Was oboje i ale slonko spod Madrytu!!!
Moniko dziękuję, od 2 dni czytam Twojego bloga i jestem pod wrażeniem. Jak w każdej historii poznania się dwojga ludzi i tutaj jest moment kiedy wydaje się, że wszystko przepadło, a jednak miłość zwycięża…
Byliście sobie pisani to jest pewne 🙂 Cieszę się, że dwa serduszka się odnalazły, jak widać kilometry, inne kraje i pewna różnica wieku nie są przeszkodą, jesteście pokrewnymi duszami. Przeczytałam wszystko o Tobie i bardzo Cię polubiłam, pozdrawiam, ściskam i życzę Wam wszystkiego o czym tylko zamarzycie.
Jola z Katowic
To bardzo piękna historia o miłości.Czytając ją płakałam. Życzę Państwu dużo szczęścia i tak mocnego uczucia na dłuuuuuuuugie lata.
Pani Moniko, cudowna historia. Gratuluję i życzę Wam dużo szczęścia. A czytając cz.3 o depresji, samotności to tak jakby ten skrawek życia był mój. Pozdrawiam i wszystkiego dobrego
Historia miłosna jak z bajki. Cieszę się, że tak to się wszystko potoczyło, dzięki temu oboje jesteście szczęśliwi i trwacie w miłości. Niejedna dziewczyna chciałaby przeżyć taką historię jak Pani. Ludzi którzy naprawdę się kochają jest garstka, więc tej prawdziwej miłości wam szczerze gratuluję. Pozdrawiam cieplutko 🙂
Pani Moniko, dziękuję za niesamowitą opowieść. To naprawdę ciekawe i cudowne. Znalezienie szczęścia i miłości jest szczęśliwym trafem. Gratulacje!
Opuściłaś pierwszą ojczyznę dla swojego męża, bo inaczej wybrałabyś samotność w naszym kraju.
Pokonała Pani długą, wyboistą drogę do celu -siebie 🙂
Proszę się nie oglądać na innych; niech nikt Pani nie mówi, jak ma Pani żyć, bo nikt za Panią nie umrze.
To Pani wybór, jak i z kim Pani żyje i najważniejsze, jeśli czuje się Pani szczęśliwa i spełniona, a człowiek, z którym się Pani związała, obdarza Panią uczuciem i szacunkiem.
Życząc Wam szczęścia, pozdrawiam!
p.s. Bardzo fajny blog! Będę zaglądać 🙂
bardzo dobrze napisane; o to właśnie chodzi 🙂
Piękna historia, bardzo mnie wzruszyła zwłaszcza część 4.
Przypomniała mi się historia z moim mężem, którego na początku bardzo nie chciałam, ale jego upór, zaangażowanie i miłość sprawiły, że jesteśmy razem. Od przeznaczenia nie można uciec.
Życzę Pani z całego serca dużo szczęścia i pomyślności!
Serdecznie pozdrawiam:)
Trafiłam tutaj przypadkowo szukając inspiracji na atrakcje sztokholmskie. Bardzo się z tego powodu cieszę. Przeczytałam Pani historię ze wzruszeniem. Wiele rzeczy działo się w Pani życiu, z którymi musiała się Pani zmierzyć. To cudowne, że nie poddała się Pani i dzięki temu tak rozkwitło Pani życie. W ostatnim wpisie wspomniała Pani o problemach zdrowotnych – mam nadzieję, że wszystko jest na dobrej drodze. Z pozdrowieniami, Gosia
gartuluję takiegootwarcia sie nie łatwe to na blogowym świecie..
Piekna historia,wzruszająca,łapiąca za serce. Życzę wszystkiego conaj, naj,lepsze:)
Jola