Kiedy patrzę wstecz i wspominam minione wakacje i naszą podróż na północ, zadaję sobie pytanie, który dzień chciałabym przeżyć jeszcze raz. I zawsze odpowiadam sobie, że byłby to dzień, kiedy dotarliśmy do Nikkaluokta i polecieliśmy helikopterem na szczyt Kebnekaise.
Sam lot na górę był ekscytującym dla mnie przeżyciem (ja w ogóle lubię latać), przez samą świadomość, że zaraz staniemy na ośnieżonym szczycie w pełnym słońcu.
Wybraliśmy helikopter, ponieważ nie sądzę, byśmy bez odpowiedniego wielotygodniowego treningu dali radę iść wiele godzin na szczyt, a poza tym niezmiernie zależało nam na pięknej pogodzie. Nasza podróż była tak zaplanowana pod wzgledem prognoz pogody, że udawaliśmy się najpierw tam, gdzie pogoda, a przez to i widoki, grały znaczącą rolę.
To niesamowite uczucie mieć takie widoki pod stopami!
Dolecieliśmy na miejsce i kawałek podeszliśmy o własnych siłach, choć nie było łatwo, bo było ślisko. Wierzchołek góry jest pokryty czapą lodową.
Czy trzeba pisać jakie wrażenie zrobił na nas widok rozpościerający się dookoła?
Specjalnie zabrałam z domu polską flagę!
Chwila na pamiątkowe zdjęcia. Tutaj ja z mężem.
A tutaj z tatą.
Tam na szczycie spotkaliśmy parę osób, które doszły pieszo do celu. Były tak wycieńczone, że nie miały siły schodzić w dół, nogi im się trzęsły ze zmęczenia, mieli poobdzierane do krwi palce i nosy. Zaproponowaliśmy pilotowi, żeby ich zabrał na dół, a my poczekamy.
Z najwyższego szczytu zjechałam na, przepraszam za wyrażenie, pupie.
Helikopter z dzielnymi zdobywcami Kebnekaise poleciał, a my w oczekiwaniu na jego powrót (mając oczywiście nadzieję, że przyleci z powrotem), mieliśmy dużo czasu na odłożenie na bok aparatów fotograficznych i na kontemplację widoków, oczami i całym sercem.
Helikoper wrócił i zabrał nas do schroniska, okrężną drogą robiąc nam extra wycieczkę.
Parę faktów.
Kebnekaise to najwyższy szczyt w Szwecji, a jego najnowsze pomiary mówią, że ma 2111-2123 m.n.p.m. (tak mówi polska wikipedia). Kebnekaise składa się z dwóch szczytów, północnego i południowego (odrobinę wyższego). Nazwa szczytu pochodzi od połączenia dwóch samiskich słów giebnne (kocioł) i gájsse (wysoki, ostry szczyt). Kebnekaise to również nazwa całego masywu górskiego.
To było naprawdę fascynujące przeżycie. Mam nadzieję, że stanę na tym szczycie kiedyś jeszcze raz, ale tym razem wejdę nań na własnych nogach.
Adrenalina rośnie od samego oglądania widok był przecudny…
Niesamowite widoki.Pozazdroscić przeżycia takiej przygody.
Piekne zdjecia, piekny wyczyn, serce prawie w chmurach,
az sie slowa piosenki na usta cisna.
„O, jak dobrze nam zdobywac gory i mloda piersia chlonac wiatr,
preznymi stopy deptac chmury i palce ranic o szczyt Tatr.
,
Miec w uszach szum (miec w uszach szum),
strumieni spiew (strumieni spiew),
a w zylach roztetniona krew (czerwona),
Hejze hej, hejze ha, zyjmy wiec poki czas,
bo kto wie, bo kto zna, kiedy znowu ujrze Was…”
To najpiekniejszy wpis, zdobycie Kebnekaise, zatkniecie na szczycie flagi, radosc na twarzy i szczescie rozpierajace serce.
Serdeczne gratulacje dla wszystkich odwaznych i wytrwalych !
Az sie chce tam pojechac , ah 🙂
Oj wyprawa rzeczywiście ciekawa
Dziękuję za zdjęcia i jak zwykle ciekawy wpis 🙂
Piękne widoki. Nigdy nie leciałam helikopterem, a marzy mi się, żeby kiedyś tego doświadczyć chociaż jeszcze bardziej chciałabym wejść na najwyższy szczyt Szwecji (Norwegii również) o własnych siłach 🙂
Witam Cię,po prostu piękne widoki a w tle TY:))) Dnia 4 września 2016 21:46 Polka w Szwecji <comment-reply@wordpress.com> napisał(a):
Polka w Szwecji posted: "Kiedy patrzę wstecz i wspominam minione wakacje i naszą podróż na północ, zadaję sobie pytanie, który dzień chciałabym przeżyć jeszcze raz. I zawsze odpowiadam sobie, że byłby to dzień, kiedy dotarliśmy do Nikkaluokta i polecieliśmy helikopterem na szczyt"
Fajne miejsce 😊 i to mimo tego, że zupełnie inne niż Portugalia, w której obecnie mieszkam ☀❄