Mija tydzień, jak uziemiona chorobą siedzę w domu.

Zaczęło się w zeszły piątek, gorączką, ale gdy po dwóch dniach poczułam się lepiej, to wzięłam się za robotę (kobieta ma zawsze coś do zrobienia w domu), a to zmywanie, a to wyskok na miasto na zakupy, a to ślęczenie nad biurkiem… …. I choroba wróciła ze zdwojoną siłą dokładając mi do gorączki męczący kaszel.

Mąż robił wszystko, bym nie chodziła po domu. Oczywiście dużo leżałam połykając książkę za książką, czytając zaległą prasę i przeglądając internet w telefonie. Ale świadomość, że moje leżenie doprowadza dom do stanu godnego pożałowania (tym bardziej, że koty tłukąc się ze sobą zostawiają po sobie niepojęte ilości kociej sierści) sprawiała, że od czasu do czasu niepostrzeżenie, korzystając z nieobecności męża albo odkurzyłam mieszkanie, albo zrobiłam pranie, co kończyło się pogorszeniem mojego (i mężowskiego) samopoczucia.

1

Bo ja mam nieodparte uczucie, że MUSZĘ coś zrobić, że jeszcze to i to jest do zrobienia i że to coś nie może czekać. Moja wybujała ambicja i przesadna pracowitość ciągną mnie za poły swetra i nie dają posiedzieć. Siedząc (czy o zgrozo leżąc) i czytając w nieskończoność książkę mam ogromne wyrzuty sumienia, że marnuję czas. Ponadto denerwuję się widząc piękną pogodę za oknem, że ja nie mogę wyjść z domu. Myślę o tych wszystkich chorych przykutych do łóżek w domach i szpitalach. Mam za dużo czasu na myślenie i zaczynam wariować z braku sił do pracy…

Ten weekend miał być wspaniały. Spędzony z przyjaciółmi w ich domu z kominkiem, za miastem. Miały być spacery nad jezioro i wspólne grilowanie. Zamiast tego był wciąż kaszel, ból w mięśniach i oglądanie świata za oknem.

A to tylko dlatego, że nie daję sobie szansy dojść do zdrowia.

Wczoraj przeniosłam się z sypialni do pokoju dziennego, zapaliłam świeczki, przykryłam się zrobionym na drutach pledem, wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Zrobił się taki nastrój, że poczułam przez chwilę, jakby się zatrzymał czas, a trwająca właśnie chwila otuliła mnie ciepłym, miękkim ramieniem. Zrobiło mi się tak błogo i chciałam, żeby ta chwila trwała jeszcze długo. Z tej cichej błogości wyrwał mnie przestrach, że ja nic nie robię.

I wtedy dotarło do mnie, że ja… nie umiem wypoczywać!

IMG_1696

Nie umiem tak bezpardonowo, egoistycznie usiąść i zanurzyć się bezczynnie w płynącym czasie. Delektować się nicnierobieniem i być jeszcze z tego powodu szczęśliwym. Usłyszeć własne myśli i marzenia. Trwać i być. Tu i teraz.

Okazuje się, że wypoczywać trzeba umieć i ja się muszę tego nauczyć. O nauki poproszę moją przyjaciółkę, Kasię, którą, równie wielki jak mój, perfekcjonizm doprowadził kiedyś do wypalenia. Kasia wraca do siebie, ale w międzyczasie nauczyła się medytować, odpoczywać, uprawia jogę, za co ją osobiście szczerze podziwiam.

Może uda mi się zwolnić nieco tempo?

A jutro do pracy. Po przerwie aż się boję. Mam tylko nadzieję, że NIE rozpędzę się znowu i że jeszcze zdążę się nacieszyć jesienią, zanim spadnie pierwszy śnieg….

14 thoughts on “Sztuka odpoczywania

  • Anna18 października 2015 at 17:03

    Mam ten sam problem, Moniko! Pracuje na pełny etat i dodatkowo uczę się w collegu. Mam wolne weekendy, lecz co druga sobota spędzam na zajęciach. Wczoraj po powrocie posprzątałam cały dom, zrobiłam 2 prania, obiad i zakupy. Dziś wstałam o 8, gdyż nie potrafiłabym tak po prostu spać do 10 czy, 12. Mam wrażenie, ze w ten sposób tracimy czas i umyka nam życie. Tak wiec do godziny 12 zdążyłam posprzątać szafę z ubraniami i ugotować 2 obiady. Popołudnie miałam zamiar spędzić czytając notatki, kiedy nagle zdałam sobie sprawę, ze chyba dzieje się ze mną coś niedobrego… Zastanawiam się jak to zatrzymać? Jak sobie pomoc? 🙁

    Odpowiedź
    • Kasia18 października 2015 at 18:38

      Aniu? Czy mogę podpowiedzieć?
      Masz dni wypełnione po brzegi i wnioskując z tonu Twojego komentarza wiele chcesz od życia. To tylko powód do radości.
      Jeśli wszystkie te zajęcia robisz mając kontakt z sobą, rozumiejąc swój cel, to gratuluję. Ale jeśli one odbierają Ci szansę na ten kontakt, to są różne sposoby: można obniżyć swoje standardy jeśli chodzi o dbanie o dom, gotowanie, pranie….
      Można poprosić o pomoc domowników.
      Można zrezygnować z niektórych czynności na korzyść odpoczynku.
      Czego na pewno nie można, to zapominać o sobie. Gonić bez tchu, bo to się zwykle kończy upadkiem. Jakimś uszczerbkiem na zdrowiu. A kiedy ten nastąpi.. no cóż… wtedy nie da się nikomu pomóc. I wierz mi, nie należy zakładać, że otoczenie będzie potrafiło stanąć na wysokości zadania i pomóc Tobie.
      Życzę powodzenia!
      /Kasia @ ZebraZone

      Odpowiedź
      • agra77pl19 października 2015 at 02:24

        Ech… Kasiu wiesz co piszesz. A i ja i Monia i Ty wiemy jak jest to trudne…

        Odpowiedź
  • dee4di18 października 2015 at 19:49

    Mojej siostrze sie kiedyś przydarzyła depresja i pierwsze czego musiała sie nauczyć by dojść do siebie to nic nie robić. Wbrew pozorom to wielka sztuka. Życzę ci Moniko tej umiejetność, bo warto.

    Odpowiedź
    • Kasia19 października 2015 at 16:20

      Zwrot NIC NIE ROBIĆ jest dla mnie baaaardzo prowokujący 🙂
      Kiedyś prowokowało mnie nicnierobienie i opieszałość, lenistwo, niepoduktywność.
      Dziś wiem, że nie chodzi o to, by nic nie robić.
      Chodzi o to, by robić NIC 🙂

      Innymi słowy: To, że się nie wykonuje żadnego zadania w danej chwili, nie oznacza, że się nic nie robi. Owszem, robi się ODPOCZYWANIE. Robi się REGENERACJĘ. Nie tylko sił fizycznych ale i (w przypadku ludzi cierpiących na depresję czy wypalenie) regenerację tych części mózgu, których nadwyrężenie doprowadziło do stanów depresyjnych czy luk w pamięci roboczej.

      Dlatego właśnie, żeby wyjść np. z depresji trzeba cierpliwie i z największą żarliwością robić NIC i dać organizmowi szansę na odbudowę.

      Dla ludzi, którzy są „tylko” lekko nadpaleni, wycieńczeni i mają zwyczajnie dość pośpiechu czasem wystarczy 2 tygodnie choroby, przeleżenie w łóżku (mądry organizm się o to upomni, złapie jakiegoś wiruska… i chwała mu za to!).
      Mam nadzieję, że tak właśnie było w Twoim przypadku Monia. Ale najlepiej działać profilaktycznie 🙂

      Uściski!

      Kasia @ ZebraZone

      Odpowiedź
      • agra77pl19 października 2015 at 17:54

        Tiaaaa. fajny organizm lapie fajego wiruska, mniej fajny tylko wola jestem zmeeeeczony, odpusc a wtedy sie mowi jeeeeeszcze trooooche i jeeeeeeeeszczeeeeee troche. No do czasu…

        Odpowiedź
  • baixiaotai19 października 2015 at 04:36

    Z całej siły życzę Ci, żebyś zdołała się wyrwać z tego wyścigu. Idealne nie znaczy najlepsze. Straszliwie się cieszę, że Mama nie zdołała mnie zarazić swoim perfekcjonizmem.

    Odpowiedź
    • agra77pl19 października 2015 at 11:30

      Granica miedzy odpowiedzialnoscia a perfekcjonizmem czasami jest cienka jak wlos.

      Odpowiedź
      • Kasia19 października 2015 at 15:59

        Dla mnie perfekcjonizm jest podszyty lękiem. Obawą przed byciem zdemaskowanym jako osoba niekompetentna, niewystarczająca.
        Więc Twoja Mama może „zwyczajnie” wychowała Cię na osobę, która nie musi nikomu nic udowadniać żeby czuć się wartą miłości i akceptacji 🙂

        A bycie odpowiedzialnym zaczyna się dla mnie (od niedawna…) od odpowiedzialności za samego siebie. Za swoje zdrowie i dobre samopoczucie.

        Uściski!
        /Kasia @ ZebraZone

        Odpowiedź
      • agra77pl19 października 2015 at 17:53

        Kasiu mi chodzilo raczej o moja odpowiedzialnosc w pracy jako lekarza, wobec pacjentow, wobec personelu i samej siebie, ale poza tym sie zgadzam.

        Odpowiedź
  • Atia19 października 2015 at 18:06

    W SE spotlalo mnie tzw „utbrändhet” wyczerpanie organizmu o ktorym wczesniej slyszlam i czytalam ale to moglo „spotkac” wszystkich innych ale nie mnie…..
    No i jednak mnie spotkalo…… na poczatku sadzilam ze to szybko minie tylko troche odpoczynku ,witamin, dobre jedzenie, zdrowe spanie i bedzie ok…. to tak bylo wg mojej oceny i konsultacji z lekarzem. Jednak oczekiwanego efektu nie bylo i bylo jednak coraz gorzej…….
    Lekarz skierowal mnie do psykiatry na konsultacje……….
    Co? do psykiatry ? ja? przeciez tylko jestem zmeczona…..
    No ale pomyslalam, pojde i zobacze co oni ode mnie chca………. Skierowanie od lekarza i wyslalam pod wskazany adres, w krotkim czasie dostalam telefon od pani kurakor, kilka wstepnych pytan przygotowujacych do spotkania z psychologiem i rowniez po kilku dniach listowne potwierdzenie na wizyte z psychologiem…
    Jak na „szpilkach” ale mysle, musze zobaczyc jak to przebiega i w ogole co oni stwierdza….
    W wyznaczonym dniu i pod wskazanym adresem do pokoju zaprosila nmnie pani z recepcji, pokoj „pusty” tylko z kilkoma meblami, i wchodzi pani kurator i pani psycholog…
    Na „zywo” byly pytania i moje odpowiedzi, lzy i smiech…. i w koncu swoje podumowanie przedstawila pani psycholog:
    konflikt med belastning och förmåga
    …..i to byl moment co dotarlo do mnie nagle, tak to prawda…..

    …rozstalysmy sie z moimi lzami radosci i obie panie poprosily o tel. w chwili kiedy bede potrzebowala rozmowe, moj trzeci i ostatni kontakt byl telefoniczyny z podziekowaniem za tak pomocne spotkanie…..

    Dzisiaj na lodowce przyklejony jest napis duzymi czerwonymi literami:
    „Träna på att säga nej.
    Slösa inte bort din tid på att göra sådant du egenigen inte vill”

    Odpowiedź
  • agu20 października 2015 at 06:50

    Mam to samo-nieodparte uczucie, ze nie moge/ nie powinnam marmowac czasu na „zwykle siedzenie”. Co tydzien planuje nie robic nic chociaz w jeden wolny dzien od pracy… i co? A no nic… jeszcze nigdy nie udalo mi sie poswiecic calego dnia na odpoczynek- zawsze znajde cos co musze zrobic. Najtrudniej jest mi powiedziec „nie” mojej czteroletniej corce. Moze to podswiadoma mysl, ktora siedzi mi w glowie jeszcze z czasow studiow, a pozniej pracy w szkole – pojecie czasu wolnego oznacza klopoty :p A moja corcia jest az nadto pobudliwa wiec wole miec kontrole nad tym co robi :p Kolejna kwestia to podejmowanie proby organizowania czasu wolnego calej rodzinie. Fakt, lubimy podrozowac, zwiedzac… ostatnio mam wrazenie, ze troche na sile – przeciez nie przesiedzimy calego dnia w domu :/
    Najwyzsza pora by to zmienic.

    Odpowiedź
    • Kasia20 października 2015 at 07:15

      Mi zawsze dawano radę, żeby nie próbuować robić drastycznych zmian. One są skazane na niepowodzenie a my się wtedy za to samobiczujemy, czujemy, że nawaliliśmy. Dlatego może rozwiązaniem są mniejsze porcje świadomego odpoczynku nawet w te dni, kiedy ma się zaplanowane masę zajęć.
      Wydaje mi się, że to też jest bardziej efektywny sposób. Tzw. mikropauzy, które regenerują, a jednocześnie nie dostajesz palmy, że marnujesz CAŁY dzień 🙂

      /Kasia @ ZebraZone

      p.s. Jak się jest rodzicem, to instynkt i macierzyński i ten samozachowawczy są bardzo silne. Lepiej mieć oko cały czas niż później zbierać poprzewracane kwiatki 😉
      Ja czasem na siłę ignoruję wołanie mojego Syna o uwagę, po chwili on zapomina i bawi się dalej lub rozwiązuje swój problem sam. Dzieci, które mają poczucie, że są obserwowane bardziej się opierają na rodzicach. Te, które mają poczucie własnej odpowiedzialności za swoją zabawę myślę szybciej stają się zaradne i samodzielne 🙂
      Oczywiście wszystko musi być dostosowane do wieku dziecka.
      Uściski!

      Odpowiedź

Skomentuj Kasia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *