Kiedy poczujemy się zmęczeni zimą, bielą i chłodem możemy nacieszyć się zielenią, kolorami i ciepłem oraz poczuć się jak na tropikalnych wakacjach – w jednej z oranżerii Ogrodu Botanicznego (Bergianska Trädgården).
Oranżeria to zespół sześciu szklarni odpowiadających klimatom z różnych części świata – w jednej królują paprocie, w innej roślinność śródziemnomorska, zaś w pozostałych kolejno australijska, pustynna kalifornijska, tropikalna a także południowo afrykańska.
To, co uderza po wejściu to temperatura, soczysta zieleń, bogactwo kolorowych, egzotycznych kwiatów oraz wysoka zawartość tlenu. Bardzo miłe doznania o tej porze roku.
Można pozwolić stęsknionym za latem dłoniom znów poczuć zielone liście i trawy a spragniony kwietnej woni nos zanurzyć w świeżych pąkach kamelii.
Skąd mamy tę oazę?
W Sztokholmie żył w latach 1865 – 1936 niejaki Edvard Anderson, wielki miłośnik roślin (szczególnie tych z regionu Morza Śródziemnego), który postanowił utworzyć dostępną dla wszystkich dużą oranżerię – otwartą przez cały rok. Między innymi również dla tych, którzy nigdy nie widzieli takiej roślinności i których nie było stać na kosztowne podróże do cieplejszych krajów. Zapisał więc w testamencie dużą fortunę właśnie na ten cel i nie wiadomo dlaczego, bo dopiero w 1995 roku jego wola i pragnienie zostało zrealizowane.
To zakątek kalifornijski, nieco chłodniejszy ale piękny. Budzi moje marzenia o dalekiej podróży…
Tu chłodna szklarnia z pustynną roślinnością.
A to widok, jaki możemy zobaczyć w krajach śródziemnomorskich.
A nam jest ciepło, coraz cieplej…
W powietrzu czuć zapach cytrusów…
Te duże (na pewno soczyste) owoce skusiły mnie do oszacowania wagi. Ale jeden z nich musiał być bardzo dojrzały bo po zważeniu został mi w ręce. Wymowne spojrzenia niezadowolenia innych zwiedzających sprawiły, że prawie zapadłam się pod tą wilgotną ziemię. Poczułam zęby sumienia i poszłam do kasy przyznać się do zerwania owocu i zapytać czy mogę go kupić. Pani powiedziała mi, że nie sprzedają owoców i żeby spokojnie odłożyć pomelo pod drzewem.
Kiedy tu jestem, staram się pobyć długo, pooddychać życiodajnym tlenem, wilgotnym powietrzem, zrelaksować się.
Po całej oranżerii robię dwukrotną rundę, każdą ze szklarni odwiedzam dwa razy, by po pewnym czasie zacząć czuć, że odpływa ze mnie cały stres, czuć, że naprawdę odpoczywam..
Zaczynam marzyć i tęsknić za dalekimi wojażami, szczególnie o podróży do Australii…
na Malediwy, pięknej Tajlandii, Seszele….. Daleko, w każdym razie.
Czas spędzany w oranżerii mija bardzo szybko, ale zawsze chcę pobyć tam jak najdłużej. Z myślą o dzisiejszym wpisie, postanowiłam zrobić do niego notatkę jeszcze tam, wśród zieleni i pachnącej upojnie roślinności.
Lubię zimę i jednocześnie tęsknię za latem, wizyta w takiej oranżerii jest więc miłą i przyjemną odskocznią dla zmęczonych bielą i chłodem zmysłów. To także duża sprawa dla zdrowia ze względu na dawkę tlenu dla płuc i odpoczynek dla oczu. Koi zmysły, rozgrzewa i relaksuje jak gorąca aromatyczna kąpiel po całym męczącym dniu pracy…
Dla zainteresowanych garść informacji: bilety są w cenie 60 kr od osoby dorosłej a dzieci do 15 lat wchodzą bezpłatnie.
Wskazówki, jak tam dojechać znajdziecie na stronie www.bergianska.se
Najbliższy przystanek metra to Universitetet a oranżeria leży w dzielnicy Frescati ok 800 m od i prawie naprzeciwko Naturhistoriska Museet oraz Cosmonovy. Bardzo blisko staje tam autobus linii 40 (przystanek Bergiusvägen) i 540 (przystanek Frescati). Najwygodniej jednak jest dojechać tam samochodem. Blisko oranżerii jest dobry parking z opłatą 10 kr za godz.
Życzę Wam udanej wycieczki i… przyjemnej zimy!
Monia, skłaniasz do refleksji „Czy analogiczne miejsce znalazłabym w swoim mieście…?” Hm, ciekawe. Twórcze.
Uśmiałam się serdecznie patrząc na Twoją minę przy pomelo! 😉
Oj, mnie wtedy nie było już do śmiechu…;-)
Oj , to miejsce jest piekne: cudownie kwitnaca cyklamenowo-rozowo Szlumbergera z gigantyczna korona, poteznych rozmiarow rododendron z bialo-rozowymi kwiatami zapieraja dech z podziwu ! Tlenowa kuracja zima brzmi bajecznie ! Szkoda, ze to tak daleko …
Uwielbiam odwiedzać takie miejsca.
Jakżeż by to było przyjemnie pogrzać się przy dojrzewających pomelonach w środku strasznej zimy …
Oj, chciałabym takie miejsce w mojej deszczowej okolicy. Wykupiłabym roczny abonament a do tego zatrudniłabym się tam jako stróż nocny, żeby nigdy nie musieć wychodzić. Za taką temperaturę oddam moje najlepsze buty!
Relacja cudowna 🙂 Też bym poszła się tłumaczyć z oberwanego owoca i pewnie minę miałabym podbną 😉 Buziaki!
Dobry pomysł z rocznym abonamentem.
Muszę się dowiedzieć, czy nie mają jakichś karnetów;-)
Hej Monika!
Nu har du lärt mig något nytt igen, jag visste inte att Bergianska var öppet på vintern. Det låter härligt att nu få uppleva en sommardag där! Tack!
Varmt rekomenderar:-)
Jak w raju…:)
Pingback: Ciepłe oazy zimowego Sztokholmu | Polka w Szwecji