Dziś skąpemu słońcu wtórował chłodny wiatr. Ja jednak nie lubię siedzieć w domu i ciągnie mnie na włóczęgi bez względu na pogodę. Najchętniej rowerem. Dziś koła poniosły nas parę kilometrów na północ. Pomyliły nam się drogi i bardzo dobrze, bo dostrzegliśmy niewielkie pole uprawne a na nich ludzi z koszami w rękach. Do tego pola prowadziła alejka z jabłonek, a przy nim rosły krzaki czarnych porzeczek!
No nie sposób nie przykucnąć i nie spróbować!
Okazało się, że to pole to självplock, co w wolnym tłumaczeniu oznacza samodzielne zbiory, dawniej popularne i cenione w Szwecji.
To może być uprawa prywatna, najczęściej ekologiczna, na którą właściciel zaprasza (ogłasza się w prasie, przez Internet) klientów do zbierania owoców lub warzyw na własne potrzeby. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i zebrać małe co nieco. Każdy może użyć przygotowanych koszyczków, miseczek, noży, wózków i torebek foliowych.
Nam zależało najbardziej na wielkich, dojrzałych i boskich w smaku czarnych porzeczkach.
Szwedzi bardzo lubią taką formę zakupów. Szczególnie ci, którzy starają się jeść zdrowo.
Mniam, kalafiory i rzepa…
Marchewka…
Tabliczka ej klart informuje, że te warzywa nie są jeszcze w pełni dojrzałe.
Samozbieranie było bardzo przyjemne i przywodziło mi na myśl czasy, kiedy dawno temu w babcinym sadzie zrywałam maliny, zbierałam ogórki i pomidory. Te tutaj warzywa są uprawiane ekologicznie i przez to trochę droższe niż w sklepie. Ale zdarzały się też ceny niższe. Najfajniejsze jest w tym wszystkim to, że wybierasz sam i to, czego tylko dusza zapragnie!
Można tam było nazbierać przede wszystkim warzyw, ale nie brakowało też kwiatów.
Jak ktoś zmęczony, to może odpocząć, w bardzo przyjemnym miejscu.
Na koniec idzie się ze swoim koszyczkiem do kasy, a po drodze można nawet wybrać krzewy do posadzenia w ogrodzie, jak ktoś ma. Donice, ziemię, sadzonki poziomek, a nawet gotową sosnę. Nikt za nikim nie chodzi, nikogo nie kontroluje i nikt nie próbuje też pójść sobie nie płacąc.
Ludzie stoją w długich kolejkach, dzieci łobuzują na wózkach i taczkach…
A to koszyczek przed nami:-)
Dobrze, że miałam ze sobą pojemny plecak! Wracamy do domu prędko, wstawić botwinkę na kolację.
Właśnie za to między innymi kocham ten kraj, choć nie jest mi dane w nim mieszkać. Ludzie są porządni i uczciwi. Pozdrawiam, Anna
Nigdy o czymś takim nie słyszałam! Fantastyczny sposób na zakupy, a potrawy jak muszą smakować… Mmmmmm! Pozazdrościć! 🙂
Ja też byłam zaskoczona.
Szczególnie, że mąż wiedział i nie powiedział. Nie było okazji!
Kapitalny sposób na spędzanie czasu na świeżym powietrzu i jaki przyjemny rezultat ;). Bardzo lubię Szwecję i jej mieszkańców, Dziękuję za Pani historie, bo dowiaduję się o niej jeszcze więcej, co jest niezmiernie ciekawe. Już z rok nie byłam tam, ale teraz coraz bardziej mnie ciągnie ponownie…miłego weekendu.pozdrawiam serdecznie, Agnieszka
Nie ma za co, Agnieszko!
Cieszę się, że moje opowiadania przynoszą moim czytelnikom trochę pożytku i radości.
Pozdrawiam również!
Ja też bardzo cenię w Szwedach tę bezgraniczną uczciwość i ufność w to, że inni są uczciwi:-)
Świetny pomysł! Że też w PL czegoś takiego nie ma. Sądzę, że nie jedna osoba by skorzystała.
O raju ale fajne miejsce. A ja mam nawet ogrodek (duuuzy) i z checia zaopatrzylabym sie w kilka dodatkowych pieknych krzaczkow.
Hmmm szkoda ze to tak daleko ode mnie 🙂
pozdrawiam
To jest coś niesamowitego…. . Gdybym takie cos w Polsce stworzyła… Hmm…, ciekawa jestem, czy miałabym klientów…?
Takiego zaufania doświadczyłam w Norwegii przy sadach czereśniowych: budka, skrzyneczka na pieniążki, informacja ile kosztuje koszyczek czereśni i…. tyle..:)